Piotr Olenderek: Spełnił się najczarniejszy z moich snów
W meczu Atomu Trefla przeciwko Polskiemu Cukrowi Muszyniance, wygranym przez sopocianki 3:2, zadebiutował w roli ich szkoleniowca Piotr Olenderek. Młody trener przyznaje, że jest zaskoczony decyzją zarządu, który postawił go przed trudnym zadaniem.
WP SportoweFakty: Trenerski debiut chyba się panu udał. Czy może jednak jest niedosyt, bo mogło tu być 3:0 albo 3:1?
Piotr Olenderek: Tak, początek udany, ale rzeczywiście mogło być lepiej. Cały czas patrzę na wynik czwartego seta i nie mogę odżałować, że nie utrzymaliśmy w końcówce tej przewagi. Ale my w poprzednich partiach też goniliśmy kilkukrotnie przeciwniczki, więc obie drużyny nie wykorzystały wszystkich swoich szans. Powtarzałem też dziewczynom, że robimy swoje i nie patrzymy, jaki wynik jest akurat na tablicy. Staramy się wygrywać każdą kolejną akcję, bo one są osobnymi całościami. Ogólnie rzecz biorąc, jestem jednak zadowolony z wyniku. W tym momencie w Orlen Lidze punkty są na wagę złota, a zwycięstwo z zespołem z Muszyny sporo nam daje, choć przed nami jeszcze dużo pracy, nadal tych punktów brakuje.
ZOBACZ WIDEO Rangers przerwali bajeczną passę Celtiku [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Byliśmy dziś nieco zaskoczeni składem, bo zawodniczki, które należą do liderek tego zespołu, rozpoczęły mecz na ławce.
- Nie sądzę, żeby było to niespodzianką dla rywali. W naszym środowisku już się rozniosło, że kłopoty mamy nie tylko z punktami w tabeli, ale też ze zdrowiem. Część dziewczyn jest po prostu przemęczona. Magda Damaske i Justyna Łukasik nie dostały wolnego - one po prostu jeszcze wczoraj ledwie były w stanie się ruszać. Justyna nie mogła nawet podnieść ręki. Zdrowie zawodniczek zawsze jest na pierwszym miejscu. Poza tym, Ala Wójcik świetnie prezentowała się na treningach. Gdyby w meczu pokazała z tego chociaż połowę, miałaby w ataku gdzieś o 30 proc. lepszą skuteczność. Ale chwała jej za to, że wytrzymała presję, bo przecież nie grała często na pełnym dystansie. Powoli wchodzi też do gry Monika Fedusio, ale proszę spojrzeć - to jest dziewczynka w drugiej klasie liceum. Porównajmy to z ligą męską - czy tam gra ktoś w tym wieku? Taki urok Trójmiasta, że stawiamy na młodzież i to jest fajne, bo dajemy tym dzieciakom szansę, że mogą się sportowo rozwijać, jakiś cel w życiu. Podoba mi to.
Pomógł też głośny doping? Kibicowały wam tysiące dzieci z kaszubskich szkół.
- Dziewięć tysięcy osób na meczu to super sprawa. Zrobiła się świetna atmosfera, taka trochę japońska. Pamiętam co prawda, że kiedy pracowałem w Legii Warszawa i 30 kibiców, takich stricte piłkarskich, przyszło i zaczęło krzyczeć, to w zasadzie robili podobny hałas. Ale to nieważne, czy na trybunach zasiadają dzieci, czy dorośli. Jeśli tylu ludzi tak żywiołowo reaguje na to, co dzieje się na boisku, zwłaszcza w końcówkach przy tych pogoniach, to to jest fantastyczna sprawa. Ergo Arena to hala, która nadaje się właśnie do tego, by takie inicjatywy podejmować dużo częściej.
Pomaga doświadczenie zdobyte podczas pracy z reprezentacją kadetek? Miał pan tam do czynienia z młodzieżą, a przecież większość pana aktualnych podopiecznych to właśnie młode zawodniczki.
- Nawet pieszczotliwie mówię do nich "dzieciaki". Z reprezentacji kadetek znam Magdę Damaske i Dominikę Mras. To oczywiście pomaga, ale myślę, że jeszcze cenniejsze jest doświadczenie, które zdobyłem w Metrze Warszawa, wówczas męskim klubie, teraz mającym też sekcję żeńską. Pracowałem wtedy z trenerem Wojtkiem Szczuckim, jednym z najlepszych jeżeli chodzi o, jak ja to nazywam, "produkcję mistrzów świata". Przy jego boku miałem okazję zdobywać pierwsze szlify, prowadzić jakieś malutkie grupy. Teraz bardzo z tego korzystam, bo mamy sporo problemów technicznych. Czasem trzeba odłożyć na bok taktykę, a skupiać się na czymś innym. Z drugiej strony, jesteśmy w takim momencie sezonu, że nie za bardzo jest czas na większe poprawianie czegokolwiek.
Rozmawiała Agata Wasielewska