Tomasz Kalembka: Nie jesteśmy dziećmi gorszego Boga

W rozmowie z Tomaszem Kalembką znalazło się miejsce na omówienie pierwszego sezonu GKS-u Katowice z PlusLidze, trenerskich metod Piotra Gruszki, a także na wspomnienia z macierzystego klubu i... pokerową pasję.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

WP SportoweFakty: Macie jeszcze w głowach wspomnienia z ostatniego meczu z PGE Skrą Bechłatów?

Tomasz Kalembka: Absolutnie nie, teraz myślimy tylko o Cuprum Lubin. Zostały nam cztery mecze do końca i jeśli chcemy podskoczyć trochę w tabeli, to w tych spotkaniach musimy ugrać jak najwięcej punktów. Skupiamy się tylko na przyszłości. A gdyby ktoś przed sezonem powiedział panu, że jako beniaminek ekstraklasy ogracie Asseco Resovię Rzeszów i urwiecie punkty Skrze?

- Szczerze? Nie mam pojęcia. Z perspektywy czasu, patrząc na to, jak wyglądają treningi i jakie jest nasze zaangażowanie na nich, to wcale mnie to nie dziwi.

Nie każdemu debiutantowi w PlusLidze trafia się taki sezon i dla wielu jesteście pozytywnym zaskoczeniem rozgrywek.

- Tak, ale każdy, kto decydował się przed sezonem grać w Katowicach, nie myślał o tym, żeby tylko się nie skompromitować w tym sezonie, bo jesteśmy zaledwie beniaminkiem. Zamierzaliśmy się pokazać i ciężko pracować; ten sezon już nieco siedzi nam w nogach, ale wiemy dobrze, że czekają nas mecze, które musimy zagrać na takim samym zaangażowaniu jak na początku ligi.

Na tle dużo mocniejszych drużyn prezentujecie się naprawdę dobrze, ale z drugiej strony przegraliście dwukrotnie z MKS-em Będzin, a teraz do rozegrania macie mecze z Cuprum Lubin i Cerrad Czarnymi Radom, których nie wspominacie najlepiej z pierwszej rundy.

- Są takie sytuacje, kiedy jakaś drużyna nam "leży", a inna nie i w naszym przypadku drużyny z Będzina i Olsztyna wyjątkowo nam nie "leżą". Z resztą drużyn, jak pokazują wyniki w obecnym sezonie, powalczyliśmy na tyle, by urwać jakieś punkty, a z kędzierzyńską ZAKSĄ daliśmy całkiem niezły popis gry. Każdy mecz to jednak inna historia: po kapitalnym meczu w Gdańsku, gdzie zdobyliśmy trzy punkty, pojechaliśmy do Lubina i tam też było ciekawe widowisko, ale niestety przez nas przegrane. Gdziekolwiek nie graliśmy, może poza tym nieszczęsnym Będzinem i Olsztynem, tam zdobywaliśmy punkty.

Jak powiedział niedawno Serhij Kapelus: może nie wszyscy w GKS-ie mają wielkie umiejętności, ale kibice lubią was oglądać dlatego, że dajecie z siebie sto dziesięć procent w każdym meczu i pokazujecie serce do gry.

- I o to chodziło! To jest zasługa trenerów i ich podejścia mentalnego, które starają się w nas zaszczepić. Wiemy, jaką pracę wykonujemy na treningach i chcemy ją przekładać za każdym razem na mecze w stu procentach, a czasem nawet więcej. Tak jak mówił Serhij: nie mamy w zespole gwiazd, wielkich nazwisk, a nawet jeśli ktoś wcześniej otarł się o PlusLigę, dalej ma coś do udowodnienia i chce pokazać wszystkim swoją wartość. To się tyczy mnie, Karola Butryna, Rafała Sobańskiego... Musimy pokazywać, że coś znaczymy na każdym kroku, bo jeden dobry mecz nic nie znaczy.

Na pewno czujecie wsparcie miasta, które mocno inwestuje w każdą z sekcji GKS-u.

- Prezes Cygan powtarzał nam to nieraz, że w GieKSie stawiają na nas tak samo jak na piłkarzy i nie jesteśmy dziećmi gorszego boga. To nie jest tak, że na samej górze są piłkarze, potem długo, długo nic i na samym końcu sekcje siatkarzy i hokeistów. Prezes chce mieć silną drużynę siatkarską i żeby przy jej zarządzaniu szło tyle samo wysiłku, co w piłkarskim GKS-ie.

Miał pan jakiekolwiek obawy związane z powrotem do PlusLigi? Myśli typu "czy na pewno nadaję się do gry na tym poziomie"?

- Przed tym sezonem - na pewno nie. Wiedziałem, czego chcę i miałem jasny cel: najpierw walka z GKS-em o awans, potem na moje szczęście zarząd zdecydował, że zostaję i był zadowolony z mojej postawy. Pracowałem ciężko przez wakacje, jeszcze przed zajęciami z Andrzejem Zahorskim, bo chciałem grać regularnie w PlusLidze i to na wysokim poziomie. A przede wszystkim zmierzyć się z najlepszymi siatkarzami ligi, bo w czasach gry w Bielsku chyba nie byłem jeszcze na to gotowy. Są czasem takie sytuacje, kiedy Lisinac wyskoczy i huknie w drugi metr, ale przecież liczy się cały mecz, a nie jedna akcja. Czy zdobędę punkt mocnym uderzeniem, czy "zdrapką" - to jest ciągle punkt, a najważniejsze jest to, kto zdobędzie ich więcej.

Jak ocenisz grę Tomasza Kalembki w tym sezonie PlusLigi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×