Bartosz Krzysiek: To nie jest moment, by odcinać kupony za granicą

Bartosz Krzysiek w nadchodzącym sezonie ma być motorem napędowym AZS-u Częstochowa. 27-letni atakujący wraca do bardziej profesjonalnego sportu po kilkumiesięcznym pobycie w Indonezji. - Tam nie da się pracować tak, jak w Polsce - przyznał Krzysiek.

Łukasz Witczyk, WP SportoweFakty: Za AZS-em Częstochowa już kilka sparingów. Zespół się zgrywa, ale okres przygotowawczy jest dla drużyny krótki. Czy to jest jakaś przeszkoda przed sezonem?

Bartosz Krzysiek (siatkarz AZS-u Częstochowa): Jest to jakaś przeszkoda, ale nie musi zaważyć. Osobiście czuję, że się szybko regeneruję. Mogę dużo pracować i z każdym tygodniem czuję duży progres. Myślę, że personalnie możemy zdążyć złapać formę fizyczną, ale może nam zabraknąć pojedynczych piłek na długim, pięciosetowym dystansie. Dwa tygodnie dłużej bycia ze sobą razem mogą zaważyć, ale nie patrzę tak na to. Wszyscy wkładamy na tyle pracy i podchodzimy profesjonalnie, by od pierwszego meczu dać z siebie wszystko.

Wiadomo, że w AZS-ie Częstochowa są duże oczekiwania i to mimo tego, że jest to zespół z I ligi. Wiemy jaka jest sytuacja klubu. Są nowi ludzie, nowa drużyna.

Każdy, kto dostał ofertę stąd, miał przed oczami bardziej to, że to jest AZS Częstochowa. Nie było ważne, że to I liga. Jeśli mam być szczery, to organizacyjnie i treningowo nie odczuwam żadnej różnicy między tym, co miałem w PlusLidze. Względem niektórych klubów jest nawet lepiej. Nie możemy patrzeć na to, która to jest liga. Mamy wychodzić na każdy mecz, dać z siebie wszystko, grać najlepiej jak możemy i odnosić zwycięstwa. Po to tu jesteśmy, by wygrać jak najwięcej spotkań.

ZOBACZ WIDEO Serie A: istna demolka, Napoli nie miało litości! Zobacz skrót meczu z Benevento [ZDJĘCIA ELEVEN]

Poprzednio grał pan w Indonezji. Jaka jest różnica między polską siatkówką a indonezyjską?

Powiem o formie rozgrywek. Tam nie ma się własnej bazy, nie gra się meczów u siebie czy na wyjeździe. Przylatuje się na camp, przygotowuje się trzy-cztery tygodnie i potem wszystkie męskie i żeńskie drużyny zlatują się do jednego miasta i grają tak, jak w kadetach czy juniorach. Przyjeżdża się do sali, na trybunach czeka się na swój mecz. Rozgrzewa się na korytarzu, gdzie ludzie palą papierosy i robią sobie zdjęcia z zawodnikami. Organizacyjnie jest przepaść.

A jaki jest poziom siatkówki w Indonezji?

Na pewno dużo wyższy niż w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, bo tam też miałem okazję ostatnio grać. Tam jednak klub ogłosił upadłość, połączył się z innym. W Indonezji zawodnicy mają talent. Są niżsi, wyskakani, ale forma grania jest zupełnie inna niż w Polsce. To półamatorska liga. Profesjonalistów jest dwóch na drużynę, a reszta po prostu w trakcie roku pracuje, a potem grają w lidze. Grają szybko, kombinacyjnie. Bardziej dla samej gry, nie ma u nich mentalności zwycięzców. Nie dostawałem dużo piłek. Leciałem tam jako "kiler", a wyszło, że mam grać na przyjęciu, bo okazało się, że nie mają tam przyjmujących. Śmieszne rzeczy tam się działy. Wiadomo, dla profesjonalistów zarobki są wysokie, ale mi zależało w tym sezonie na tym, aby budować formę. Jestem z tej decyzji bardzo zadowolony, widzę progres. W Indonezji nie da się tak pracować, jak w Polsce.

W Indonezji fajna przygoda, ale teraz powrót do bardziej profesjonalnego sportu?

Tak, to była taka odskocznia. Polecieliśmy z żoną do Indonezji, pozwiedzaliśmy. Do tego wpadły pieniądze. Bardziej przygoda, ale czuję w sobie, że to nie jest moment, by odcinać kupony za granicą. Mogę i chcę pracować, rozwijać się i dążyć do swojej najlepszej gry. Czuję, że będę bardzo dobrze grał w tym sezonie.

Wróćmy do AZS-u. Ma pan być motorem napędowym tej drużyny. Oczekiwania są duże, ale taka odpowiedzialność za drużynę jest bardzo ważna.

Pełniłem taką funkcję już kilka razy. Na mnie opierała się gra, ale nie byłem jako ten doświadczony, ale jako młody, wokół którego chciano zbudować kadrę. Jestem najstarszym zawodnikiem, na którego barkach wszystko będzie spoczywać. Mam nadzieję, że nie przyniesie mi to dodatkowych stresów i będę mógł prezentować się tak jak zawsze.

AZS czekają w tym sezonie derby z Norwidem. Będzie szczególna mobilizacja? Przed rokiem oba kluby konkurowały ze sobą o kibiców, organizowały mecze o jednej godzinie i dało się odczuć, że fani w Częstochowie odwrócili się od AZS-u.

Na pewno będziemy chcieli pokazać kto jest numerem jeden. Zależy nam na tym, by kibice wrócili do AZS-u. Można powiedzieć, że to nie nasza wina, nie było nas tutaj, ale to nie ma znaczenia. Musimy zapracować na to, by ludzie wrócili. Jak przychodzą kibice, to się dla nich gra. Widzę, że przyszły dwie osoby, to nie mogę stać i dłubać w nosie, tylko muszę wyjść i grać jak najlepiej. Ktoś przychodzi, poświęca swój czas żeby to oglądać, to nie chce patrzeć na przebijankę, tylko na widowisko. Liczę na to, że tu będzie wrzawa i oby wróciły grupy kibiców.

Wiąże pan dłuższe plany z AZS-em Częstochowa?

Podpisałem dwuletni kontrakt. Jeśli będę spełniał oczekiwania i z klubem będzie wszystko w porządku, to chciałbym budować ten klub. To jest marka i postawiłem sobie cel, że warto przywiązać się do tego miejsca i wypracować awans. Nie mówimy o roku czy dwóch. Myślę, że trzy sezony, to byłby dobry czas. Nie czułbym, że za dużo czasu poświęciłem na grę w I lidze. Zależy mi bardzo, by odbudować ten klub, żeby wrócił do PlusLigi, a później kontynuować grę w elicie.

Źródło artykułu: