Georges Matijasević to licencjonowany agent FIVB, który coraz prężniej działa na siatkarskim rynku. Pracuje we własnej agencji LZ Sport Pro. W tej chwili jego klientami są tacy zawodnicy jak Michał Kubiak, Kevin Le Roux i Jenia Grebennikov, ale także trenerzy, jak Nikola Grbić czy Lorenzo Bernardi. Z roku na rok menadżer jest coraz bardziej obecny na polskim rynku.
W tej chwili aż sześciu zawodników, których interesy reprezentuje, gra w Asseco Resovii Rzeszów. Są to Marko Ivović, Thibault Rossard, John Perrin, Gavin Schmitt, Frederic Winters, a od niedawna również Fabian Drzyzga.
WP SportoweFakty: Menadżerowie w Polsce mówią, że rośnie im konkurencja.
Georges Matijasević: To znaczy, że agencja LZ Sport rozwija się we właściwy sposób i wiedzie nam się coraz lepiej. Pracuje nam się bardzo dobrze. Naszym sukcesem jest to, że mamy pełne zaufanie od zawodników. To chyba jest najlepszy znak tego, że idzie nam coraz lepiej.
[b]
Jeszcze kilka lat temu nie mieliście aż tylu graczy.[/b]
- Też mieliśmy.
Ale na pewno nie aż tylu bardzo dobrych.
- Teraz mamy ich coraz więcej. Zawodnicy mówią w środowisku, że Georges może im przynieść wysoki kontrakt i załatwić im pełną opiekę prawną tam, gdzie będą występować. Mimo tego nasi nowi klienci zaczynają z nami współpracę trochę od znaku zapytania. Co ciekawe, niektóre z naszych wielkich postaci, jak Michał Kubiak, Marko Ivović, Lorenzo Bernardi czy Nikola Grbić, związali się z nami już kilka lat temu. Teraz mamy coraz większe zainteresowanie ze strony wiodących zawodników. Najważniejsza jednak jest dla nas satysfakcja, którą mamy w gronie dotychczasowych klientów, którym nieraz udało się nawet podwoić kontrakt. Wtedy są oczywiście jeszcze bardziej szczęśliwi. Myślę, że dużo dla nich znaczy też to, że jestem dla nich dostępny 24 godziny na dobę. Oni to bardzo doceniają.
Dla zawodników równie ważne co pieniądze jest opieka prawna?
- Tak, ale nie tylko. Dla nich liczy się też uwaga, którą im poświęcamy, oraz zaufanie. Dzięki temu otrzymują wysokie kontrakty. Mam okazję być bardzo blisko z klientami. Z niektórymi zostajemy przyjaciółmi. Tym bardziej zależy mi na tym, żeby mieli jak najlepiej.
Z tymi najbliższymi klientami rozmawia pan codziennie?
- Rozmawiam 10 godzin dziennie. Wszystko zależy od zawodnika. Niektórzy z nich bardzo lubią to robić. Taki jest na przykład Antonin Rouzier. Inni z kolei tego nie potrzebują. Na wszystko jestem otwarty i staram się dostosować do danej osoby. Kiedy zawodnicy mnie potrzebują, to mają mój numer telefonu. Oczywiście rozmawiamy szczególnie dużo, kiedy trwa okres transferowy.
Ile osób pracuje w agencji?
- Trzy. Oprócz mnie również Rajko Jokanović, który także jest agentem. To były medalista igrzysk olimpijskich z reprezentacją Jugosławii. Obaj pracujemy we Francji. Wcześniej byłem jego menadżerem, dlatego potem dałem mu pracę. Pracuje z nami także moja siostra, Ana. Ona zajmuje się wszystkim tym, co związane z pomocą prawną i wsparciem administracyjnym dla graczy.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
Agencja mocno działa we Francji, ale coraz bardziej wchodzicie na rynek polski. Taki jest wasz zamiar?
- Chcemy być globalni i tacy jesteśmy. Silnie działamy także we Włoszech, Turcji i Japonii. Nasi zawodnicy mają otwarte drzwi dla siebie na całym świecie, co bardzo sobie cenią. Dlatego wybierają nas coraz częściej.
W której lidze udało się panu załatwić największe pieniądze dla zawodnika?
- Nigdy nie mówię o konkretnych kwotach. Mogę zdradzić, że kilka niesamowitych umów podpisaliśmy w lidze japońskiej. Jeden polski zawodnik również ma wspaniały kontrakt w Japonii.
Michał Kubiak chwali sobie granie oraz życie w tym kraju?
- On się w nim zakochał. Michał od razu zdobył przywództwo w Panasonic Panthers. Inni zawodnicy przyjęli go w krótkim czasie. On uwielbia życie w Japonii. "Kubi" jest niezwykle otwartym gościem. Bardzo lubi zwiedzać, więc nie ma tam na co narzekać.
Niedawno był pan w Japonii. Jaki jest poziom rozgrywek w tym kraju?
- Na pewno słabszy niż w Rosji czy we Włoszech. Słabiej jest przede wszystkim pod względem fizycznym. Tamtejsze zespoły są dobre głównie w przyjęciu i obronie.
A jak fizycznie wygląda Michał Kubiak?
- Teraz ma kontuzję łydki. Wrócił do treningów w tym tygodniu. On wcale nie dostaje najwięcej piłek, tak jak mogłoby się wydawać, choć jest oczywiście liderem swojej drużyny, za co uwielbiają go Japończycy. Tam najwięcej atakuje Kunihiro Shimizu, czyli atakujący reprezentacji Japonii. Michał dostaje za to najważniejsze piłki.
Co słychać u Oliega Achrema?
- Ostatnio gra i radzi sobie całkiem dobrze. W czwartek jego Halkbank rywalizował z Biełogorie w Lidze Mistrzów. Achrem miał ponad 50 proc. skuteczności w ataku. A to nie był łatwy mecz.
[b]
Jakie ma plany na przyszłość?[/b]
- Halkbank jest jednym z bardziej przyjemnych klubów w Europie. Gracze bardzo chwalą sobie grę w tym zespole. Michał Kubiak również nie narzekał. Tak samo jest w przypadku Oliega Achrema czy Ivana Miljkovicia. Oni chwalą klub, ale też miasto. Jedynie ataki terrorystyczne spieprzyły obraz ligi tureckiej. Szczególnie dla tych, którzy grali w Halkbanku.
W Polsce najwięcej współpracuje pan z Asseco Resovią.
- W tej chwili mam sześciu klientów w Rzeszowie.
Znalazł pan wspólny język z prezesem Bartoszem Górskim?
- Tak. Muszę powiedzieć, że on jest jednym z najbardziej profesjonalnych dyrektorów sportowych w Europie. Robi świetną robotę dla swojego klubu.
Niedawno rozpoczął pan współpracę z Fabianem Drzyzgą. Czy może to oznaczać, że zawodnik sonduje możliwość zmiany klubu? W maju związał się pan z Oliegiem Achremem i kilka tygodni później zmienił on klub.
- Niekoniecznie. Proszę pamiętać, że Resovia to jeden z najsilniejszych klubów na świecie. Drzyzga dla klubu zrobił wielkie rzeczy, bo zdobył z Resovią mistrzostwo Polski, ale był też finalistą Ligi Mistrzów.
Zacznie pan znów mocniej działać w Rosji?
- Mieliśmy już wiele kontraktów w tym kraju. Jesteśmy już na tym rynku. Sytuacja ekonomiczna kraju się pogorszyła, ale co roku mamy wiele dyskusji i propozycji z Rosji dla naszych klientów.
Najbardziej egzotyczna liga, w której załatwił pan zawodnikowi kontrakt?
- Załatwiłem umowę w Indonezji dla Aleksandara Minicia, atakującego reprezentacji Czarnogóry. Miałem też bardzo dużo kontraktów w Portoryko. To jest prawdziwy raj na ziemi. Oprócz tego Thomas Edgar gra w Argentynie.
Dlaczego taki zawodnik jak Edgar gra właśnie tam?
- Ma bardzo wysoki kontrakt w Drean Bolivar.
Wyższy niż miał w Chinach?
- Trochę niższy. Chiny to najwyższy poziom, jeśli chodzi o pieniądze. Ale argentyński zespół prezentuje bardzo wysoki poziom, bo to półfinalista Klubowych Mistrzostw Świata. No i oczywiście ma topowego trenera, bo pracuje tam Javier Weber. W Argentynie osiągnęliśmy kompromis, jeśli chodzi o jakość sportową i warunki finansowe. Thomas jest szczęśliwy w Bolivar.
Współpracuje pan także z kobietami. Chcecie się tak samo rozwijać, jeśli chodzi o zawodniczki?
- Nie. Stopniowo przestajemy się zajmować siatkarkami. Chcemy poświęcić pełną uwagę rynkowi męskiemu, bo mamy bardzo dużo pracy.
Rozmawiał Mateusz Lampart