Joanna Wołosz: Nie "zjadłyśmy" trenera, pomogłyśmy sobie i jemu

Triumf Chemika Police w Pucharze Polski jest szczególnie cenny ze względu na perturbacje, jakie miały miejsce w ekipie mistrza kraju. Potwierdziła to najlepsza rozgrywająca turnieju w Kaliszu.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko

Michał Kaczmarczyk: Podejrzewam, że triumf w Pucharze Polski jest dla ciebie szczególnie cenny, jako że to twoje pierwsze "polskie" trofeum w siatkarskim CV.

Joanna Wołosz: Na pewno, tym bardziej, że miałam od dłuższego czasu z tyłu głowy to, że powrót do gry w Polsce będzie ciężki. Wiadomo było, że po okresie spędzonym we Włoszech wszyscy będą ode mnie sporo oczekiwać. Dlatego cieszę się z tego triumfu, skoro tak dobrze zaczynam w barwach polskiego zespołu, to może uda się także udanie skończyć sezon.

Po pierwszym secie to Atom był bliżej Pucharu Polski. Co pozwoliło wam podnieść swój poziom gry, chodziło o podbudowanie mentalności drużyny czy kwestie czysto taktyczne? 

- Sama nie wiem. Na pewno początek w naszym wykonaniu był dość nerwowy, miałyśmy wrażenie, że ten cały pierwszy set potoczył się strasznie szybko; punkt, punkt, punkt i już było po partii. Ale w kolejnym secie pokazałyśmy agresję i naszą prawdziwą siatkówkę. Trafiłyśmy na idealny moment w meczu, kiedy można było przycisnąć zespół z Sopotu i to nam się udało.

W kolejnych partiach spotkania imponowałyście szybkością i dynamiką gry. Wydaje się, że nie ma już śladu po waszym wyraźnym osłabieniu ze stycznia i lutego tego roku.  

- Ten okres z początku roku był bardzo ciężki. Właśnie od drugiego seta finału widziałam zespół sprzed kwalifikacji olimpijskich, bez śladów zmęczenia, który walczył o każdą piłkę. Pokazałyśmy nasz najwyższy poziom we właściwym momencie i postaramy się utrzymać taką dyspozycję już do samego końca.

Czy wasza koncentracja na tym, by odebrać Puchar Polski stracony w Kędzierzynie-Koźlu faktycznie była tak duża? 

- Zdecydowanie, to był nasz cel numer jeden na ten sezon, oczywiście poza odpowiednim wynikiem w Lidze Mistrzyń, którego niestety nie osiągnęłyśmy. Skupiałyśmy się bardzo mocno na tym turnieju, kiedy przyjechałyśmy do Kalisza, cel był jeden: odebrać Puchar Polski.
Doczekaliśmy się w Pluslidze hitowych spotkań w skali całego kraju między Skrą Bełchatów a Resovią, może rywalizacja Chemika z Atomem również nabierze takiego wymiaru?

- Nie mnie to oceniać. Wydaje mi się, że zarówno my, jak i dziewczyny z Sopotu, wychodzimy na parkiet tylko w jednym celu. Wiadomo, że dla obu drużyn te spotkania są wymagające, bo prezentujemy podobnie wysoki poziom.

Finały Pucharu Polski przypadły na okres decydujących rozstrzygnięć w fazie play-off ligi. Zwycięstwo w Kaliszu pomoże wam w podniesieniu morale przed drugim meczem z dąbrowskim MKS-em?

- Mam taką nadzieję. Musiałyśmy sobie udowodnić, że potrafimy grać i wygrywać trudne mecze, w których czasem znajdujemy się pod ścianą, jak w półfinale z Budowlanymi. Teraz pozostaje tylko kwestia podtrzymania osiągniętej dyspozycji i mam nadzieję, że w najbliższym meczu w Dąbrowie Górniczej powtórzymy to, co pokazałyśmy w Kaliszu.

Wciąż mnie zastanawia, jak 29-letniemu trenerowi tuż po niespodziewanym awansie na stanowisko głównego szkoleniowca udało się zjednać sobie szatnię z tyloma mocnymi i wyrazistymi osobistościami. Niejeden bardziej doświadczony szkoleniowiec miałby z tym problem.

- Od samego początku, kiedy została podjęta decyzja o zmianie trenera, Kuba prosił nas, żeby nie traktować go inaczej niż miało to miejsce wcześniej. Poza tym zdawałyśmy sobie z dziewczynami sprawę, że to trudny moment w drużynie i sporo zależy od nas, bo przecież w niejednym zespole tak młody trener mógłby zostać "zjedzony". Uznałyśmy, że jeśli to ma pójść w dobrym kierunku - a to był okres, kiedy byłyśmy w naprawę głębokim dołku - musimy sobie wzajemnie pomóc i podać ręce. O pracy Kuby mogę wypowiadać się w samych superlatywach, nasza współpraca układa się wzorowo.

Jak mówił sam trener Głuszak, wasza relacja jest czysto partnerska, bez sztucznego budowania autorytetu i poczucia wyższości którejś ze stron.

- Trener podczas treningów sporo od nas wymaga i dzięki wewnętrznej mobilizacji same zaczęłyśmy wymagać od siebie więcej, żeby w nowych warunkach iść w dobrym kierunku. A poza boiskiem pozwalamy sobie na żarty, czasem nawet głupie. Wypracowaliśmy sobie model partnerskiej współpracy i jak na razie działa to bez zarzutu.

Rozmawiał Michał Kaczmarczyk (@KaczmarSF

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×