PGE Skra - Trefl: zaległy żółto-czarny pojedynek dla bełchatowian

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów
zdjęcie autora artykułu

Zaległości z pierwszej kolejki odrobione. PGE Skra Bełchatów podtrzymała serię bez straty seta we własnej hali i wygrała z Treflem Gdańsk 3:0.

Któraś seria musiała w środę wieczorem dobiec końca. Bełchatowianie w tym sezonie w Hali Energia jeszcze nie przegrali. Z kolei siatkarze z Trójmiasta wygrali wszystkie spotkania, które dotąd rozgrywali na wyjeździe.

PGE Skra musiała radzić sobie bez Mariusza Wlazłego, który dokładnie tydzień wcześniej doznał kontuzji po zderzeniu z Patrykiem Czarnowskim w obronie. Z kolei w ekipie Trefla zabrakło Mateusza Miki, który doznał urazu na jednym z przedmeczowych treningów.

Seta otwarcia od początku "ułożyli" sobie gospodarze, których na prowadzenie 15:8 wyprowadził przede wszystkim Milad Ebadipour. Irański przyjmujący świetnie czuł się w polu zagrywki i nękał nimi rywali przez znaczną część pierwszej partii. Przy stanie 18:12 wydawało się, że set może być rozstrzygnięty, ale wtedy przebudzili się Wojciech Ferens i Damian Schulz, dzięki którym zrobiło się 20:20. Należy tu również odnotować grę Michała Kozłowskiego, który w międzyczasie zmienił TJ Sandersa  Gdańskim lwom nie udało się jednak ani razu w końcówce objąć prowadzenia. Decydujące piłki skończyli Srećko Lisinac i Ebadipour, co pozwoliło triumfować gospodarzom 25:23.

Siatkarze Trefla podkręcili tempo od początku drugiego seta i za sprawą bardzo dobrej skuteczności na skrzydłach wygrywali nawet różnicą trzech punktów (10:7). Później jednak na zagrywkę po bełchatowskiej stronie siatki wszedł Ebadipour, a PGE Skra wygrała osiem kolejnych akcji. Goście, łącznie z trenerem Andreą Anastasim, do końca partii mieli już wyraz zwątpienia na twarzach, co zresztą nie dziwi. Po triumfie do 18 bełchatowianie na 10-minutową przerwę schodzili z uśmiechami na twarzach.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: polski siatkarz zaskoczył rywali w LM. "Szalony finisz!"

Tuż po niej obraz gry nie uległ zmianie. Bełchatowianie wygrali sześć z siedmiu pierwszych akcji i dalej kontrolowali to, co działo się na boisku. Od połowy poprzedniej części gry radzili sobie bez nominalnego atakującego, bo w tej roli występował Nikołaj Penczew, ale nie rzutowało to na wydajności bełchatowskich skrzydeł. Podopieczni Roberto Piazzy bez większych problemów wygrali do 20, choć końcówka spotkania trwała wyjątkowo długo.

Na tablicy 25:18, koniec meczu i nagroda MVP dla Milada Ebadipoura. Wydawało się, ze można opuścić halę i udać się do domów. Tymczasem trener Anastasi zauwazył błąd ustawienia siatkarzy PGE Skry i trzeba było wrócić do gry. Trefl przedłużył to spotkanie jeszcze udanym atakiem Schulza, ale przy kolejnej akcji, gdzie z II linii uderzał Lisinac rywale byli już bezradni.

PGE Skra Bełchatów - Trefl Gdańsk 3:0 (25:23, 25:18, 25:20)

PGE Skra: Łomacz, Lisinac, Bednorz, Romać, Kłos, Ebadipour, Piechocki (libero) oraz Janusz, Czarnowski, Penczew.

Trefl: Sanders, Szalpuk, McDonnell, Schulz, Ferens, Nowakowski, Olenderek (libero) oraz Kozłowski, Gunter, Majcherski (libero), Grzyb, Jakubiszak.

MVP: Milad Ebadipour (PGE Skra).

Źródło artykułu:
Czy PGE Skra Bełchatów jest w stanie strącić ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle z pierwszego miejsca w tabeli?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (1)
avatar
claudia10
23.11.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Bardzo fajny mecz Łomacza, oby tak dalej !