Po fatalnej porażce reprezentacji Polski na inaugurację mistrzostw Europy 2017 widać było, że pacjent jest poważnie chory. W grze Biało-Czerwonych zabrakło wszystkiego, a cała siatkarska Polska zastanawiała się co począć z tym problemem. I czy pacjenta już skazywać na straty, czy też może da się jeszcze go jakoś uleczyć.
Po sobotnim spotkaniu przeciwko Finlandii wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Gorączka została zbita, pacjent przeżył i ma się nieźle. Zwycięstwo w trzech setach daje Polakom prawie pewny awans do następnej fazy, a przy okazji pokazali się oni ze znacznie lepszej strony niż dwa dni wcześniej.
Kibice i eksperci z przyjemnością oglądali zespół, w którym atak jest skuteczny, zawodnicy uwijają się w obronie, tworząc okazję do kontr, a gra jest w miarę dokładna i kombinacyjna. Wisienką na torcie była doskonała zagrywka, która w dwóch pierwszych setach była decydującym czynnikiem. Takiej dyspozycji w polu serwisowym dawno w polskim zespole nie było, a soczyste asy serwisowe (13 w 3 setach) nie tylko demolowały morale rywali, ale i cieszyły spragnione oko kibica.
Cieszyły oczy również zmiany, od których w tym spotkaniu nie stronił sztab reprezentacji. Opieszałość w tego rodzaju decyzjach była jednym z głównych zarzutów przeciwko trenerom po meczu z Serbią. Radością napawała także forma Bartosza Kurka, który ostatnio był raczej cieniem samego siebie, a także entuzjazm i energia, jaką emanowali polscy siatkarze.
Widać wyraźnie, że zaaplikowana kuracja na gorączkę podziałała, przynajmniej w sobotę. Jednak przy wszystkich zachwytach nie możemy zapominać, że to była tylko Finlandia. Finlandia, która, w przeciwieństwie do Serbii, do żadnej siatkarskiej elity zaliczana być nie może. Ich celem na te mistrzostwa jest wyłącznie wyjście z grupy, a wszystko ponad to zostanie uznane za wspaniały wynik.
- To nie ma znaczenia, z kim gramy, czy to jest Francja czy Finlandia. Liczy się tylko to, jak my zagramy i nie możemy się bać nikogo - powiedział po spotkaniu Michał Kubiak, ale jednak trudno się zgodzić z tymi słowami do końca. Łatwiej jest grać przeciwko mało doświadczonej drużynie z młodym trenerem i zawodnikami ze średnich półek, a takich raczej na drodze Polaków już nie będzie. Nawet Estonia już pokazała, że stać ją na urwanie punktów najmocniejszym i nie zamierza być "chłopcem do bicia".
ZOBACZ WIDEO: Małgorzata Glinka: Niesamowite emocje i gęsia skórka. Łzy płynęły mi po policzkach
Niepokojącymi objawami pokazującymi, że pacjent nie jest zupełnie zdrowy, jest wciąż mała ilość gry ze środkowymi oraz zdumiewająco mała liczba bloków. W całym spotkaniu z Finlandią Polacy odnotowali ich zaledwie trzy, z czego ani jeden nie był dziełem środkowego. Bez tego elementu będzie bardzo trudno wygrywać z kimkolwiek mocniejszym niż Finowie.
Niepokojące było także nerwowe rozedrganie podopiecznych Ferdinando De Giorgiego, którzy i w pierwszym i w drugim secie momentami sprawiali wrażenie nieco zagubionych na boisku. Z opresji ratowała ich za każdym razem zagrywka, ale ten element jest dosyć nieprzewidywalny, zwłaszcza u polskich siatkarzy. Trudno będzie na nią zawsze liczyć.
Już w poniedziałek ostatni mecz grupowy, który odpowie na pytanie czy gorączka została opanowana już na stałe i pacjent nabiera sił, czy też musimy liczyć się z nawrotem choroby, bowiem kuracja przyniosła skutek tylko krótkoterminowy.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)