Paweł Zagumny był podstawowym rozgrywającym reprezentacji Polski, kiedy zdobyła ona srebro na mistrzostwach świata 2006. Od tamtego momentu rozpoczęły się dobre czasy polskiej siatkówki i męskiej drużyny narodowej, która weszła do światowej czołówki.
- Ten pierwszy medal zdobyty w Japonii będzie na zawsze obecny w mojej pamięci. Był to pierwszy sukces po wielu latach posuchy, na który, grając w seniorskiej siatkówce, czekałem praktycznie dziesięć lat. Sądzę, że ten medal będzie smakował mi jeszcze bardzo, bardzo długo - mówił Zagumny w rozmowie z serwisem plusliga.pl.
Najtrudniejszym i najbardziej emocjonującym spotkaniem tego turnieju był mecz fazy grupowej z reprezentacją Rosji, który Polacy przegrywali już 0:2 w setach, ale ostatecznie wygrali w piątym secie i dzięki temu awansowali do półfinału. - Przegrywając 0:2, na pewno nie byliśmy w najlepszych humorach, aczkolwiek po wcześniejszej serii zwycięstw czuliśmy się pewni siebie i wiedzieliśmy, że możemy grać o wiele lepiej. Oczywiście taki przebieg meczu trochę zachwiał poczucie własnej wartości, ale nie zamierzaliśmy się poddawać. Dobre zmiany, które przeprowadził Raul Lozano, wpłynęły na nas mobilizująco - chłopaki wnieśli na boisko sporo świeżości i trochę więcej jakości. To wszystko sprawiło, że nasza gra na nowo ruszyła. Czuliśmy się mocni i wiedzieliśmy, że możemy pokonać Rosjan. Był to arcytrudny mecz, ale najważniejsze że wszystko się udało - wspominał doświadczony zawodnik.
Po wygranym półfinale z Bułgarią Biało-Czerwoni byli już pewni medalu, ale skończyło się na srebrze, bo w ostatnim meczu mistrzostw nie byli w stanie przeciwstawić się Brazylii. - Finał nie wyszedł nam kompletnie i myślę, że wtedy po prostu nie byliśmy na niego gotowi. W każdym elemencie graliśmy źle, a z taką grą jaką wtedy zaprezentowaliśmy, nie mieliśmy żadnych szans przeciwko tak dysponowanej Brazylii. Dlatego ten srebrny medal był dla nas naprawdę cennym trofeum - przyznał Zagumny.
Rozgrywający uważa, że siłą tamtego zespołu był też brak lidera i doskonała atmosfera. - Myślę, że cała drużyna stanowiła jeden monolit i fantastyczny kolektyw. Wszyscy chcieliśmy przede wszystkim wygrywać, bez względu na to, kto był na boisku. Graliśmy drużynowo, uzupełnialiśmy się i myślę, że pod tym względem był to wzorowy zespół. Wtedy naszym motorem napędowym w ataku był Mariusz Wlazły; Łukasz Kadziewicz i Daniel Pliński znakomicie blokowali, a Michał Winiarski świetnie sprawdzał się na przyjęciu. Była to naprawdę kompletna drużyna - ocenił.
ZOBACZ WIDEO Ireneusz Mazur: Nigdy nie ma dobrego czasu na zmianę trenera
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)