Niespokojne jak morskie fale losy siatkówki w Trójmieście. To koniec ekstraklasy?

WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Ergo Arena
WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Ergo Arena

Jedna z najnowocześniejszych hal w Polsce, duże imprezy reprezentacyjne, ciągłe zainteresowanie kibiców i... tylko jeden klub w najwyższej klasie rozgrywkowej. W dodatku z niepewną przyszłością. Trójmiejska siatkówka ligowa jest w kryzysie.

W tym artykule dowiesz się o:

Leżąca na granicy Gdańska i Sopotu Ergo Arena to piękna, nowoczesna hala, mogącą pomieścić ponad 11 tys. kibiców. To właśnie tu w ostatnich latach swoje mecze ligowe rozgrywały siatkarki Atomu Trefla Sopot i siatkarze Trefla Gdańsk.

Pierwszy z tych klubów przestał istnieć wraz z końcem minionego sezonu, drugi stoi nad przepaścią. Trójmiejscy kibice już wkrótce mogą zostać pozbawieni możliwości oglądania na żywo siatkówki na najwyższym poziomie. Jak do tego doszło? Bardzo prosto można wyjaśnić ten proces znanym powiedzeniem: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Zacznijmy jednak od początku.

Odkąd w 2010 roku Atom Trefl Sopot awansował do siatkarskiej ekstraklasy regularnie zdobywał medale wielkich imprez w kraju (mistrzostwa Polski w latach 2012-2013) i za granicą (srebro Pucharu CEV w 2015 roku). W jego szeregach grały tak utalentowane zawodniczki, jak Katarzyna Zaroślińska-Król, Paulina Maj-Erwardt, Izabela Bełcik czy Eleonora Dziękiewicz.

Stabilność finansową gwarantował sponsor – Polska Grupa Energetyczna. Gdy w 2016 roku spółka ta wypowiedziała klubowi umowę, przyszłość Atomówek była pod znakiem zapytania. Niemożliwością okazało się zatrzymanie czołowych siatkarek czy trenera Lorenzo Micellego. Mocno odmłodzony (z poprzedniego składu pozostały tylko trzy zawodniczki!) zespół stanął jednak do walki w Orlen Lidze.

ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: Trener De Giorgi nie widział swojej winy, tego mi zabrakło

Dla niedoświadczonych adeptek siatkówki sezon 2016/2017 nie był łatwy. Ich gra falowała, a otwarcie ligi skutkowało niepewną przyszłością w ekstraklasie. Młode Atomówki zachwyciły jednak siatkarskie środowisko swoją ambicją, zagrały kilka niespodziewanie dobrych spotkań i ostatecznie znalazły się na 9. miejscu w tabeli. Bezcenne doświadczenie zdobywały zawodniczki, które w przyszłości mogą stanowić o sile kadry, bo potencjał mają spory, m.in. Magdalena Damaske czy Martyna Łukasik.

Sopoccy kibice odetchnęli z ulgą, by niespełna dwa tygodnie po zakończeniu sezonu dowiedzieć się o rozwiązaniu klubu, a właściwie połączeniu go z krakowską . Brak funduszy sprawił, że nie widziano perspektyw rozwoju dla Atomu Trefla. Trójmiasto straciło siatkówkę żeńską na najwyższym poziomie.

Nieco inaczej toczyły się losy gdańskich siatkarzy. W najwyższej klasie rozgrywkowej Trefl Gdańsk występuje od dziewięciu lat (z przerwą w latach 2009-2001), jednak przez dłuższy czas zajmował miejsca w dolnej części tabeli. Znakomitą decyzją okazało się zatrudnienie w 2014 roku byłego selekcjonera reprezentacji Polski, Andrei Anastasiego. W połączeniu z ciekawymi transferami polskimi zagranicznymi (Piotr Gacek, Mateusz Mika, Murphy Troy, Marco Falaschi) zbudowano zespół, który niespodziewanie wygrał Puchar Polski i zdobył wicemistrzostwo kraju.

Kolejne sezony były już w wykonaniu gdańszczan nieco słabsze (4. miejsce w sezonie 2015/2016 i 8. w sezonie 2016/2017). Przed startem tegorocznych rozgrywek działaczom udało się jednak zatrzymać doświadczonego szkoleniowca i poczynić ciekawe transfery – do Lotosu Trefla dołączyli m.in. Artur Szalpuk, Piotr Nowakowski, TJ Sanders i Daniel McDonnell. Kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu okazało się jednak, że klubu nie stać na takich zawodników, bo główny sponsor, spółka LOTOS, nie przedłuży z nim umowy.

Nad gdańskim zespołem zawisło widmo wycofania się z rozgrywek. Zaczęto szukać innych sponsorów, udało się jednak zebrać tylko 15 proc. budżetu. Klub postanowił chwycić się ostatniej deski ratunku – kibiców. Akcja crowdfundingowa "DoLEWamy do pełna" ma na celu uzbieranie 150 tys. złotych w 18 dni. Wszystko wskazuje na to, że zamiar ten zostanie osiągnięty, bo swoich ulubieńców finansowo wsparli nie tylko fani, ale i całe siatkarskie środowisko, zdające się nie wyobrażać sobie PlusLigi bez klubu, który organizacyjnie i marketingowo zawsze stał na najwyższym poziomie.

Działacze Trefla Gdańsk deklarują, że rozwiązania długofalowego szukać będą już w trakcie rozgrywek. Istnieje jednak ryzyko, że go nie znajdą. Siatkarze mogą podzielić los koleżanek z Atomu Trefla i po roku niepewności pewność zyskać. Pewność, że przyszłość klubu nie istnieje. Oznaczałoby to zniknięcie Trójmiasta z siatkarskiej mapy Polski.

Tymczasem mecze siatkarzy gromadziły w Ergo Arenie średnio 3145 kibiców na spotkanie, co było trzecim wynikiem ligi (pierwsze dwa miejsca zajęły kolejno Asseco Resovia Rzeszów i PGE Skra Bełchatów). Zmagania siatkarek oglądało na żywo średnio 1390 kibiców na mecz (czwarty wynik ligi). Zainteresowaniu dyscypliną w Trójmieście zaprzeczyć więc nie można, co potwierdzają sami zawodnicy. - To miasto kocha siatkówkę – mówił w maju br. Piotr Gacek. - Jest tu również sporo fantastycznej młodzieży, która chce się rozwijać sportowo - chwalił wówczas także prezes PZPS, Jacek Kasprzyk.

Szkolenie młodzieży w obu klubach zawsze było ważnym elementem. Zarówno Trefl Gdańsk, jak i Atom Trefl Sopot, dobrze radziły sobie w Młodej Lidze (III miejsce siatkarzy), współpracowały też z wieloma szkołami, prowadząc zajęcia dla uczniów. - Będziemy kontynuować projekty młodzieżowe w Sopocie i Gdańsku - zapewniał jednak właściciel obu klubów, Kazimierz Wierzbicki, przy fuzji z Proximą Kraków.

Sama młodzież nie zadowoli jednak kibiców, którzy chcą oglądać sport na najwyższym poziomie. Nie przekonują argumenty odchodzących sponsorów - PGE twierdziło, że inwestowanie w Atom Trefl było trudne ze względu na dużą konkurencyjność innych dyscyplin w regionie. Dotychczas jednak ani silna pozycja piłki nożnej (Lechia Gdańsk i Arka Gdynia), ani ręcznej (Vistal Gdynia i Wybrzeże Gdańsk) czy koszykówki (Trefl Sopot) nie przeszkadzała kibicom licznie i żywiołowo dopingować swoich ulubieńców.

Argument spółki Lotos o tym, że jako właścicielowi stacji paliw w całym kraju kibice innych drużyn zarzucają jej mimowolne finansowanie z własnej kieszeni konkurencyjnego klubu, niewart jest nawet komentarza. Akcja "DoLEWamy do pełna" wyraźnie pokazała, że ratowanie siatkówki dla jej fanów jest ważniejsze niż klubowe sympatie.

Pozostaje liczyć na to, że Lotos Trefl dzięki ludzkiej życzliwości stanie na nogi, a my nie będziemy świadkami upadku siatkówki ligowej w obszarze metropolitarnym, który zamieszkuje ponad 747,5 tys. ludzi. Że kibice z Trójmiasta nie będą musieli, chcąc oglądać rozgrywki na najwyższym szczeblu, jechać ponad 150 km do Bydgoszczy bądź dalej. Że klub, który w crowdfundingowej zbiórce jest w stanie zjednoczyć niemal całe siatkarskie środowisko, nie będzie musiał go opuszczać.

Źródło artykułu: