Statystyk nie da się już ominąć. Raul Lozano otworzył nam oczy

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Raul Lozano
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Raul Lozano

Analiza statystyczna to istotna część pracy sztabów szkoleniowych drużyn siatkarskich. W Polsce profesjonalizm w tej dziedzinie wprowadził Raul Lozano. To właśnie Argentyńczyk miał wpływ na to, jak teraz statystyka wygląda w polskich ligach.

Statystycy pracujący w polskich klubach w swojej pracy korzystają z programów DataVolley i DataVideo, które na rynek wprowadziła włoska firma DataProject. Są one powszechnie używane we wszystkich liczących się rozgrywkach na świecie. Dane z tych programów są potem dostępne także dla kibiców, bo ukazują się one w raportach meczowych na oficjalnej stronie rozgrywek. O wszystkim, co związane ze statystykami w siatkówce rozmawialiśmy z Pawłem Pyziakiem, koordynatorem ds. statystyk w Profesjonalnej Lidze Piłki Siatkowej (PLPS).[b]

WP SportoweFakty: Czy z punktu widzenia statystyka lepiej jest obejrzeć mecz, nie mając statystyk, czy lepiej mieć statystyki, nie widząc meczu?[/b]

Paweł Pyziak: Ciężko jest powiedzieć jednoznacznie. Jeśli mamy analizować tylko jeden mecz, to lepiej go obejrzeć, bo statystyki nie będą wtedy aż tak ważne. Wtedy często patrzy się na grę całej drużyny. Jeśli będziemy mieli materiał złożony z kilku lub kilkunastu spotkań, to na pewno większą wartość dadzą nam statystyki. Nie zawsze są one sobie równe. W telewizji czy na stronie internetowej są pobieżne, bo mówią o skuteczności i ilości wykonanych elementów. Osoba, która analizuje mecz i tworzy własne statystyki, wkłada do tego dużo ważniejszą część, która jest niewidoczna dla kibiców. Są to na przykład kierunki ataków bądź skuteczność w końcówkach setów. Potem dochodzą też oceny indywidualne zawodników, dotyczące fragmentów gry i konkretnych ustawień. Nie wszyscy kibice zwracają uwagę na to, czy rozgrywający jest w pierwszej czy drugiej linii lub czy w pierwszej, czy czwartej strefie. A to jest czasami bardzo ważne. Niektórzy trenerzy właśnie zwracają uwagę na to, od którego ustawienia analizujemy grę i od którego momentu w danym secie. Dlatego przy większej liczbie meczów więcej dają statystyki niż oglądanie, choć z tego drugiego wynika też dużo zachowań na boisku. Wszystko idzie jednak w parze. Zawsze robi się statystyki na podstawie wideo, więc później analizując liczby z drużyną, robi się to razem z wideo. Żeby być dobrze przygotowanym do meczu, nie można jednego od drugiego oddzielić.

Ktoś kiedyś powiedział, że statystyki są jak spódniczka mini - pokazują wiele, ale ukrywają najważniejsze.

- Nie słyszałem, ale może coś w tym jest. Wiele zależy od tego, jak i kto się przykłada. Najwięcej do powiedzenia mają trenerzy. Niektórzy z nich nie zwracają uwagi na detale, bo uważają, że jest to nieważne i nie chcą tego widzieć w statystykach. Są jednak tacy, którzy analizują każdy szczegół. Jeśli dobrze zna się drużynę, to można wiele rzeczy pominąć, ale jeśli tej wiedzy nie ma, to lepiej zwracać uwagę na wszystko. Faktem jest, że po małej liczbie analizowanych meczów ze statystyk nie można wyciągnąć wiele. Ale jeśli ma się bazę pięciu ostatnich spotkań drużyny, to można już zobaczyć bardzo dużo.

ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę

W jaki sposób włoska firma DataProject zbudowała swój monopol na rynku statystycznym?

- Ta firma istnieje już od ponad 30 lat...

W Polsce duży udział przy wprowadzaniu Daty miał Nicola Vettori.

- Tak, ale powiedziałbym, że jeszcze większy miał Raul Lozano. Kiedy on został trenerem reprezentacji Polski, to powiedział, że będzie pracował tylko i wyłącznie na DataVolley. W tamtych latach pracowano na DataVolley, ale też na polskim Q-Volley. Z tego co pamiętam, to od przyjścia Lozano zaczęło się to, że liga przeszła na ten program i zostało narzucone używanie właśnie jego. Ten program był szerszy, analizował więcej rzeczy od polskiego. Jeden i drugi mieli analizy wideo, ale jak na tamte czasy te analizy wideo w DataVolley były lepsze. Mniej się cięły i łatwiej było obrabiać mecze. To były małe argumenty za tym, żeby używać włoskiego programu. Druga sprawa to słowa Lozano - stwierdził, że skoro cały świat tego używa, to my też musimy. Jeśli chcieliśmy potem wymieniać się z innymi kadrami, to nie mogliśmy jako jedyni polegać na polskim programie, a reszta świata miałaby włoski. Inna opcja to marketing. W którymś momencie polski program został z tyłu. Włoski cały czas się rozwijał, bo były aktualizacje, które dodawały wiele rzeczy. Polska liga oraz reprezentacja, decydując się na włoski system, nie chciały zostać z tyłu. Było duże ciśnienie na włoski program.

I to był moment, kiedy świat odjeżdżał polskiej siatkówce. Mówimy o czasie przed srebrem MŚ 2006.

- To na pewno też było z tym powiązane. W tamtych czasach trenerzy - można powiedzieć - starej daty, zostali wymienieni na tych nowych, którzy bardzo dużą wagę przykładali do analizy statystycznej i wideo. Coraz więcej ludzi i klubów pojmowało, jak ważną rolę odgrywają statystycy. Kiedyś tego nie było. Pamiętam początki, jak wprowadzaliśmy programy statystyczne. Niektórzy trenerzy dostając analizę po meczu pytali się swoich scoutów, skąd oni to mają. A oni odpowiadali: "trenerze, mamy program w klubie, ja na tym pracuję, więc to z tego programu". Teraz brzmi to śmiesznie. Kiedyś szkoleniowcy bazowali na swojej wiedzy i obserwacjach, przez co prawie w ogóle nie zaglądali do statystyk. Musieliśmy gonić światową siatkówkę, co nam się udało. Choć oczywiście bardziej przyczyniło się do tego szkolenie, ale jedno z drugim idzie w parze.

Na jakim szczeblu kluby zaczynają myśleć o statystyku?

- Z racji tego, że pracuję dla Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej, mogę powiedzieć, że u nas jest obowiązek scoutowania meczów na żywo, nagrywania ich na wideo i potem dzielenia się nimi ze wszystkimi innymi drużynami. Tak samo drużyny otrzymują od PLPS licencję na ten program i muszą na nim pracować. Od I ligi za kluby odpowiada PZPS. W niższych ligach kluby nie otrzymują licencji. Większość klubów pierwszoligowych i tak posiada taką licencję, bo sama sobie ją kupuje. U nich nie ma jednak żadnego obowiązku scoutowania, choć one i tak to robią, bo jest to potrzebne trenerom. Nie muszą potem tego publikować. PlusLiga, Orlen Liga i Młoda Liga mają taki obowiązek. Wyjątkiem jest MłodaLiga Kobiet, w której jeszcze tego nie ma.

W Polsce statystyki znajdują się na stronie plusliga.pl. Czy jest szansa, aby wróciły tam całościowe rankingi zawodników pod względem konkretnych elementów?

- Cały czas nad tym pracujemy. Zależy nam, żeby to nieco uatrakcyjnić i zrobić to rzeczą bardziej zrozumiałą dla zwykłego kibica. Jest szansa, że te rankingi pojawią się jeszcze w tym sezonie. Pracujemy od dwóch miesięcy nad tym, żeby stronę nieco przeczyścić i zrobić ją bardziej zrozumiałą dla kibica. Rankingi niedługo powinny się pokazać. Dużo zależy od Włochów, bo oni mają swój schemat pokazywania statystyk, w którym oferują nam swoje usługi. One są robione tak, jak są. Wiemy jednak, że nasza liga ma duży potencjał i moc sprawczą z uwagi na to, że jesteśmy ważną ligą w Europie. Chcemy wymóc na włoskiej firmie, aby odeszła ona od swojego schematu i zrobiła tak, jak my tego chcemy. Myślę, że osiągniemy w tej sprawie kompromis w ten sposób, żebyśmy to zrobili lepiej, niż oni nam to oferują.

Podobieństwo stron ze statystykami różnych lig europejskich również z tego wynika?

- Tak, DataProject pracuje dla kilku lig i schemat zawsze jest podobny.

Co oznacza skuteczność rozegrania zawodników w zakładce "rozgrywający"?

- Skuteczność rozegrania to nic innego jak statystyka rozegrania danego zawodnika ale tylko po perfekcyjnym lub dobrym przyjęciu zagrywki w odniesieniu do skuteczności ataku. A więc jest to iloczyn ataków do rozegrania. Mówiąc bardziej precyzyjnie różnicy pomiędzy atakami (tylko w akcji po przyjęciu zagrywki) punktowymi pomniejszonymi o zablokowane i zepsute ataki po rozegraniu rozgrywającego do sumy wszystkich "wystaw" tego rozgrywającego wykonanymi w pierwszej akcji po przyjęciu zagrywki.

[b]

Dlaczego statystyki z niektórych meczów nie pojawiają się po każdym z setów lub nawet nie ma ich jakiś czas po spotkaniu? Ostatnio był kłopot ze statystykami z Bydgoszczy.
[/b]
- Pojawianie się statystyk na stronie zależy od scouta drużyny gospodarzy, który ma obowiązek do publikowania ich w trakcie meczu. Jeśli statystyk jest podłączony online do serwera, to one pojawiają się na bieżąco i w zakładce "punkt po punkcie" znajduje się opis wszystkich zagrań. Jest to automatycznie połączone z jego programem DataVolley. Jeśli statystykowi w czasie meczu odłączy się internet, to wszystko ginie. Zostaje tylko "punkt po punkcie", ale brakuje opisów akcji. Wtedy, nie mając internetu, statystyki musi on wgrać po secie ręcznie, czyli podłączyć się do internetu, kliknąć kilka przycisków i one same się wgrywają. Bywa, że nie ma to czasu.

I robią to z domu, a kibice czekają.

- Może nie z domu, ale po meczu. W tym sezonie zdarzyło się kilka razy, że tych statystyk nie było i trzeba było je wrzucić po meczu. Tak jak pan mówi, było tak kilka razy w Bydgoszczy, że statystyki nie pojawiały się przez kilka ładnych godzin. Powód tego był taki, że statystyka z tej drużyny nie było na meczu. Ważne jest, żeby kluby zrozumiały, jak statystyki są ważne dla kibiców, bo oni żyją nie tylko oglądaniem meczów. Statystycy powinni być na tyle doceniani w klubach, żeby chciało im się tam pracować. W Asseco Resovii jest trzech statystyków i widać, że trener Andrzej Kowal bardzo na to zwraca uwagę, bo gdyby nie zwracał, to nie byłoby ich trzech. Są jednak kluby, w których po kilku meczach statystycy są zwalniani, bo pracują prawie że charytatywnie, czego ja nie mogę zrozumieć, że jest aż taka różnica w jednej lidze. Oby to się zmieniło. Są oczywiście sytuacje wyjątkowe, gdzie ktoś się rozchoruje i nie przyjedzie na mecz. Ważne jest podejście klubów do do pracy i funkcji statystyków.

Da się wpłynąć na to, żeby statystycy zawsze mieli dostęp do internetu?

- Zawsze się da, ale zawsze może się zdarzyć, że kabel wypiął się z gniazdka lub ktoś potrącił router i przestał on działać. Zdarza się też, że ktoś trafi piłką w laptopa i dlatego nie ma statystyk. Jeśli chodzi o wymóg, narzucony przez PLPS to kluby muszą zrozumieć wagę sytuacji i potrzebę publikowania statystyk online. Oczywiście my jako PLPS wpływamy na to, żeby kluby będące gospodarzami meczów udostępniały je online. Jeśli tego nie robią, to są upominane, również finansowo. Nam jako organizatorowi rozgrywek bardzo zależy na tym, aby te statystyki zawsze były.[nextpage]
Rozbudowanie statystyk i rankingów o wybloki, obrony czy efektywność ataku nie ma racji bytu z reguły na to, że wszystko zależy od DataProject?

- Tak. Wybloki czy obrony przy zapisie statystycznym nie są jednoznaczne. Wyblok jest pojęciem bardzo "nieostrym". Jest to po prostu nieskończony atak. Bardzo różnie analizuje się to, czy był to wyblok, czy piłka po prostu zahaczyła o blok. To są rzeczy, których się nie uwzględnia. O to raczej nie powiększymy rankingów. Nam zresztą zależy na tym, żeby te rankingi stały się bardziej jasne dla kibiców i żeby było tam mniej danych. Rankingi zdobytych punktów czy liczby przyjęć się pojawią, ale nie będziemy dążyć do dzielenia tabel na bardziej szczegółowe sprawy.

[b]

Statystyki i rankingi mają być bardziej czytelne, ale osoby, które będą chciały się w to zagłębić, będą poszkodowane, jeśli szczegóły zostaną pominięte.
[/b]
- Będą mogły się tak czuć. Zastanawialiśmy się nad tym dość długo. Ilu kibiców w Polsce wie, co to jest wyblok? Ilu kibiców wie, co to jest efektywność ataku? Chodzę na mecze i często słyszę: "co robi ten zawodnik w innej koszulce?", co może świadczyć o pewnych brakach w wiedzy niektórych oglądających. Tym bardziej prawdopodobne, że taka osoba nie wie, co to jest efektywność ataku. Naszym zdaniem wystarczy już tej szczegółowości. Chcąc nawet dać te wybloki, byłoby to niemożliwe, bo ich nie zapisuje się w statystykach. Nie mielibyśmy skąd tego brać. Dla kibica, który zna się na siatkówce, aktualna ilość danych na naszej stronie powinna w zupełności wystarczyć. Jeśli są tacy, którzy chcą wiedzieć więcej, muszą sami oglądać mecze i je analizować. Dojrzenie wybloku to jest naprawdę wyższa szkoła jazdy. Moim zdaniem taka statystyka byłaby zbędna.

Jakie są w Polsce możliwości rozwoju dla osoby, która chce zostać statystykiem?

- Większość statystyków, którzy zaczynali tę pracę od początku, już jest trenerami lub asystentami. Ci aktualni statystycy byli uczeni przez tych pierwszych. Najczęściej jest tak, że zainteresowany tą pracą zwraca się bezpośrednio do klubu i prosi o szkolenie lub coś podobnego. Zostaje wtedy przyuczany przez statystyka drużyny. Odbywa się to na różnych zasadach. Najczęściej takie osoby dogadują się między sobą i analizują mecze, głównie grane u siebie. Nowy człowiek przygląda się pracy, potem sam zaczyna pisać, czasami nawet bierze udział w odprawach z drużyną i poznaje cały warsztat. Druga opcją są szkolenia, które są w Polsce organizowane. U nas nie za dużo osób podejmuje się ich organizacji, ale takie szkolenia są. Osoby tym zainteresowane są w stanie dowiedzieć się o nich nawet poprzez statystyków, kto i gdzie to organizuje. Nie ma aż tak dużego zainteresowania takimi szkoleniami, ale one są kilka razy w roku robione w kilku miejscach w Polsce. Osoba zainteresowana taką pracą powinna odezwać się do klubu PlusLigi lub Orlen Ligi. Myślę, że nawet w I lidze statystycy mogą coś podpowiedzieć, bo oni znają ludzi z PlusLigi.

Dla zwykłego człowieka może być to trochę kłopotliwe, bo środowisko jest statystyków jest hermetyczne.

- Może nie aż tak, bo na przykładzie PlusLigi i Orlen Ligi mogę powiedzieć, że co roku są zmiany i kilku statystyków dochodzi. To nie jest tak, że w PlusLidze jest 14 czy 16 osób i nikogo więcej. Niektóre kluby mają po dwie osoby. Z każdym rokiem tych ludzi przybywa. Ale faktem jest, że trzeba chodzić, poznawać ludzi i po znajomości z nimi dowiadywać się, gdzie takie szkolenia się odbywają, a także gdzie zwalniają się etaty. Statystycy tak samo jak zawodnicy też chcą pracować w jak najlepszych warunkach. Warto zwrócić uwagę na to, że przy niektórych trenerach można się nauczyć więcej rzeczy. Być może jest to środowisko nieco hermetyczne, ale nie do końca.

Szkolenia są dla wszystkich?

- Tak. Każdy, kto czuje, że chciałby to robić, może zapisać się na takie szkolenie, wziąć udział i sam zobaczy, jak to wszystko wygląda. Wtedy przekona się, czy warto to robić. Osoby idące na takie szkolenia muszą się liczyć z tym, że to nie jest tylko klikanie w komputer i analiza. Oprócz tego są to wyjazdy, obozy szkoleniowe i zarywane noce. To nie jest lekka i przyjemna praca. Powiedziałbym raczej, że ciężka. W dzień się pracuje, a w nocy analizuje mecze. Możemy to stwierdzić na przykładzie scoutów reprezentacji Polski. W dzień jedzie się na turniej, nagrywa się kilka meczów, zapisuje się je w podstawowych kodach, a potem w nocy trzeba przeanalizować mecze, które były rozgrywane w innych halach. Trzeba się też liczyć z tym, że możemy trafić akurat na tego przeciwnika. Często bywało, że statystycy spali po dwie godziny na dobę w trakcie takich turniejów. Po ich zakończeniu są wykończeni fizycznie.

Najlepszym przykładem były MŚ 2014. Oskar Kaczmarczyk pracował po nocach, a Michał Gogol scoutował pozostałe grupy w innych halach.

- Dokładnie tak było. Michał był też trenerem w drugiej reprezentacji i został poproszony o pomoc, więc jechał z drugiej kadry na pierwszą i pomagał Oskarowi. Jak jeździli na te same turnieje, to jeden siedział na jednej sali, a drugi w innej. Często była też trzecia osoba. Potem jedną część analizował jeden statystyk, drugą drugi i tak dalej. Ten, który był najbliżej trenera i wiedział, o co mu chodzi, wyciągał najważniejsze rzeczy. Jest przy tym dużo roboty.

[b]

Jakie predyspozycje są potrzebne w tym zawodzie?
[/b]
- Na pewno pomaga, jeśli ktoś kiedyś grał w siatkówkę. Wtedy na początkowym etapie pracy łatwiej przychodzi analizowanie ustawień na boisku i typów zagrań. Dla laika dwa zagrania mogą wyglądać tak samo, a osoba, która grała w siatkówkę będzie wiedziała, że te dwa zagrania są różne. Osoba, która grała w siatkówkę wie już, na czym polega ocena jakości przyjęcia. Jeśli chodzi o inne cechy, to na pewno dobra analiza i spojrzenie na grę są przydatne. Ważna jest też pamięć, bo można sobie przypomnieć niektóre zagrania zawodników z poprzednich turniejów czy meczów. Pracowitość jest równie istotna, bo pracy jest bardzo dużo. To nie jest lekkie zadanie. Ktoś, kto chce się zająć tym profesjonalnie i zarobkowo, musi wiedzieć, że będzie to dla niego główna praca, bo na inną nie będzie miał sił.

Zna pan statystyków, którzy pracują dorywczo?

- Znałem kilku. Moim zdaniem nie jest to możliwe do pogodzenia, nawet na poziomie Młodej Ligi. Klub zatrudniając człowieka-statystyka wymaga od niego nie tylko, aby robił on statystyki, ale brał także udział w treningach i pomagał trenerowi. W PlusLidze i Orlen Lidze również tak jest. Statystyk musi zrobić swoją robotę i to jest dla niego najważniejsza praca, ale jeśli już to zrobi, to bierze czynny udział w treningu i przygotowaniu do meczu. A są to dwa treningi dziennie w różnych godzinach, w zależności od meczu, który się zbliża, a potem wyjazd. Według mnie musi to być praca podstawowa. Złapanie dwóch prac zawsze kończy się tym, że którąś trzeba wybrać i na nią postawić.

Jak do tematu statystyków podchodzą agencje menadżerskie? Czy poszukują oni scoutów do obserwacji zawodników na turniejach młodzieżowych?

- Agencji menadżerskich w Polsce nie jest zbyt dużo i raczej one nie posiadają takich osób. Menadżerowie polegają głównie na sobie, a kiedy jadą na turniej młodzieżowy, to zwracają się do statystyków obecnych na meczach. PZPS wysyła swoich statystyków, a niektóre kluby młodzieżowe być może mają już swoich ludzi. Wtedy można poprosić ich o podstawowe statystyki. Nie sądzę, żeby agencje miały takie osoby. Trzeba też pamiętać, że w młodzieżowych rozgrywkach statystyki nie są aż tak ważne. Jeśli mamy półfinały lub finały mistrzostw Polski, to tych meczów jest tylko kilka. Z podstawowych statystyk można zobaczyć, który zawodnik się wyróżnia. To w zupełności wystarcza.

Rozmawiał Mateusz Lampart

Źródło artykułu: