Srećko Lisinac wyrósł w Polsce na gwiazdę. "Trudno ustawić przeciwko niemu taktykę"

Serbski środkowy PGE Skry Bełchatów Srećko Lisinac imponująco wszedł w sezon 2016/2017. O jego potencjale przekonała się między innymi ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Zresztą nie po raz pierwszy.

6 marca 2016 roku. Lisinac przyjechał z bełchatowianami do Hali Azoty na mecz 21. kolejki PlusLigi. PGE Skra zwyciężyła 3:2, a serbski siatkarz wyjechał z Opolszczyzny z nagrodą MVP. Uzyskał wtedy przede wszystkim imponującą skuteczność w ataku (92 proc. - 14/15).

9 października 2016. 24-letni siatkarz ponownie zawitał ze swoim zespołem do Kędzierzyna-Koźla. Ekipa z Bełchatowa pokonała mistrza Polski 3:1. Statuetkę dla najlepszego zawodnika spotkania znowu zgarnął Lisinac, stanowiący dla rozgrywającego Nicolasa Uriarte drugą opcję w ataku! Łączny dorobek Serba? 19 punktów - 16 atakiem (skut. 70 proc.), 2 blokiem, 1 zagrywką.

- Srećko pod każdym względem należy do światowej czołówki na pozycji środkowego. Jeżeli mowa o ataku, na pewno jest w pierwszej trójce. Kiedy przygotowywałem się z reprezentacją Polski do meczu przeciwko Serbom, próbowaliśmy znaleźć jakieś jego zablokowane uderzenie. Dał się złapać blokiem raz na ponad 80 prób. Trudno więc ustawić przeciwko niemu konkretną taktykę - wyjaśniał Oskar Kaczmarczyk, asystent trenera w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle.

Warto zaznaczyć, że we wspomnianym marcowym pojedynku Lisinac powrócił na swoją nominalną pozycję po krótkiej przygodzie w roli atakującego. Jak samemu podkreślał, od zawsze chciał przekonać się na własnej skórze, jak wygląda siatkarskie życie głównej armaty zespołu. Zaledwie trzy mecze wystarczyły do tego, by dowiedział się, że nie jest usłane różami. Na niewiele zdawały się także podpowiedzi, wówczas kontuzjowanego, Mariusza Wlazłego.

ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: zwycięstwo z Armenią jest dla Arka Milika

- Mariusz prezentował mi różne warianty wykończenia ataku. Nie było mi jednak łatwo się przestawić, ponieważ nie potrafiłem precyzyjnie uderzać po prostej. Atakowałem więc wyłącznie po przekątnej, a Mariusz czasem mi to wypominał - podkreślał z uśmiechem Lisinac, będący zawodnikiem PGE Skry od 2012 roku.

Zanim jednak zaczął robić furorę w żółto-czarnych barwach, bełchatowski klub przez dwa lata wysyłał go na wypożyczenia. Najpierw trafił do AZS-u Częstochowa, gdzie był jednym z najjaśniejszych punktów zespołu do końca walczącego o utrzymanie w lidze. - Dobrze się u nas rozwijał - przyznawał Ryszard Bosek, dyrektor sportowy częstochowian. W sezonie 2013/2014 identyczne głosy na temat Serba wypowiadały osoby związane z niemieckim Berlinem Recycling Volleys.

Lisinac zachwycał nie tylko ogromnym zasięgiem (355 cm w ataku, 345 w bloku), ale również dużymi umiejętnościami i potencjałem w polu serwisowym. Na przestrzeni ostatnich lat próbował różnicować formy zagrywki, ale ostatniego lata, po konsultacji z selekcjonerem reprezentacji Serbii Nikolą Grbicem, postanowił skoncentrować się przede wszystkim na trenowaniu jednej formy serwisu.

- Z Nikolą podjęliśmy decyzję, że na razie rezygnuję z floata, koncentruję się na zagrywce z wyskoku i to na pewno przynosi dobre efekty - przyznawał siatkarz będący jednym z filarów przebudowanej, serbskiej kadry, która w lipcu po raz pierwszy w historii triumfowała w Lidze Światowej. A on sam otrzymał nagrodę dla jednego z dwóch najlepszych środkowych turnieju Final Six w Krakowie.

- Grając przeciwko Srećko trzeba być niesamowicie cierpliwym. Nie da się nic poradzić, kiedy z całej siły atakuje w drugi metr. Ale parę razy w meczu popełnia błędy, które dają szansę na wybronienie jego uderzeń. Te momenty należy wykorzystywać. I trzeba się z nim dogadać, żeby przestał kiwać - komentował Kaczmarczyk, żartobliwie nawiązując do jednego ze swoich wpisów na Twitterze.

- Niewykorzystywanie go w ataku, przy tak dużym potencjale ofensywnym, jakim dysponuje, byłoby grzechem. To nasza bardzo mocna, ale nie jedyna broń. Srećko z pewnością nie będzie występować w każdym meczu. W obecnym sezonie rozegramy prawdopodobnie około 50 spotkań, dlatego jesteśmy też przygotowani na grę bez jego udziału - tłumaczył z kolei Philippe Blain, szkoleniowiec drużyny z Bełchatowa.

Trudno sobie jednak wyobrazić, by Lisinac otrzymał chwilę na złapanie oddechu już w 3. kolejce PlusLigi. W niej bowiem bełchatowian po raz kolejny czeka starcie gigantów. Tym razem zagrają u siebie z Asseco Resovią Rzeszów (15 października, godz. 14:45). A środkowy, który w obecnym sezonie zdobywa dotychczas średnio 14 punktów na mecz, znów powinien być jednym z ich głównych atutów.

Wiktor Gumiński

Komentarze (0)