Jacek Nawrocki: Wrócić do elity byłoby wspaniale. Pamiętajmy jednak, że zespół jest w budowie

Siatkarki reprezentacji Polski w pierwszym meczu na turnieju World Grand Prix we Włocławku zgotowały swoim kibicom prawdziwy horror. Ostatecznie jednak Biało-Czerwone odniosły niezwykle ważne zwycięstwo (3:2).

Przed piątkowym meczem z reprezentacją Argentyny wiadomo było, że wygrywając to spotkanie, polskie siatkarki zrobią pierwszy krok w kierunku awansu do Final Four II dywizji. Albicelestes to bowiem główny rywal naszej drużyny w walce o czwarte miejsce, gwarantujące awans do kolejnej rundy. Ciężar gatunkowy spotkanie nie sparaliżował jednak Biało-Czerwonych, które po dramatycznym boju ostatecznie pokonały ekipę z Ameryki Południowej 3:2.

- Granie takich spotkań to dla nas olbrzymie doświadczenie, które będzie ten zespół budowało. W nich zawodniczki łapią pewność siebie. Pokazaliśmy w tym meczu walkę, dużą agresywność w obronie, momentami też w bloku i zagrywce. Co prawda nie ustrzegliśmy się błędów, ale był to efekt narzucania sobie presji. Nie chodzi o presję z zewnątrz, ale taką, którą sami sobie nakładamy. To świadczy o ambicji i woli walki zawodniczek. To z kolei w przyszłości powinno działać na ich korzyść - powiedział po piątkowym spotkaniu Jacek Nawrocki.

W konfrontacji z Argentyną, selekcjoner polskiej kadry zdecydował się dokonać kosmetycznych zmian w wyjściowym ustawieniu. W miejsce Tamary Kaliszuk, która wciąż adaptuje się na pozycji przyjmującej, wystąpiła Martyna Grajber. Jak się okazało, była to trafiona decyzja, bowiem przyjmująca Budowlanych Łódź zanotowała udany występ w barwach drużyny narodowej.

ZOBACZ WIDEO Nowe rozdanie, stary układ. Plany nowego prezesa PZPS (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

- Postawiliśmy na Martynę Grajber w miejsce Tamary Kaliszuk, która jest przyjmującą w bardziej ofensywnej wersji szóstki. Tamarze nie jest jednak łatwo grać, ze względu na częstą zmianę pozycji (Tamara Kaliszuk to nominalna atakująca - dop. red.). W klubie przez cały sezon ponownie będzie występowała na lewym skrzydle. Możemy więc być pewni, że ta zawodniczka będzie się rozwijać - przyznał selekcjoner.

Piątkowa wygrana nad reprezentacją Argentyny sprawiła, że w przypadku triumfu Portorykanek nad Albicelestes w sobotnim starciu i wygranej Polek nad Kenią, oba zespoły zapewnią sobie prawo gry na turnieju Final Four w Bułgarii jeszcze przed ostatnim dniem rywalizacji. Ekipa z Afryki to teoretycznie najsłabsza drużyna II dywizji. Sobotnie starcie powinno więc być formalnością. Trener reprezentacji Polski przestrzega jednak przed lekceważeniem Kenijek.

- Kenia, to mówiąc kolokwialnie zespół z niższej półki. Należy im się jednak szacunek, ponieważ w zeszłym roku potrafiły wygrać III dywizję. Musimy więc mieć się na baczności. Nie możemy podejść do tego meczu lekceważąco. Jeżeli wygramy, droga do finału będzie otwarta. Wówczas w meczu z Portoryko może grać się łatwiej. Ja jednak wolę abyśmy rozgrywali trudne mecze, bowiem to pozwala nam się rozwijać. Nie szukamy łatwych spotkań  - powiedział selekcjoner.

Ewentualny występ na turnieju Final Four, który rozegrany zostanie w kolejny weekend w Bułgarii, to szansa dla Polek na powrót do elity po kilku latach nieobecności. Selekcjoner polskiej kadry nie ukrywa, że marzy mu się rywalizacja z najlepszymi na świecie.

- Byłoby wspaniale wrócić do elity. Musimy jednak pamiętać, że zespół jest w budowie. Bycie w elicie przyspieszyłoby diametralnie rozwój tego zespołu. Żaden trening nie jest w stanie zastąpić kontaktów z najlepszymi na świecie - uważa Jacek Nawrocki.

Źródło artykułu: