Reprezentantka Czech rozegrała na polskich parkietach fantastyczny sezon. Udowodniła że jest gwiazdą światowego formatu i - o ile jest w pełni zdrowa - daje sobie radę pod wielką presją. W meczach o złoty medal potwierdziła swoją siłę ognia w ataku, dlatego też znalazła się w naszej szóstce sezonu.
WP SportoweFakty: Finał z PGE Atomem Treflem Sopot poszedł wam dość gładko. Z boku te mecze wyglądały na jedne z łatwiejszych w sezonie.
Helena Havelkova: To nie było do końca tak. Wszyscy oczekiwali tego, że wygramy całą ligę. Musiałyśmy to zrobić i zrobiłyśmy to, ale nie wyglądało to tak łatwo, jak się wydaje. Atom grał dobrze, a my bardzo dobrze i to jest ta różnica. Miały bardzo trudną zagrywkę, to była ich główna broń, ale dawałyśmy sobie radę.
Czy w ogóle był taki moment, że poczułyście się zagrożone w tej rywalizacji o złoto?
- W pierwszym i trzecim meczu Atomówki postawiły się najbardziej. Wtedy właśnie musiałyśmy się jeszcze bardziej skoncentrować i zacząć wszystko od początku i nie pozwolić im uciec. Uważam, że wykonałyśmy kawał dobrej roboty, bo nawet gdy przegrywałyśmy kilkoma punktami, potrafiłyśmy je złapać w odpowiednim momencie.
We wszystkich trzech meczach stosunkowo często zagrywką szukałyście Agaty Durajczyk. Taktyka?
- Były takie ustawienia, że rozgrywająca wchodziła z trudnych pozycji, bodaj z jedynki, więc to był element taktyki. Nasz sztab wykonał znakomitą pracę w przygotowaniu nas do tego meczu, w rozpracowaniu przeciwniczek. Jak było widać, bardzo dużo piłek broniłyśmy, dużo punktowałyśmy blokiem. Współpraca tych dwóch aspektów bardzo wiele nam dała.
ZOBACZ WIDEO Ondrej Duda: Ten mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby... (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Kiedy rozmawialiśmy w sierpniu, mówiłaś, że nie możesz się już doczekać pierwszego występu w Orlen Lidze. Jakie wrażenie zrobiła na tobie polska ekstraklasa względem na przykład Serie A?
- Byłam bardzo zadowolona, że otrzymałam możliwość gry w Polsce, bo to kompletnie inne środowisko, tu w lidze gra bardzo dużo młodych siatkarek. Jest 4 czy 5 zespołów, które grają bardzo dobrze i takie zawodniczki mogą dzięki temu obywać się z tą siatkówką na najwyższym poziomie. W ten sposób polska liga może stać się wkrótce jeszcze silniejsza.
Na krajowym podwórku zgarnęłyście wszystko - Superpuchar Polski, Puchar Polski i mistrzostwo Polski. Aż trochę szkoda, że nie poszedł za tym wynik w Europie...
- Tam pechowo trafiłyśmy w fazie pucharowej na Fenerbahce, ale uważam, ze miałyśmy wtedy najtrudniejszy moment w ciągu całego sezonu i cieszę się, że później potrafiłyśmy się po nim podnieść. Środek sezonu kosztował nas naprawdę bardzo wiele sił.
No właśnie, na przełomie lutego i marca musiałaś na chwilę wycofać się z treningów. Jak czujesz się teraz?
- To wynikało z przeciążenia. Po sezonie kadrowym od razu przyszedł ten klubowy i granie co 3 dni. To normalne, musiałam się na chwilę poddać leczeniu, ale to nie było nic poważnego i teraz jest już w porządku.
Tak czy siak chyba możecie odetchnąć z ulgą, że to już koniec i macie chwilę na regenerację. Trenerzy reprezentacji z pewnością to docenią.
- Można powiedzieć, że gdyby nie to, że zakończyłyśmy finał w trzech meczach, to w ogóle nie byłoby czasu dla kadrowiczek. Myślę, że szczęśliwi z tego powodu są nie tylko trenerzy, ale także zawodniczki, bo po takim sezonie jesteśmy bardzo zmęczone. Czułyśmy się w pewnym momencie jak roboty. Jak mówiłam, gdy kończy się kadra, zaczyna się klub. Potem kończymy rozgrywki ligowe i za chwilę trzeba być w kadrze. To szkodzi ciału, powoduje więcej kontuzji, ale też dobija psychicznie.
Policki gwiazdozbiór ciągle stawiany był w roli faworyta na krajowym podwórku. Jak sobie z tym radziłaś?
- Wszystko kręciło się wokół tego, że my musiałyśmy wszystko wygrywać. A każdy przeciwnik chciał zdetronizować. Pewnie że nie grało się wygodnie z taką myślą, szczególnie w kobiecej siatkówce, gdzie czasem dzieją się rzeczy dziwne i nie jest łatwo utrzymać równą dyspozycję. Dlatego tym bardziej cieszy to zwycięstwo w finale w trzech meczach.
Rozmawiał Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki)