Nowicjusz o krok od medalu mistrzostw świata. Maarten Van Garderen zrobił furorę na piasku

Materiały prasowe / FIVB / Maarten Van Garderen (na górze) tuż po wywalczeniu awansu do półfinału mistrzostw świata
Materiały prasowe / FIVB / Maarten Van Garderen (na górze) tuż po wywalczeniu awansu do półfinału mistrzostw świata

Naturalnym środowiskiem jest dla niego hala. W kolejnym sezonie będzie występować w jednej z najlepszych włoskich drużyn - Azimucie Modena. Tymczasem w lecie Holender omal nie sięgnął po medal mistrzostw świata w siatkówce plażowej.

VfB Friedrichshafen i CMC Ravenna - nazwy tych klubów nie powinny być dla siatkarskiego kibica anonimowe. To zarazem dwaj ostatni pracodawcy Maartena Van Garderena. Ich barwy reprezentował w latach 2014-2017. Choć zarówno w Niemczech, jak i we Włoszech odgrywał ważną rolę, w lutym obecnego roku otrzymał propozycję z gatunku "nie do odrzucenia".

I nie dotyczyła ona gry pod dachem. Miał rywalizować na świeżym powietrzu, tworząc parę z Christianem Varenhorstem - wicemistrzem świata z 2015 roku i ćwierćfinalistą igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Potężny siatkarz (211 cm wzrostu) szukał nowego partnera po tym, jak karierę zakończył Reinder Nummerdor.

- Byłem zaskoczony, kiedy Christian i trener Gijs Ronnes zaproponowali mi współpracę. Nad taką ofertą nie można jednak przejść bez zastanowienia. Następnie spotkaliśmy się we Włoszech i doszliśmy do porozumienia - wyjaśniał Van Garderen. W momencie akceptowania oferty miał już na koncie 115 występów w reprezentacji Holandii.

Do wypracowania formy na mistrzostwa świata nowy duet otrzymał zaledwie trzy miesiące. Bardzo mało, zważywszy na obecność w nim kompletnego nowicjusza w siatkówce plażowej. Wyniki osiągane przez Holendrów w turniejach World Tour nie zwiastowały niczego wielkiego. Zmagania w Rio de Janeiro, Moskwie i Hadze kończyli kolejno na 17., 41. i 25. miejscu.

ZOBACZ WIDEO: Robert Korzeniowski przeżył prawdziwą tragedię. "Chodziłem przybity i płakałem"

By osiągnąć należyte zrozumienie, często decydowali się na występy w imprezach niższej rangi. - Pomogły one nam w nabraniu wzajemnego zaufania i podniesieniu poziomu gry - nie ukrywał Van Garderen. Poświęcenie się "plażówce" było dla niego równoznaczne z rezygnacją z reprezentowania w 2017 roku halowej reprezentacji.

Choć jego wybór mocno zmartwił trenera Gido Vermuelena, na mundialu w Wiedniu wraz z Varenhorstem udowodnili, że decyzja o współpracy nie była niewypałem. Ba, grając na mistrzostwach świata dzięki "dzikiej karcie", wręcz zadziwili cały siatkarski świat.

Już w pierwszym występie pokazali, że należy się z nimi poważnie liczyć. Choć ulegli wówczas 1:2, rozstawionym z numerem 4, Brazylijczykom Evandro i Andre, pozostawili po sobie bardzo korzystne wrażenie. Kolejne dwa mecze już wygrali, awansując do fazy pucharowej. I dopiero w niej zrobili prawdziwą furorę.

Zaczęli od największej możliwej sensacji, wyrzucając za burtę turniejową "jedynkę" - duet Alvaro Filho - Saymon. W 1/8 finału ograli 2:1 Kubańczyków Sergio Gonzaleza i Nivaldo Diaza, zaś w ćwierćfinale, po jeszcze bardziej dramatycznym spotkaniu, wyeliminowali startujących z numerem "9" Hiszpanów Adriana Gavirę i Pablo Herrerę, rozgrywających wspólnie 91. turniej pod egidą FIVB.

Choć w walce o medale nie ugrali już nawet seta przeciwko parom Evandro/Andre i Wiaczesław Krasilnikow/Nikita Liamin, i tak mogli opuszczać piasek z podniesionymi głowami. Swoją postawą przykuli dużą uwagę holenderskich mediów. Mecze z ich udziałem pokazywała bowiem publiczna telewizja NOS. Sukces ten nie sprawił jednak, że Van Garderen zamierza zrezygnować z występów w hali.

- Wiele osób radziło mi teraz, by poświęcić się w pełni siatkówce plażowej. We Włoszech odbył się bowiem z moim udziałem transfer, o którym marzyłem i na który pracowałem od lat - komentuje główny bohater opowieści. W sezonie 2017/2018 będzie on przyjmującym Azimutu Modena.

Wiktor Gumiński 

Komentarze (0)