Trzy lata przerwy, dwójka dzieci, jedna ważna decyzja. Magdalena Mazurek wraca do grania w dobrym stylu

Magdalena Mazurek nie zamierzała wracać do siatkówki, ale wszystko zmieniła jedna rozmowa z Piotrem Makowskim. - Wysiłek się opłacił - oceniła zadowolona rozgrywająca Pałacu Bydgoszcz.

Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Wygrałyście z MKS-em Dąbrowa Górnicza 3:1 w bardzo dobrym stylu, choć przeciwnik przez długi czas opierał się wam i nie pozwalał na wiele w ataku.

Magdalena Mazurek, rozgrywająca Pałacu Bydgoszcz: Nasz styl gry wyglądał nieco lepiej i te trzy zdobyte punkty bardzo nas cieszą, tym bardziej, że zostały zdobyte na trudnym terenie. Dziewczyny z Dąbrowy okazały się bardzo waleczne i stawiały nam długo opór, sporo piłek wracało na naszą stronę i trudno było nam skończyć atak. W każdym elemencie zagrałyśmy poprawnie, ale wiemy, nad czym powinnyśmy pracować. Przede wszystkim nad dokładnością, bo prostych błędów po naszej stronie było trochę za dużo.

[b]

Kluczowa dla końcowego wyniku była przede wszystkim organizacja gry i pewność siebie w najważniejszych akcjach. To Pałac zakończył więcej nerwowych wymian na swoją korzyść.[/b]

Nie wiem, jak to dokładnie wyglądało z boku, ale faktycznie, w kluczowych momentach doświadczenie brało górę. Spokojna głowa na boisku zawsze jest potrzebna: w trzecim secie chyba już byłyśmy myślami w autokarze i nastąpiła dekoncentracja, przez którą całkowicie zasłużenie straciłyśmy seta. W kolejnej partii gra przez długi czas była "na styku", ale wróciłyśmy do swojego grania we właściwym momencie.

Trzy mecze i siedem punktów, to całkiem niezły start w nowy sezon Ligi Siatkówki Kobiet.

Ja strasznie cieszę się z tak udanego początku, tym bardziej, że po latach przerwy odwykłam od takiego grania... Takie zwycięstwo cieszy, buduje na przyszłość i wzmacnia psychikę całego zespołu. Oby nasza passa trwała jak najdłużej! Liczę na to, że jeszcze potrwa.

Minęło trochę czasu, od kiedy widzieliśmy panią ostatnio na ligowych parkietach. Ostatnim klubem był Polski Cukier Muszynianka Muszyna...

A potem urodziłam dwójkę dzieci i to im się poświęciłam. Młodszy syn ma dziewięć miesięcy, starszy dwa lata i cztery miesiące.

Aż kilka miesięcy temu przyszedł jeden telefon od Piotra Makowskiego i trzeba było znowu przymierzać klubową koszulkę?

Mniej więcej tak było. Trener Makowski, mój bydgoski sąsiad, jakiś czas po objęciu Pałacu zapytał mnie, czy nie chciałabym dołączyć do jego drużyny i wrócić do siatkówki. Czy były wahania? Oczywiście! Chodziło w końcu o połączenie opieki nad dwójką małych dzieci z zawodowym sportem i powrót do zadowalającej kondycji oraz treningowych obciążeń.

Całe szczęście, że w porozumieniu z trenerem zaczęłam przygotowania nieco wcześniej. Wróciłam do odbijania piłki, dołączyłam do tego różne aktywności fizyczne i fitness. Dzięki temu w sierpniu mogłam pełnoprawnie dołączyć do zespołu, ale nie będę ukrywać, że fizycznie mocno od nich odstawałam.

To nie pierwszy taki przypadek, kiedy znajomi trenera Makowskiego pomagają Pałacowi Bydgoszcz w potrzebie. W klubie pracują także Timothy Tobin i Mike Healey.

Tak, pierwszy z nich odpowiada za przygotowanie fizyczne i prowadzi nasze treningowe rozgrzewki, a drugi Amerykanin odpowiada za integrację zespołu i sprawy okołosportowe. Na przykład dzięki wspólnym wyjściom na kajaki albo do lasu.

Przyznam szczerze, że w meczu Pałacu z MKS-em nie było widać po pani aż trzyletniego rozbratu z siatkówką. Kilka zagrań było godnych braw.

Bardzo dużo wysiłku nas to wszystkich kosztowało, ale treningi i wszelkie starania na szczęście dały dobry efekt. Ale w końcu z graniem jest jak z jazdą na rowerze: pewnych rzeczy się nie zapomina, nawet po przerwie! Najważniejszy poza wyrobieniem powtarzalności był powrót do przyzwoitej kondycji. Głupio by było, gdybym po jednym przebiegnięciu boiska łapała zadyszkę.

Tym bardziej, że w Pałacu jest sporo siatkarskiej młodzieży, która nie daje drużynowej starszyźnie chwili oddechu.

W naszym klubie od dłuższego czasu to młodsze zawodniczki przeważały w ilości, ale w ostatnich latach coraz więcej w zespole jest doświadczenia. Oczywiście nie narzekam na młodzież, bo w końcu moje pokolenie kiedyś zejdzie z parkietu, pójdzie na emeryturę i ustąpi miejsca nowej generacji!

Niech to one trzymają grę zespołu i biorą na siebie odpowiedzialność. Widzę w nich spore predyspozycje, ambicję i dlatego życzę im jak najlepiej. W całej lidze widzę sporo młodych siatkarek, w których drzemie niezły potencjał i jeżeli tylko skupią się w pełni na spełnieniu swoich celów w sporcie, to będą gotowe na dobrą grę w ekstraklasie.

[b]

Jaka jest liga, do której pani wraca, w porównaniu z rozgrywkami sprzed kilku lat?[/b]

Bardzo cenne dla mnie i całej kadry były przedsezonowe turnieje, dzięki nim można było się wdrożyć na nowo w ten cały ligowy światek. Wiele się nie zmieniło, przecież siatka jest ta sama, piłka tak samo okrągła... Na pewno pojawiło się sporo nowych nazwisk i twarzy, co było efektem powiększenia ekstraklasy. Niektóre dziewczyny po drugiej stronie siatki widzę pierwszy raz w życiu i gdyby były one kilka lat młodsze, to przecież mogłyby być moimi dziećmi!

Ale takie nowości to same pozytywy. Więcej zespołów w lidze, więcej grania... Poza tym wszystko po staremu, trzeba przestawiać się na stary, sportowy tryb życia i zostawiać wtedy sprawy domowe w domu. Siatkówka to moja praca, pasja i miłość, na niej się koncentruję, kiedy trzeba i staram się spisywać jak najlepiej.

Na razie udaje się pani łączyć wychowywanie dwójki dzieci i granie na najwyższym krajowym poziomie?

Bardzo pomagają nam w tym teściowie, którzy opiekują się dziećmi, kiedy tylko mogą. Wiadomo, że przy dwóch treningach dziennie ciężko jest samodzielnie zajmować się rodziną, ale na razie jest całkiem okej. Bałam się na początku, jak to będzie wyglądało w praktyce, ale okazało się, że wszystko da się pogodzić przy dobrej organizacji.

Rozmawiał Michał Kaczmarczyk 

ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (0)