Final Four Ligi Mistrzów po polsku, czyli przez Berlin do Krakowa

W ubiegłorocznym Final Four w Berlinie walczyły dwie polskie ekipy, a kibice obu drużyn opanowały trybuny w Max-Schmelling Halle. W najbliższy weekend nasz kraj reprezentować będzie tylko Asseco Resovia Rzeszów.

Kiedy przed rokiem ogłoszono, że gospodarzem turnieju finałowego będzie Berlin, w Polsce wybuchła euforia. Stolica naszych zachodnich sąsiadów jest świetnie skomunikowana z naszym krajem, więc wielu kibiców już w ciemno zdecydowało się na wyprawę do Niemiec.

Pomyślne losowanie, szczególnie patrząc na formę PGE Skry Bełchatów i Asseco Resovii Rzeszów, dało nadzieję, że obie ekipy wystąpią w Final Four. Tak też się stało, co było wyczynem historycznym - dwa zespoły z PlusLigi zakwalifikowały się do imprezy w Berlinie. Co więcej - PGE Skra uczyniła to po raz pierwszy drogą sportową, natomiast Resovia po raz pierwszy, w ogóle.

Śmiało można powiedzieć, że w dużej mierze dzięki kibicom z naszego kraju turniej w Berlinie zakończył się sukcesem organizacyjnym. Polacy opanowali trybuny, bilety wyprzedały się błyskawicznie, a frekwencja była godna pozazdroszczenia. Przy okazji zmotywowani zostali sympatycy miejscowego Berlin Recycling Volleys, starając się dorównać gościom i równie mocno oraz głośno dopingować swój zespół.

Sportowo? Przez udział dwóch polskich ekip jeszcze przed startem turnieju było pewne, że zdobędziemy przynajmniej jeden medal. Reguły rozgrywek z automatu wskazują na bratobójcze pojedynki w półfinale (w tym roku tak będzie z włoskimi drużynami, ale po raz ostatni, bowiem od przyszłego sezonu zmienia się regulamin i będzie losowanie). Poziom polskiego meczu nieco zawiódł, widać było, że PGE Skra gdzieś formę zgubiła i choć wszystkie partie były stosunkowo wyrównane, Resovia zwyciężyła w trzech setach.

W niedzielę bełchatowianie zdawali się być z jednej strony nieco zniechęceni po słabszym występie dzień wcześniej, ale równocześnie chcieli wywalczyć medal. BRV było teoretycznie najsłabszą ekipą w stawce, jednak gospodarze zagrali z podejściem, jakie reprezentują wszystkie drużyny, walczące przeciw Skrze czy Resovii, a będące od nich teoretycznie gorsze. Podopieczni Marka Lebedewa wykorzystali słabości przeciwników i nie mając nic do stracenia, grali na "ułańskiej fantazji".

W tie-breaku poderwali się kibice Resovii, którzy czekali już na finał. Czapki z głów za ich postawę, kibicowali Skrze, która przecież w PlusLidze jest jednym z największych rywali. Sami siatkarze byli pozytywnie zaskoczeni taką reakcją. Ostatecznie ten miły gest nie przełożył się na wynik, drużyna Miguela Falaski przegrała piątego seta do 21 (!). Miała swoje szanse, nie wykorzystała ich i pozostała poza podium.

Kilkanaście minut później na parkiet wyszli rzeszowianie, pewni już medalu, więc i nieco rozluźnieni. Zenit Kazań okazał się być jednak poza zasięgiem, ku uciesze garstki kibiców (przylecieli do Berlina prywatnym samolotem na koszt klubu), triumfował w całych rozgrywkach.

Resovia w debiucie na tym poziomie rozgrywek sięgnęła jednak po srebrny medal i choć z jednej strony zawodnicy czuli niedosyt, że niewystarczająco dobrze zaprezentowali się w finale, wiedzieli, że zapisali kolejną piękną kartę w historii klubu.

W Krakowie mogą sukces powtórzyć, mogą wynik ten poprawić, jednak najpierw będą musieli zrewanżować się Zenitowi Kazań. Rosyjski potentat poległ w premierowym meczu 1/3 finału z PGE Skrą, a skoro jedna polska ekipa potrafiła go pokonać, rzeszowianie też mogą tego dokonać.

O tym, że będzie to prawdziwe święto siatkówki, nie trzeba nikogo przekonywać. Imprezy organizowane w Polsce zwykle są na najwyższym poziomie, a przedstawiciele Resovii bardzo uważnie obserwowali wszystko w Berlinie, który organizacyjnie wypadł bardzo korzystnie. Kraków po raz pierwszy (ale nie ostatni) w tym roku zostanie stolicą volleya.

Dominika Pawlik

Zobacz wideo: Agnieszka Radwańska: Do Rio po medal, a nie po wirusa

{"id":"","title":""}

Komentarze (0)