Brazylijczycy przystąpili do meczu mając już zapewniony udział w turnieju finałowym w Krakowie (13-17 lipca). W siedmiu rozegranych wcześniej meczach Ligi Światowej 2016 zanotowali bowiem bilans 6:1 i bardzo korzystny stosunek setów (19:5). Z kolei Belgowie legitymowali się 3 zwycięstwami i 4 porażkami.
To jednak podopieczni Dominique'a Baeyensa lepiej weszli w spotkanie. Od początku wysoką formę zasygnalizował leworęczny atakujący Gert van Walle, który już do pierwszej przerwy technicznej (8:5 dla Belgii - przyp. red.) miał na swoim koncie 5 punktów! Belgijski zespół dobrze spisywał się jednak również w defensywie.
Jego mocną stroną był blok, w którym brylował Simon Van De Voorde. Środkowego zupełnie nie zaskakiwały wybory Bruno Rezende. Popisywał się zarówno "czapami" (3 razy), jak i wyblokami, dającymi jego kolegom szansę na wyprowadzenie kontry. Po stronie brazylijskiej słabo funkcjonowali lewoskrzydłowi Ricardo Lucarelli i Murilo Endres, dzięki czemu Belgia pewnie wygrała pierwszą partię 25:20.
W kolejną odsłonę również weszła ona nieco lepiej, ale tym razem gracze Bernardo Rezende nie pozwolili jej znacząco odskoczyć. Sygnał do wrzucenia wyższego biegu dał im Eder Carbonera, przy którego zagrywkach Brazylia odrobiła dwa punkty straty i doprowadziła do remisu 11:11.
ZOBACZ WIDEO Tak kibicowaliśmy Biało-Czerwonym. "To był nieprawdopodobny szok, wszyscy zamarliśmy"
Od tego momentu obie ekipy toczyły bardzo zaciętą rywalizację. Przed długi czas trwała walka "akcja za akcję", ale w decydujących momentach częściej mylili się reprezentanci Belgii. Dwa bardzo kosztowne błędy w ataku popełnił w końcówce, wcześniej niezawodny, Van Walle. Po nich Brazylijczycy odjechali na 24:21 i po chwili przypieczętowali swój triumf w drugim secie (25:23).
Minimalna przegrana nie odebrała jednak Belgom wigoru. Kolejni zawodnicy podążali za przykładem kapitana Sama Deroo, który rozgrywał wyborne zawody w ofensywie, doprowadzając do szału blokujących rywali różnymi formami wykańczania akcji.
Jego dobra postawa nie wystarczała jednak do tego, by wypracować sobie bezpieczną przewagę nad Brazylią. Jej rozgrywający William Arjona (w połowie drugiego seta zmienił Bruno Rezende - przyp. red.) często wykorzystywał środkowych, dzięki czemu ponownie przez długi czas utrzymywał się remis. Tym razem jednak w kluczowym momencie pomylił się gracz z Ameryki Południowej, konkretnie Wallace De Souza, i to Belgowie zwyciężyli 25:22.
Podrażnieni Brazylijczycy wyraźnie skoncentrowali się na zwiększeniu siły w ataku. Od początku czwartej partii żaden z nich nie wstrzymywał już ręki, co szybko przyniosło im zamierzone efekty. Dzięki kilku "gwoździom" wbitym przez Wallace'a, oraz równie skutecznym uderzeniem Lucarelliego, odskoczyli na 15:12.
Belgijska kadra miała w swoich szeregach wciąż nieprawdopodobnie skutecznego Deroo. Po akcjach 24-letniego zawodnika objęła nawet na chwilę prowadzenie 19:18, ale w najważniejszym momencie losy odsłony wziął w swoje ręce jego vis a vis - Murilo. Przy stanie 21:20 dla Brazylii posłał dwa asy, które sprawiły, że zwycięzcę pojedynku miał wyłonić dopiero tie-break.
Przed rozpoczęciem piątego seta, w ekipie Bernardo Rezende doszło do niespodziewanej roszady - Lucarelliego zastąpił Douglas Souza da Silva.
Zmiana ta nie wywarła jednak negatywnego wpływu na poczynania brazylijskiej drużyny. Nowy zawodnik poczynał sobie bez kompleksów, a dodatkowo otrzymał wydatną pomoc ze strony dwójki pozostałych skrzydłowych - Wallace'a i Murilo. Wicemistrzowie świata zaczęli co prawda tie-breaka od stanu 2:4, ale szybko się przełamali i kilka minut później prowadzili już 9:5. Od tej chwili ich siódmy triumf w Lidze Światowej 2016 był już niezagrożony.
Brazylia - Belgia 3:2 (20:25, 25:23, 22:25, 25:23, 15:11)
Brazylia: Bruno, Isac, Eder, Wallace, Murilo, Lucarelli, Sergio (libero) oraz William, Mauricio Souza, Douglas, Evandro.
Belgia: Deroo, Verhees, Van de Voorde, Van Walle, Valkiers, Rousseaux, Ribbens (libero) oraz Klinkenberg, D'Hulst, Van de Velde.