Joanna Wyrostek: Liga Mistrzów tylko dla bogaczy. Pieniądze nie są ważne, są najważniejsze (komentarz)

PAP / Jacek Bednarczyk
PAP / Jacek Bednarczyk

Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze - powiedział niedawno Sebastian Świderski, prezes najlepszego, ale wcale nie najbogatszego klubu w Polsce. Ta maksyma w PlusLidze się sprawdziła. W Lidze Mistrzów gra się jednak według innych zasad.

W tym artykule dowiesz się o:

Według włoskich mediów trzech tegorocznych uczestników Final Four Ligi Mistrzów należy do czterech najbogatszych klubów siatkarskich na świecie. Poza Zenitem Kazań, Sir Sicoma Colussi Perugia i Cucine Lube Civitanova w tym gronie jest jeszcze Sada Cruizero. Mistrzowie Brazylii nie mogą jednak walczyć o europejskie trofeum. Ich miejsce w wielkiej czwórce zajął więc znacznie biedniejszy Berlin Recycling Volleys, który niespodziewanie ograł na ostatniej prostej Dynamo Moskwa. Wicemistrzowie Rosji, chociaż ze znacznie niższym budżetem od Kazania, to jednak w Rosji obok Zenitu, najzamożniejszy zespół Superligi.

Wracając do słów Sebastiana Świderskiego. Rozumiem, co miał na myśli: same pieniądze nie wystarczą, aby zbudować prawdziwy zespół. Potrzeba świetnego trenera, gigantycznej pracy całego sztabu, statystyków, lekarzy, masażystów, menedżerów, słowem: pracy wszystkich osób w klubie. Trzeba jednak pamiętać, że ich wysiłek idzie na marne, kiedy nie ma komu zrealizować całej tej strategii. Bo wbrew temu, co twierdzi otwarcie główny trener Rosji Siergiej Szlapnikow, najważniejsi w tym wszystkim są zawodnicy. I to ci najdrożsi. To oni liczą się najbardziej w zawodach najwyższej rangi w Europie i na świecie. To od nich w decydujących momentach zależy wszystko.

Na całym świecie Polska wymieniana jest jako wspaniałe miejsce do grania w siatkówkę. Trenerzy i zawodniczy chwalą pełne hale, głośnych kibiców, profesjonalnie zarządzane kluby. Dlaczego zatem skoro jest tak dobrze, jest tak źle? Dlaczego te wszystkie gwiazdy mówią głośno, że marzą o PlusLidze, a potem podpisują kontrakty w Rosji, Włoszech, czy coraz bardziej popularnych Chinach? Bo tam więcej im płacą. Po prostu.

Pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Podziwiając w tegorocznym Final Four gwiazdy Perugii, Zenitu, czy Lube pamiętajmy, że po boisku biegają miliony euro, o jakich żaden z polskich klubów nie może nawet pomarzyć. Tuż przed tym turniejem w Rosji ukazała się informacja, że Zenit Kazań podpisał kolejną umowę z Gazpromem i może liczyć przez najbliższe lata na budżet w wysokości 780 milionów rubli, czyli 53 milionów złotych.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Perugia bez szans w Trydencie

Prezes Perugii Gino Sirci i zespół z Civitanovy nie mają co prawda aż takich pieniądzy, ale już wiadomo, że na następny sezon zatrzymają swoje największe gwiazdy, takie jak Cwetan Sokołow, Osmany Juantorena, czy Aleksandar Atanasijević. Każdy z nich zapytany o polską ligę powie: super kibice, super atmosfera, super miejsce do grania w siatkówkę. Ale żaden z nich tu grać nie przyjdzie.

Bo pieniądze są nie tylko ważne: są najważniejsze. Cała reszta też ma oczywiście ogromne znaczenie, ale to od nich wszystko się zaczyna i kończy również, zazwyczaj, razem z nimi. Pytany przez dziennikarzy o nieprzebrane bogactwo kazańskiego Zenitu Władimir Alekno, zawsze strasznie się denerwuje. Pewnie nie tylko dlatego, że słyszy to niemal przy każdej okazji, kiedy Zenit jedzie na kolejny turniej w roli murowanego faworyta. Bardziej złości go co innego. Przypomina sobie wtedy, jak niewiele znaczyłyby jego, bez wątpienia wybitne, umiejętności trenerskie, gdyby nie mógł ich spożytkować dzięki milionom płynącym nieprzerwanym strumieniem od Gazpromu.

Joanna Wyrostek

Komentarze (1)
avatar
Riorwar
29.04.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
We Włoszech wcale nie jest gorsza atmosfera na meczach ligowych siatkówki niż w Polsce. Poza tym jest tam cieplej, bardzo szybko można pojechać sobie nad morze. No i na najdalszy wyjazd jedzie Czytaj całość