Ola Piskorska: Z kim Lotos Trefl Gdańsk wolałaby zagrać o brązowy medal? Może pomóc Resovii (felieton)

PAP / Aleksander Koźmiński
PAP / Aleksander Koźmiński

W środowym meczu z mistrzem Polski, który miał być hitem kolejki, gdańszczanie nie mają już o co grać, bowiem ich czwarte miejsce jest niezagrożone. Ale zawsze mogą pomóc rywalowi w walce o finał oddając mu trzy punkty.

Cerrad Czarni Radom i Cuprum Lubin przegrały już swoje szanse na walkę o czwarte miejsce w tabeli, więc Lotos Trefl Gdańsk może być już pewien swojej pozycji, choć ma jeszcze dwa mecze do rozegrania (ale ostatni z MKS Będzin, który raczej nie ma szans na urwanie gdańszczanom więcej niż seta). Podopieczni trenera Andrei Anastasiego zakończą rundę zasadniczą na czwartym miejscu i będą grali o brąz PlusLigi. Z kim? A tego właśnie jeszcze nie wiadomo.

Istnieją dwie możliwości - z Asseco Resovią Rzeszów lub ze PGE Skrą Bełchatów. Mistrzowie Polski mają już tylko jeden mecz do rozegrania, właśnie z Lotosem, a bełchatowianie dwa, jeden w Olsztynie i drugi u siebie z BBTS-em. Jeżeli wszystkie te trzy spotkania zakończą się wynikami 3:0 dla faworytów, to do finału wejdzie Skra. Jeżeli jednak potknie się i straci seta w którymś ze swoich spotkań, to do finału weszłaby Resovia. Pod warunkiem, że wygra bez straty partii swój ostatni mecz w Gdańsku.

I to daje Lotosowi różne możliwości. Może wyjść najmocniejszym składem i walczyć o zwycięstwo, nawet jak przegra, ale urwie seta, to znacząco zwiększa swoje prawdopodobieństwo na spotkanie się w pojedynku o medale z mistrzem Polski ponownie. Może też nie walczyć wcale i tym samym mocno zwiększyć szanse Resovii na awans do finału, a wtedy czeka go bitwa o brąz ze Skrą

A którego rywala wolałby sztab Lotosu? Najprostsza odpowiedź brzmi: wszystko jedno, bo z żadnym nie będzie faworytem, ale kiedy gra się do trzech zwycięstw, to wiele rzeczy może się zdarzyć. A Andrea Anastasi jest trenerem, który nie zdaje się na przypadki i z pewnością wykorzysta nawet łut szansy na poprawienie sytuacji swojej drużyny.

Z Resovią Lotos wygrał finał Pucharu Polski ponad rok temu i Superpuchar Polski jesienią, ale to by było na tyle. W walce o złoty medal PlusLigi już przegrał, tak samo w kolejce ligowej w pierwszej rundzie. Do tego na długich dystansach mistrzowie Polski są wyjątkowo nieprzyjemnym przeciwnikiem, bo mają najszerszą ławkę w lidze z bardzo wyrównanym składem i jedna trafiona zmiana może odmienić losy meczu. Prawie wszyscy ich zawodnicy są ograni i doświadczeni, nie paraliżuje ich granie o najwyższe cele. I choć cały sezon grają zupełnie nieporywająco, to znani są w tego, że w końcówce sezonu wznoszą się na poziom wcześniej dla nich niedostępny i nawet jeżeli nadal nie zachwycają, to są skuteczni. Do tego w tym sezonie klasa, którą pokazuje Bartosz Kurek, bije na głowę osiągnięcia Mariusz Wlazłego na pozycji atakującego. Granie z Resovią czterech czy pięciu spotkań jest niemiłą perspektywą, której uniknąć wolałby i Lotos i pewnie również ZAKSA.

Skra - choć też groźna - jest nieco wygodniejszym przeciwnikiem. Po pierwsze Lotos ich pokonał rok temu w półfinale bez przesadnego wysiłku, po drugie ławka brązowych medalistów Polski jest bardzo mizerna (poza środkowymi, którzy wszyscy prezentują bardzo wysoki poziom). Patrząc po ich dokonaniach w całym sezonie, trudno się spodziewać, że rezerwowi z Bełchatowa odmienią losy jakiegokolwiek spotkania. No i oczywiście nie można zapomnieć o głębokim i trwałym konflikcie w drużynie, który na razie stara się wyciszyć doświadczony nowy selekcjoner, ale w trudnych momentach i na długim dystansie kilku meczów on może znowu wyjść na powierzchnię. Na razie nie lubiący się siatkarze prześcigają się w pokazywaniu, kto jest bardziej przydatny drużynie i zdobywa dla niej więcej punktów, ale ta sielanka może się gwałtownie skończyć po pierwszym przegranym meczu.

Z tych wszystkich powodów nieco łatwiejszym rywalem do pięciomeczowej walki o medale wydaje się być właśnie Skra. Jeżeli z tego samego założenia wychodzi trójmiejski sztab szkoleniowy, to nie będzie miał żadnych skrupułów, żeby spokojnie oddać trzy sety mistrzom Polski i tym samym przedłużyć ich szanse na wejście do finału. Wtedy trudniejszy rywal może dostać się ZAKSIE.

W przypadku innych szkoleniowców można by odrzucić taką możliwość, że będą kalkulować, czy bardziej im się opłaca zwycięstwo czy porażka, ale akurat w przypadku Anastasiego kwestia jest oczywista. Włoski szkoleniowiec już wielokrotnie w swojej karierze udowadniał, że jego zdaniem cel uświęca środki i skuteczność jest ważniejsza niż tak zwany "duch sportu". Niewątpliwie nie z "ducha sportu" trenerzy są rozliczani, tylko z wyników.

Jeżeli Włoch uznał, że bardziej opłaca się Lotosowi wypchnąć mistrzów Polski do finału, to z hitu kolejki będziemy mieli raczej krótki i bezbarwny kit. Ale jeżeli doszedł do wniosku, że jednak to podopiecznymi trenera Andrzeja Kowala woli walczyć o brązowy medal i w tym celu jego zawodnicy muszą wygrać choć jedną partię, to w Ergo Arenie możemy zobaczyć pasjonujące widowisko, w którym zderzą się bardzo sprzeczne interesy i każdy set będzie na wagę - prawie dosłownie - złota.

Nie możemy w tych rozważaniach zapomnieć o jednym istotnym detalu. PGE Skra zagra z Indykpolem o 18, a pierwszy gwizdek w Ergo Arenie rozlegnie się o 20.30. Jeżeli olsztynianie urwą seta lub więcej brązowym medalistom Polski, to starcie Lotosu z Resovią zadecyduje o tym, kto zagra w finale. I wtedy Anastasi będzie mógł wybrać sobie rywala do walki o brąz nie oglądając się na innych.

Ola Piskorska

Zobacz inne artykuły Oli Piskorskiej --->>>

Zobacz wideo: #dziejesienazywo: Walka o Igrzyska - brak awansu byłby tragedią

Źródło artykułu: