Katowiczanie zaczęli sezon od wygranej i chcieli kontynuować dobrą passę przed własnymi kibicami. Choć trzeba przyznać, że w środowy wieczór niewielu sympatyków GieKSy trzymało za nich kciuki.
To jednak nie przeszkadzało siatkarzom ze Śląska. Już pierwsze akcje Hanysów cechowały się dużą dokładnością i agresją. GKS nieźle też czytał zagrania rywali i wypracował sobie przewagę.
Później do pracy wzięli się bydgoszczanie. Liderem ekipy był Paweł Gryc, który całkiem dobrze radził sobie w ofensywie. Dzięki jego atakom i paru błędom katowiczan wynik się wyrównał przy drugiej przerwie technicznej (16:16).
W dalszej części seta siatkarze z Bydgoszczy uaktywnili się w bloku. To była broń, która dała Łuczniczce kilka ważnych punktów, a nawet pozwoliła wyjść na prowadzenie (23:21). W decydujących akcjach Ślązacy zagrali fatalnie. Nieudanie kiwnął Gonzalo Quiroga, w antenkę trafił Dominik Witczak. Taka ilość błędów wystarczyła, by Łuczniczka wygrała seta (22:25).
ZOBACZ WIDEO: Bogdan Zając: Wiemy, jaka jest powaga meczu z Czarnogórą. To może być decydująca batalia
Przyjezdni, zmotywowani wygraną po słabym początku, skutecznie zaczęli drugą partię. Znów w ataku brylował Gryc. Gospodarze nie zamierzali się jednak się poddawać. Przy zagrywkach Serhiya Kapelusa zdobyli kilka punktów z rzędu.
Kiedy wydawało się, że katowiczanie mają boiskowe wydarzenia pod kontrolą, podopieczni Jakuba Bednaruka zaczęli wygrywać kontry. W ofensywie objawił się Metodi Ananiew. Chwilę później na prowadzenie znów wyszli katowiczanie. Wahania na boisku świadczyły tylko o tym, że obie drużyny wciąż są dalekie od perfekcyjnej formy (16:16).
Kolejne akcje były wyrównane. Żaden z zespołów nie potrafił wyjść na prowadzenie. Sytuacja na boisku zmieniła się, gdy dwa dotknięcia siatki zaliczyli Ślązacy. To zdecydowanie podcięło skrzydła katowiczan, a bydgoszczanie poczuli, że mają szansę na wygraną. Okazję wykorzystali w pełni, bo po potrójnym bloku cieszyli się z prowadzenie 2:0.
Po powrocie na boisko zespoły zaliczyły po kilka błędów własnych. Szybciej z marazmu wyszedł jednak GKS, który po akcji Maciej Fijałka i Kapelusa prowadził dwoma punktami (9:7).
Później katowiczanie zdołali jeszcze podwyższyć prowadzenie do trzech punktów. Spore zasługi miał w tym Karol Butryn, który kilka razy zaatakował tak mocno i dynamicznie, jak robił to w ubiegłym sezonie. Jedynym atutem po stronie Bydgoszczy pozostawał Gryc. Sam nie był jednak w stanie odrobić strat zespołu. Gdy koledzy nie kwapili się do pomocy wsparcia udzielili mu... siatkarze GKS-u (18:18).
Pomyłki w ataku pozwoliły Łuczniczce doprowadzić do remisu, co oznaczało kolejną wyrównaną końcówkę. Po stronie GKS-u w ważnych akcjach ciężar gry wziął na siebie Butryn i choć wciąż musiał mierzyć się z podwójnym blokiem, to zdobywał punkty. Jego postawa pozwoliła katowiczanom wygrać trzecią partię (25:23).
Trener Piotr Gruszka zdecydował się utrzymać na boisku, skład który wygrał trzeciego seta. Na rozegraniu znów pojawił się więc Maciej Fijałek. Ta zmiana sprawiła, ze GKS grał więcej akcji przez środek, jednak gra katowiczan nie była na tyle urozmaicona, by nie mogli jej odczytać rywale.
Bydgoszczanie fenomenalnie odczytywali intencję rywali i po serii bloków prowadzili (9:12). Ślązacy robili wszystko co mogli, by odrobić straty, ale mimo wysiłku wynik pozostawał taki sam.
Przy trzypunktowej przewadze gracze z Bydgoszczy zaczęli grać swobodnie. Ananiew czy Szalacha zamiast mocno uderzać decydowali się na kiwki, które były skuteczne. Mimo dystansu do rywala, GKS wciąż walczył. Ofiarne obrony i efektywna gra na kontrach sprawiła, że katowiczanie wrócili do meczu (20:21). W kolejnej trudnej akcji popisowo zagrał Butryn. Chwilę później katowiczanie zaliczyli dobry blok i o losach seta decydowała gra na przewagi. Emocji było sporo, GKS walczył, ale ostatecznie blok Jurkiewicza i Gryca zakończył spotkanie (27:29).
GKS Katowice - Łuczniczka Bydgoszcz 1:3 (22:25, 23:25, 25:23, 27:29)
GKS: Komenda, Butryn, Kapelus, Pietraszko, Kohut, Quiroga, Stańczak (libero) oraz Witczak, Stelmach, Krulicki, Fijałek, Kalembka.
Łuczniczka: Ananiew, Goas, Jurkiewicz, Gryc, Szalacha, Batagim, Kowalski (libero) oraz Rohnka, Filipiak.
MVP: Paweł Gryc (Łuczniczka).