Nie zasłużyła na taką śmierć. Sprawa Ingrid Visser po latach

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Visser i Severein nie wtajemniczali swoich bliskich, w jakich celach udają się za granicę, ograniczyli się do mówienia o krótkich wakacjach. Tylko nieliczni wiedzieli, że para ma załatwiać w okolicy Alicante "jakieś interesy". Ostatni raz Holendrów widziano 13 maja 2013 roku w Murcji, kiedy wymeldowywali się z hotelu. Od tamtego momentu nastała zupełna cisza: wyłączone telefony, zero kontaktu z lekarzem z kliniki płodności, żadnych śladów użytkowania kart kredytowych. Holendrzy zostali oficjalnie zgłoszeni jako zaginieni pięć dni później, kiedy zaniepokojone rodziny poinformowały policję i rozesłały w Internecie ogłoszenie o poszukiwaniach.

Siatkarska społeczność nie zawiodła i informacja o zaginionej mistrzyni Europy szybko przedostała się także do mediów niezwiązanych ze sportem. 22 maja odnaleziono auto, jakie para wypożyczyła w Alicante, ale przez dłuższy czas śledztwo stało w miejscu. Jakim cudem dwoje dwumetrowych Holendrów nagle zniknęło w obcym kraju? Jako pierwszy tezę o finansowych porachunkach postawił Brazylijczyk Rico Guimares, były mąż Visser. - Ona nie dostała żadnych pieniędzy z klubu. Livante to jest typowy krętacz, nie wykluczam, że mogło dojść do porwania z inicjatywy kogoś, kto był w konflikcie z Lodewijkiem – mówił 43-latek, ale ta wersja została odrzucona z miejsca przez policję.

27 maja śledczy musieli zweryfikować swoje tezy. Dzień wcześniej dzięki zeznaniom anonimowego do dziś świadka aresztowano jednego z podejrzanych, który zdradził, gdzie pochowano ciała Visser i jej partnera. Znaleziono je w sadzie cytrynowym Serafina de Alby niedaleko miasteczka Alquerias, zakopane pół metra pod ziemią. Identyfikacja zwłok nastąpiła dopiero kilka dni później, potrzebne były specjalne badania DNA, bo oba ciała były po prostu zmasakrowane. Kończyny odcięte od korpusów piłą mechaniczną, ślady uderzeń tępym narzędziem na czaszkach, skruszony w wielu miejscach kościec, zmiażdżone twarze - widok był tak makabryczny, że żaden holenderski i hiszpański tabloid nie zdecydował się na wydrukowanie zdjęć zwłok z materiałów oględzin, jakie wyciekły kilka dni po ogłoszeniu szokującej wiadomości.

Cuencę, Iona, Stana i Albę aresztowano błyskawicznie, tylko dwaj ostatni od samego początku zaprzeczali, że mieli związek z morderstwem (Stan miał podczas mordowania pary leżeć pijany na łóżku piętro wyżej). Cuenca zmieniał wersje wydarzeń z tygodnia na tydzień, wymyślił nawet postać Rosjanina Danko, który miał koordynować przygotowania (co szybko zweryfikowała negatywnie policja), ale od razu przyznał, że był autorem planu pozbycia się niewygodnych świadków. Na godzinę przed zdarzeniem były działacz hiszpańskiej federacji siatkarskiej zatrzymał się w sklepie i kupił wszystko, czego potrzeba do uporządkowania pokoju po brudnej robocie: wiadra do mycia podłogi, wybielacz, kwas solny i torby na śmieci.

To, co najstraszniejsze, wydarzyło się w miejscowości Molina de Segura, 8 kilometrów od Murcji. Wyniki śledztwa nie są do tej pory jasne: czy para przebywała wraz z przyszłymi zabójcami w Hotelu Churra (należącym do Livantego) przez dwa dni i negocjowała uregulowanie długów, zanim doszło do zabójstwa, czy wszystko odbyło się błyskawicznie i żadnych negocjacji nie było. Valentin Ion dokładnie opisywał podczas procesów, jak i gdzie kopał leżącą na podłodze parę Holendrów, jak rzucał w nich wazonami i przypalał skórę papierosami, a następnie bił w głowę popielniczką. Gdy zaczął mówić o pile łańcuchowej i siekierze, z sali wyszła obecna na każdej wcześniejszej rozprawie matka Visser. Nie dowiedziała się, że jej córka chciała otrzymać od Cuenci tylko 60 z 250 tysięcy należnych pieniędzy z klubu, a jego były menadżer wolał wydać ostatnie 15 tysięcy na koncie na przygotowania do pozbycia się wierzycieli. - Nie zostałem opłacony, żeby ich zabić. Tak po prostu wyszło. Tak się stało - zdawkowo zeznawał 62-letni Rumun.

Holendrzy, którzy do dzisiaj są wstrząśnięci tym, co stało się trzy lata temu w Murcji, wolą jak najszybciej zapomnieć o twarzy Juana Cuenci, gangsterskich porachunkach na niewinnych i całym procesie, który będzie trwać i trwać. Zarówno federacja Nevobo, jak i CEV stanęły na wysokości zadania w trudnej chwili: utworzono specjalne księgi kondolencyjne, do których wpisały się dziesiątki tysięcy kibiców. W czerwcu 2013 roku towarzyski mecz Holandia - Japonia w Zwolle rozpoczął się minutą ciszy ku pamięci Visser, kilka dni późnej podczas specjalnego memoriału zastrzeżono numer 15, z jakim występowała 517-krotna reprezentantka Holandii. Od 2013 roku nagroda Nevobo dla najlepszego siatkarza roku nosi imię Ingrid Visser, a jej ówczesną laureatką została Robin De Kruijf. Młoda środkowa (pozycja Visser) odebrała wyróżnienie z rąk matki zmarłej; w kadrze narodowej występuje w koszulce z numerem, 5, ale w Vakifbanku Stambuł gra z piętnastką. Nie musiała nikomu wyjaśniać, dla kogo.

Michał Kaczmarczyk 

Czy rodziny Ingrid Visser i Lodewijka Severeina doczekają się sprawiedliwości?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×