15 lipca 2015 roku. Rio De Janeiro. Hala Maracanazinho. Francja podejmuje faworyzowaną Brazylię w swoim pierwszym występie w Final Six Ligi Światowej. Przed rozpoczęciem pojedynku we francuskich szeregach panuje wesoła atmosfera. Uśmiechnięci członkowie drużyny robią sobie pamiątkowe zdjęcie, którego głównym bohaterem jest Kevin Le Roux.
Środkowy szeroko rozkłada ręce na bok, niemal identycznie jak Jezus Chrystus na górze Corcovado. Wygląda, jakby był władcą. Trzy miesiące później zdjęcie staje się symbolem postawy Francuzów w całym 2015 roku. Zdobyli w nim wszystkie możliwe trofea.
Na finałowy turniej do Brazylii przyjechali dzięki wygraniu zmagań w II dywizji Ligi Światowej. O tym, że polecą do Ameryki Południowej, dowiedzieli się bardzo późno. Stało się to cztery dni przed ich inauguracyjnym meczem w Rio De Janeiro, po zwycięstwie 3:0 nad Bułgarią w Warnie. Międzykontynentalna podróż nie obyła się bez przygód, lecz w żadnym stopniu nie zaburzyła harmonii wewnątrz zespołu.
- Moi podopieczni nie uskarżali się na trwającą 20 godzin podróż, ani na fakt, że po przylocie do Brazylii zaginęło 11 naszych bagaży. Mam w składzie młodych siatkarzy, którzy nie narzekają i potrafią o wszystkim zapomnieć, kiedy wchodzą na boisko - komentował Laurent Tillie, trener reprezentacji Francji.
Jego słowa znalazły odzwierciedlenie w konfrontacji z gospodarzami, zakończonej triumfem 3:1. Cztery dni później Les Bleus otwierali szampany. W finale zmiażdżyli 3:0 Serbię, tuż po tym, jak w półfinałowym thrillerze znaleźli sposób na Polaków (3:2). Francja znów stała się wielka. Potwierdziła to w październiku, zdobywając mistrzostwo Europy. W drodze po kolejne sukcesy z ust francuskich graczy nie schodziły uśmiechy.
Swoboda sposobem na Ngapetha
Tillie od początku pracy z kadrą dał zawodnikom dużą autonomię. Zastosował zupełnie inną metodę niż poprzedni selekcjoner Philippe Blain (2001-2012). - Wszyscy jesteśmy dorośli. Philippe miał regulaminy z całą masą zakazów, nakazów i kar. Na przykład zawodnicy cały czas musieli być i jeść razem. Mieli też zakaz słuchania muzyki w szatni. Dla mnie to bez sensu. Wszyscy potrzebujemy trochę wolności, żeby nie oszaleć - wyjaśniał Tillie, który przede wszystkim odnalazł porozumienie z Earvinem Ngapethem.
Krnąbrny przyjmujący, wyrzucony z kadry za niewłaściwe zachowanie podczas Mistrzostw Świata 2010, obecnie nie sprawia już kłopotów wewnątrz drużyny. Podczas Final Six został uhonorowany nagrodą MVP.
- Earvin potrafi łączyć efektywność z efektownością. Ma potrzebę bycia gwiazdą. Daję mu więc na boisku wolną rękę, choć czasami podpowiem, by ustawił się na przykład w innym miejscu. We współpracy z nim nie mam zamiaru niczego mu udowadniać, tylko ewentualnie wcielam się w rolę doradcy - mówił Tillie.
Pod jego skrzydłami Ngapeth nie tylko błyszczy na boisku. Dba również o atmosferę w chwilach wolnych od meczowej rywalizacji. - Earvin na pewno jest liderem, jeśli chodzi o dobrą rozrywkę, żarty, muzykę i imprezki - dodawał z uśmiechem 52-letni szkoleniowiec. Siatkarz wraz z Morym Sidibe nagrał między innymi piosenkę pod tytułem "Team Yavbou", opowiadającą właśnie o ich reprezentacji. Przyjmujący DHL Modena wcale nie jest jednak wyznaczony do pełnienia roli dowódcy w trakcie spotkań.
Przywódca i jego spojrzenia
- Podczas treningów i meczów bezdyskusyjnym liderem jest rozgrywający Benjamin Toniutti i wszyscy to akceptują - tłumaczył Tillie. O swoim kapitanie w ciepłych słowach wypowiadali się także koledzy z reprezentacji.
- Benjamin jest przykładem do naśladowania dla każdego młodego siatkarza, ponieważ zawsze jest należycie skoncentrowany i daje z siebie sto procent - opowiadał Jenia Grebennikov. Mory Sidibe dorzucał natomiast: - Toniutti jest prawdziwym przywódcą. Najbardziej cenię go za niesamowitą pracowitość.
Francuzi doskonale wiedzą, co mają robić na boisku. Rozumieją się właściwie bez słów, w związku z czym niezmiernie rzadko słychać po ich stronie podniesiony głos.
- Czasami nie trzeba rozmawiać z danym zawodnikiem, ponieważ sam zdaje on sobie sprawę, że się pomylił. Wtedy wystarczy rzucić mu sugestywne spojrzenie, mówiące "dam ci następną piłkę" lub "nic się nie stało, w następnej akcji zanotujesz lepsze przyjęcie". W kadrze już od dłuższego czasu występujemy w podobnym składzie, więc takie sytuacje są czymś naturalnym - wyjaśniał Toniutti, który na jednym z drużynowych zdjęć wcielił się w rolę ... łososia.
26-letni reżyser gry Francuzów udawał rybę podczas styczniowego olimpijskiego turnieju kwalifikacyjnego w Berlinie. Przez tę imprezę mistrzowie Europy również szli jak burza. Aż do finału.
W decydującym boju pokonali ich Rosjanie. Cały siatkarski świat dowiedział się, że francuską maszynę również można zatrzymać. Już za niecały miesiąc okazję do powtórzenia tego wyczynu otrzyma w Tokio reprezentacja Polski. Obie ekipy zmierzą się podczas zawodów ostatniej szansy do wywalczenia przepustki na Igrzyska Olimpijskie.
Ani jedni, ani drudzy nie powinni mieć jednak problemów ze zrealizowaniem celu. Zanosi się więc na to, że w 2016 roku Rio De Janeiro znów może się okazać dla Francji synonimem triumfu. Utrzymanie się na topie będzie jednak znacznie trudniejszym zadaniem aniżeli cała ubiegłoroczna wspinaczka na szczyt.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Wilfredo Leon zagra w polskiej reprezentacji? Jest komentarz