Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jest pan zadowolony z decyzji o zwolnieniu selekcjonera kadry siatkarzy Ferdinando De Giorgiego?
Marian Kmita, dyrektor do spraw sportu Telewizji Polsat: Nie można tak powiedzieć. Wolałbym nie być świadkiem takiego rozwiązania. Wolałbym, żeby trener De Giorgi po sukcesie na mistrzostwach Europy prowadził reprezentację jeszcze przez 10 lat. To się jednak nie zdarzyło. Myślę, że w zaistniałej sytuacji Polski Związek Piłki Siatkowej zachował się rozsądnie.
[b]
Tuż po zakończeniu mistrzostw w swoim komentarzu na polsatsport.pl ocenił pan pracę selekcjonera bardzo ostro. A z tego, co słyszałem, rzadko feruje pan tak radykalne wyroki.[/b]
To był mój pogląd, a nie wyrok, bo ja nie jestem instytucją, która zatrudnia czy zwalnia trenerów. Za te słowa ponoszę odpowiedzialność jako osoba prywatna, piszę te teksty jako Marian Kmita, a nie jako Telewizja Polsat. Wydaje mi się, że w podobnych sytuacjach z trenerami Lozano, Castellanim czy Anastasim też miałem dość konkretne poglądy. Do niczego nie nawoływałem, a oceniałem efekty pracy tych panów.
ZOBACZ WIDEO Wielki szok na Santiago Bernabeu. Zobacz skrót meczu Real - Betis [ZDJĘCIA ELEVEN]
Tym razem rozczarowanie było większe, bo i większe były nadzieje. Impreza, przy której się napracowaliśmy, skończyła się dla naszej drużyny bardzo szybko. Ubolewam, że kraj, który ma tak potężny potencjał w tej dyscyplinie, za pośrednictwem związku sportowego nie był w stanie skontrolować trenera. Najwięcej pretensji mam do sztabu szkoleniowego, nie do zawodników, choć w przypadku takich graczy jak Bartosz Kurek można się zastanawiać, ileż może być tych prób zdobycia czegoś. W historii sportu są dziesiątki przypadków piłkarzy, siatkarzy, czy piłkarzy ręcznych, którzy świetnie radzili sobie w klubach, a w reprezentacji nie dźwigali związanego z nią ciężaru.
Był jednak czas, że Kurek, czy Fabian Drzyzga, ten ciężar dźwigali.
A kiedy to było? Niech pan przypomni.
Kurek świetnie grał w Lidze Światowej 2012, jako atakujący u Stephane'a Antigi też radził sobie przyzwoicie.
No dobrze, w 2012 roku wygraliśmy Ligę Światową, ale igrzyska olimpijskie położyliśmy na łopatki modelowo. Chodzi mi o wiodącą imprezę w danym sezonie. Wrócę do poprzedniego roku. Spotykamy się ze Stephane'em Antigą kilka miesięcy przed Ligą Światową i Stephane mówi tak: Wy jako Polsat zapłaciliście za prawa do pokazywania tych rozgrywek sporo pieniędzy, ale czy zgadzacie się na taki układ - ze względów sportowych nie jestem w stanie zbudować dwóch szczytów formy. Priorytetem są igrzyska i na nie będę formę szykował. Na początku Ligi Światowej będziemy grać fatalnie, potem trochę lepiej, w trzecim turnieju jeszcze lepiej. W Final Six będzie już dobrze, a najlepiej w Rio. Co z tego wyszło? Nic. Nie zagraliśmy dobrze nigdzie, kompletne fiasko. To jest trochę podobne do historii De Giorgiego, z tym że Stephane zdobył wcześniej z Polakami mistrzostwo świata, a teraz z Kanadą udowadnia, że czegoś się w trenerskim zawodzie uczy.
Chodzi o to, żeby był plan, żeby koniunktura na siatkówkę była podtrzymywana, żeby cele były wskazywane i realizowane. A jeżeli my jako Polsat jesteśmy w pozycji gracza w ruletkę, nie ma to żadnego sensu. Teraz jesteśmy już zmęczeni ponad dekadą zarządzania reprezentacją Polski przez obcokrajowca i marzymy o kimś takim jak Adam Nawałka. Gorzej niż w ostatnich sześciu miesiącach być nie może. Nie musimy się co prawda odbijać od dna, ale potrzebujemy wyjść z sytuacji, która jest dyskomfortowa. A przecież Sebastian Pawlik dostarczył nam powodów do optymizmu, jego kadra juniorów wygrała czterdzieści osiem kolejnych spotkań i wygrała w swoim roczniku wszystko, co mogła. Trzeba z tego potencjału skorzystać.
Kończąc temat De Giorgiego, on zachowywał się zupełnie irracjonalnie. Rozmawiałem z nim w Pesaro po meczu z Iranem. Najpierw obejrzeliśmy fajny mecz z Brazylią, wygrany w dużej mierze dzięki Aleksandrowi Śliwce. Później ten sam Śliwka cały mecz z Iranem spędził w kwadracie dla rezerwowych i przegraliśmy. Zapytałem Fefe dlaczego to zrobił, a on mi powiedział, że musi sprawdzać relacje z zespołem w kłopotliwych sytuacjach, trudnych dla graczy od strony mentalnej. To mnie zaniepokoiło, bo nie trzymało się kupy i było irracjonalne.
Potem w Memoriale Wagnera Polska przy udziale Śliwki wygrała z Rosją, los podpowiedział De Giorgiemu rozwiązanie, a on nie powołał chłopaka do kadry na mistrzostwa Europy. Do dziś tego nie rozumiem. Jak doświadczony trener, 55-letni człowiek, może być tak chaotyczny i niekonsekwentny w swoich działaniach? Tu postawiłbym kropkę i już do De Giorgiego nie wracał.
To porozmawiajmy o jego następcy. Od dawna nie było tak dobrego klimatu dla polskiej kandydatury, polskiego trenera.
To naturalne. Jeśli o naszych trenerów chodzi, drepczemy w kółko. Piętą achillesową polskiego sportu jest według mnie bardzo słabe szkolenie trenerów, ale też nie stwarzanie im szans na rozwój. Wrócę do tego, co stało się w piłce nożnej z Adamem Nawałką. On nie miał międzynarodowych sukcesów, jego Górnik Zabrze był drużyną środka tabeli Ekstraklasy. A jednak Zbyszek Boniek zaryzykował i okazało się, że Nawałka od dawna nosił w tornistrze buławę marszałkowską. Wcześniej, mimo pewnych sukcesów Jerzego Engela, Pawła Janasa i Leo Beenhakkera, turniej mistrzowski zawsze obnażał jakąś niemoc. A tu się udało osiągnąć dobry wynik na mistrzostwach Europy i utrzymać wysoki poziom po turnieju, nadal jesteśmy mocni. Skoro to dało efekty, dlaczego nie pójść tą samą ścieżką w siatkówce? Potencjał w zawodnikach jest olbrzymi.
Myślę, że przyszedł też czas, żeby zrobić porządną inwentaryzację tego potencjału zawodniczego i dopasować do niego odpowiednich trenerów, a nie szukać trenerów, którzy mieliby potem wykreować sobie graczy.
Mówi pan o znalezieniu siatkarskiego Nawałki, a może poszukajmy kogoś takiego jak Nikola Grbić w reprezentacji Serbii. Kogoś bez wielkiego doświadczenia trenerskiego, za to z sukcesami zawodniczymi i co za tym idzie z dużym autorytetem. Najlepszym kandydatem byłby tu chyba Piotr Gruszka.
Na pewno Gruszka wchodzi w grę. Ja przez te kilka tygodni byłem nawet zwolennikiem jego swoistej pokuty. Przecież był w sztabie De Giorgiego i jeśli miał jakiś wpływ na drużynę, to chyba zbyt pokornie przyjął narzucone przez pierwszego trenera rozwiązania. Wariantów jest jednak kilka. Mówi pan o Grbiciu, więc od razu nasuwa się postać Pawła Zagumnego. Paweł jest jednak członkiem zarządu ONICO Warszawa i "wypożyczenie" go stamtąd, wyciągnięcie do reprezentacji, mogłoby okazać się trudne.
Nie wiem, kto powinien być pierwszym trenerem, ale jestem za to pewien, że drugim powinien zostać Sebastian Pawlik. Jestem całym sercem za takim rozwiązaniem i będę je forsował, choć podkreślam, że my jesteśmy od relacjonowania sportu, a nie od kreowania go od strony organizacyjnej. Bardzo by mi się podobało, gdyby Pawlik został asystentem czy to Gruszki, czy Zagumnego czy kogokolwiek innego z polskich trenerów. Wtedy wejście do pierwszej reprezentacji jego podopiecznych z mistrzowskiego rocznika 1997 byłoby o wiele łatwiejsze, mogliby liczyć na opiekę kogoś kto ich dobrze zna i prowadzi od lat.
A zarazem Pawlik przygotowywałby się do roli pierwszego trenera reprezentacji?
Tak. Myślę, że powinniśmy w końcu zastosować ten niemiecki model piłkarski - Joachim Loew prowadzi kadrę już od wielu lat, ale zanim ją objął terminował jako asystent u Juergena Klinsmanna. Jestem w siatkówce od ponad dwudziestu lat i mogę powiedzieć, że do tej pory za dużo było w niej ruletki, hazardu, liczenia na to, że los nam będzie sprzyjał. Powołanie Stephane'a Antigi przed mistrzostwami świata w 2014 roku było przecież dużą niespodzianką, czymś w rodzaju sportowego rien ne va plus. Myślę, że teraz w końcu czas na plan, nawet 6-8 letni, obejmujący dwa cykle olimpijskie i wymagający cierpliwości w oczekiwaniu na sukcesy.
Czyli dopuszcza pan, że mistrzostwa świata w 2018 roku będą dla nas nieudane i brak dobrego wyniku będzie trzeba nowemu trenerowi wybaczyć?
Ja przede wszystkim liczę na to, że trener w sensowny sposób skorzysta z tej zdolnej grupy U-21. Z całym szacunkiem dla tych chłopaków, bo bardzo ich lubię i cenię za to, co osiągnęli - czas Bartka Kurka, Michała Kubiaka, Fabiana Drzyzgi czy Dawida Konarskiego musi minąć i niech mija jak najszybciej. Stawianie na nich to nie jest rozwojowa koncepcja, a rozwiązanie doraźne. Jeden, dwa turnieje może zagraliby dobrze, a potem nie mielibyśmy nic. A skoro doczekaliśmy się tak utalentowanego pokolenia, to konsekwentnie i z cierpliwością prowadźmy je do dorosłej siatkówki. Jeśli będzie czteroletni plan, w którym drugim trenerem kadry zostanie Pawlik, a pierwszym Gruszka, Zagumny czy inny trener, ja zrobię wszystko żeby ten plan wspierać i będę przekonywać kolegów z PZPS, którzy byli, są i będą decydentami w tych sprawach, żeby na coś takiego przystali.
PZPS decyduje, ale w środowisku mówi się, że Polsat też ma spory wpływ na kluczowe dla polskiej siatkówki decyzje.
Na pewno mamy możliwość dyskusji o tych decyzjach i wypowiedzenia swojego zdania. Jesteśmy nie tylko "opiekuńczą" telewizją siatkówki, mamy też w grupie Polkomtel, który jest sponsorem reprezentacji. Niech mi pan jednak wierzy, że nigdy nie było tak, żeby nasz głos był decydujący. Taki głos ma prezes i zarząd PZPS. Najlepszy dowód? Gdyby było tak, że to my decydujemy, De Giorgi nigdy nie zostałby selekcjonerem.
Teraz prezes Kasprzyk mówi, że trzeba poszukać polskiego trenera z charyzmą, który dostanie duży margines błędu. Bardzo możliwe, że koncepcja PZPS-u jest podobna do pańskiej.
Myślę, że są olbrzymie szanse na nominację dla Polaka. Nie ma co ukrywać, że my z PZPS-em rozmawiamy, konsultujemy się, przedstawiamy swoje opinie i suma tych rozmów prowadzi do polskiego trenera. Na pewno krąg potencjalnych kandydatów to jest nie kilkanaście, a kilka nazwisk. Może nawet mniej niż pięć, ale te nazwiska są i to jest najważniejsze.
Czy jeśli dojdzie do powierzenia drużyny narodowej Polakowi, który pewnie nie będzie miał dużego doświadczenia, media i całe środowisko powinny trzymać nad nim parasol ochronny?
Może nie aż tak, ale chciałbym, żeby były mu życzliwe, przynajmniej na początku. Co dla mnie najważniejsze, bo tego mi brakuje w całym polskim sporcie i apeluję o to od lat - musimy doczekać się planów ośmioletnich albo dwunastoletnich. Chodzi mi o coś takiego, co zrobili Brytyjczycy po igrzyskach w Atlancie w 1996 roku, kiedy doznali totalnej klęski, zdobyło tylko 15 medali, w tym zaledwie jeden złoty. Rozpisali wtedy cały plan, który przyniósł im pełne efekty dopiero w roku 2012 - w Londynie mieli medali 65, a złotych 29. Od projektu do jego triumfu minęło lat 16, ale teraz Wielka Brytania korzysta na każdej płaszczyźnie, w którą zainwestowała i ma w sporcie otwartą przyszłość. Proszę zwrócić uwagę jak jest choćby w boksie. Boks amatorski dał Brytyjczykom medale igrzysk w Londynie, a teraz dostarcza zawodników do boksu zawodowego, który bardzo się rozwinął. Tak tłusto na rynku było ostatnio kilka dekad temu. Kolarstwo torowe, lekkoatletyka - to wszystko też wciąż żyje.
Wracając do siatkówki - taki długofalowy plan musi wykreować federacja, a ministerstwo sportu zaakceptować. Plan musi być dobrze sfinansowany i konsekwentnie realizowany, a wtedy przyniesie sukces. Nie ma żadnej innej możliwości.
Ale musi też kosztować, a my nie jesteśmy tak bogatym krajem, jak Wielka Brytania.
PZPS nie jest najbiedniejszym z polskich związków sportowych i powinien sobie poradzić. Parę rzeczy już się udało, jak chociażby Siatkarskie Ośrodki Szkolne - bardzo pożyteczna instytucja. Jeśli pan minister Witold Bańka wytrzyma i nie będzie obniżał ich finansowania, to na pewno ich funkcjonowanie przyniesie efekty. Jeśli chodzi o potencjał wszystko wygląda bardzo dobrze, natomiast od 2014 roku brakuje nam medalowego wyniku w wysokim wyczynie.
Powiedział pan, że jednym z tych, których czas mija, jest Fabian Drzyzga. Jego ojcu, komentatorowi w telewizji, w której jest pan szefem sportu, te słowa się nie spodobają.
Wojtek musi to przeżyć. Też mam dzieci, też chciałbym, żeby robiły coś fajnego, a różnie im w życiu idzie.
W tym tygodniu Polskę odwiedził szef światowej federacji siatkówki Ary Graca. Ponoć to wy proponujecie mu, żeby kalendarz rozgrywek międzypaństwowych zmodyfikować na wzór piłkarski - z meczami w trakcie sezonu ligowego co dwa, trzy miesiące. A mistrzostwa świata miałyby w tym planie odbywać się wzorem piłki ręcznej w grudniu lub styczniu.
Mieliśmy przyjemność spotkać się z prezydentem Gracą i przyznam, że mamy jeszcze większe ambicje. Klubowe mistrzostwa świata chcielibyśmy rozbudować o system kwalifikacji kontynentalnych. Uważamy, że warunkiem dobrej promocji siatkówki na świecie jest dodanie czegoś globalnego poza regularnymi rozgrywkami reprezentacji krajowych. Problem kalendarza jest oczywiście bardzo trudny do rozwiązania, ale wszystko jest do zrobienia. Rywalizacja z piłką nożną jest zabójcza, rywalizacja z letnimi igrzyskami niemożliwa, ale poza tym jest w każdym roku kilka miesięcy, gdzie można te najważniejsze imprezy sensownie pomieścić.
Wróćmy jeszcze do tematu nowego selekcjonera naszej reprezentacji. Ma pan swojego głównego faworyta, swój typ numer 1?
Jeśli dałby się namówić Paweł Zagumny, to byłoby według mnie optymalne rozwiązanie.
To zaskakujące wskazanie, biorąc pod uwagę, że Zagumny nie ma doświadczenia trenerskiego. Dlaczego akurat on?
Natchnęło mnie pana odniesienie do Nikoli Grbicia. To dobra paralela.
Rozmawiamy głównie o problemach naszej męskiej siatkówki, a przecież jeszcze większe mamy w kobiecej.
Tak, ale niech Jacek Nawrocki robi swoje z żeńską reprezentacją. Myślę, że coś tam drgnęło, że zmienia się na lepsze, a sygnałem jest wygranie drugiej dywizji World Grand Prix. Skoro Jacek dostał trzy lata, niech dostanie następne trzy. Niech powoli, konsekwentnie idzie do przodu. Czy w Baku może być z naszymi dziewczynami tak, jak w 2003 roku w Turcji? Kto wie. Ale jeśli tak nie będzie, nie denerwujmy się i nie próbujmy pozbawiać Nawrockiego posady.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)