WP SportoweFakty: Ostatni mecz z GKS-em Katowice (2:3) rozpoczął pan na pozycji atakującego. Jak się pan zapatruje na tę zmianę?
Michał Szalacha: To nie jest dla mnie nowość. Jako atakujący grałem przez dwa lata w rozgrywkach młodzieżowych. W poprzednim sezonie też byłem potrzebny na ataku. Teraz też jest taka potrzeba, więc próbuję pomóc drużynie na tyle, na ile mogę. Zobaczymy jak długo będę trenował na pozycji atakującego. Możliwe, że w następnym meczu już będę grał na środku, a możliwe, że do końca sezonu będę występował na innej pozycji. Na razie nie wiem jak to się potoczy, ale myślę że to nie jest definitywna zmiana - raczej pomoc zespołowi.
Trener Michał Bąkiewicz mówił, że ustawienie, które rozpoczęło mecz z GKS-em będzie częściej stosowane, co oznacza pańską grę na ataku. Po spotkaniu z katowiczanami zarówno pan, jak i szkoleniowiec możecie być zadowoleni ze zmiany pozycji?
- Nie do końca możemy być zadowoleni, bo przegraliśmy kolejny mecz. O tyle dobrze, że po walce. Było 2:3 z trudnym rywalem jakim jest GKS Katowice i jeden punkt zostaje w Częstochowie. Jest jeszcze dużo do poprawienia, popełniamy sporo błędów, nie ma takiego zgrania z rozgrywającymi jakie powinno być. Trenujemy i pracujemy nad tym, by było jak najlepiej i mam nadzieję, że tak będzie z każdym kolejnym meczem.
Jak zmiana pozycji wygląda pod względem kondycyjnym? Atakujący jest cały mecz na boisku, musi się pokazywać do akcji, na nim spoczywa siła ofensywna zespołu. Z kolei środkowy ma całkiem inne zadania, w dodatku w drugiej linii zmienia się z libero.
- Na pewno pozycja atakującego jest dużo ciekawsza. Środkowy jednak na praktycznie pół meczu schodzi z boiska. Nie do końca mi to odpowiada, ale to taka pozycja. Kondycyjnie jest zdecydowanie ciężej, jestem cały czas w ruchu, rozgrzany. Są inne zadania niż na środku. Tam są problemy z marznięciem, a na ataku z kondycją. To też się da wypracować, trzeba się przyzwyczaić.
W meczu z GKS Katowice zdobył pan 23 punkty. Pamięta pan kiedy ostatnio zanotował taki wynik?
- Musiałbym poszukać z czasów gry w I lidze, gdy tak dobrze zapunktowałem grając na środku. Dużo czasu minęło od takiego występu.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
AZS przegrał dwunasty z rzędu mecz w sezonie, ale w porównaniu do trzech poprzednich pojedynków było widać progres w grze. Inna sprawa, że progres było też widać, że w spotkaniach z Lotosem Treflem i PGE Skrą, gdzie wygrywaliście pierwsze sety po walce jak równy z równym. Jaki macie pomysł na to, by AZS odbił się od dna?
- To jest trudne pytanie, bo pomysłów można mieć wiele, ale brakuje czasu na ich realizację. Mamy teraz na boisku bardzo młody zespół. W pewnym momencie na parkiecie byli w większości zawodnicy mający po 22-23 lata. Pomysłem jest dobranie tak drużyny, aby była jak największa wola walki. Ważne, by zespół był zadziorny. Przespaliśmy pierwszego seta, GKS nas zdemolował zagrywką, ale mimo wszystko się podnieśliśmy w drugiej partii, walczyliśmy do końca. Tie-break równie dobrze mógł potoczyć się w naszą stronę. Dwie piłki zaważyły o wyniku.
AZS zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Wiadomo, że w tym sezonie szesnasty zespół będzie rywalizował w barażach o miejsce w PlusLidze. Czy drużyna w związku z tym odczuwa jakąś dodatkową presję?
- Równie dobrze można przegrać w sezonie zasadniczym każdy mecz 0:3 i ostatnie dwa spotkania wygrać. Na pewno presja jest. Jak każdy sportowiec, nie chcę zająć z zespołem ostatniego miejsca i grać o przedostatnie. To jest żadna satysfakcja. Chcemy grać jak najlepiej, zdobywać punkty i podskoczyć w tabeli. Bardzo ważny mecz był w Bydgoszczy, ale niestety pokazaliśmy tam kiepską siatkówkę. Mocno falowaliśmy. Nawet gdy byliśmy na prowadzeniu, to szybko roztrwanialiśmy przewagę. Tak nie możemy grać. Po tym meczu okazało się, że potrzebne były zmiany.
Nie da się ukryć, że te zmiany są z gatunku wszystko na jedną kartę.
- Nie mamy nic do stracenia. Jesteśmy na ostatniej pozycji, mamy wygrane trzy mecze. Zaczyna brakować czasu i trzeba coś zrobić w tym kierunku, by było lepiej.
Rozmawiał: Łukasz Witczyk