KMŚ 2017: dlaczego siatkarze PGE Skry dostali w "trąbę"? "To, co ugramy, będzie nasze"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Karol Kłos
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Karol Kłos

Karol Kłos przekonuje, że bełchatowianie przegrali z Zenitem Kazań 0:3, ponieważ nie byli w stanie wykorzystać okresu dobrej gry w pierwszym secie czwartkowego meczu. Niewykorzystane sytuacje zemściły się i pozwoliły rozwinąć skrzydła rywalom.

Premierowa partia meczu o pierwsze miejsce w grupie B Klubowych Mistrzostw Świata 2017 trwała ponad pół godziny, a zakończył ją dopiero dwudziesty dziewiąty punkt. Zdobyli go siatkarze Zenita Kazań, którzy od tego czasu nie pozwolili już na wiele zawodnikom PGE Skry Bełchatów.

- Pierwszy set był bardzo dobry. Graliśmy bez żadnej presji i ciśnienia. Ryzykowaliśmy i to nam wychodziło. Mieliśmy swoje szanse, ale jak grając z takim zespołem się ich nie wykorzystuje to potem jest już dużo trudniej. W końcu wszystko siadło. Zenit bardzo mocno zagrywał, był dobry na kontrze i po prostu robił swoje, a my w kolejnych dwóch setach nie istnieliśmy - wyjaśnił Karol Kłos. - To właśnie zagrywka i kontry były kluczem do zwycięstwa. Jeśli nie kończyliśmy w pierwszej akcji to rywal wykorzystywał to bezlitośnie, zwłaszcza atakami z lewego skrzydła - dodał.

Taka drużyna jak Zenit nie wybacza błędów. Jeśli jej przeciwnik nie jest w stanie zrobić użytku z każdej nadarzającej się okazji, kolejnych może już nie doczekać. - Rywale zaczęli grać swobodnie "swoje" i to wystarczyło, żeby pewnie wygrać. Jest to w końcu najlepszy zespół w Europie, a za chwilę okaże się czy również nie na całym świecie. Ciężko się z nim gra i jeżeli jest się na styku, to trzeba to wykorzystać. Jeśli ta sztuka się nie uda to dostaje się w "trąbę", tak jak my w czwartek - dobitnie podsumował reprezentacyjny środkowy.

Bełchatowianie nie załamują jednak rąk ponieważ cel minimum osiągnęli i awansowali do półfinału klubowego mundialu. Mogą więc znaleźć się na podium rozgrywek, a nawet je wygrać. - Przed nami sama przyjemność, czyli mecze z mocnymi przeciwnikami w najlepszej czwórce rozgrywek. Chcemy podejść do tego bez żadnej presji i wygrać co się da. To, co ugramy, będzie nasze i na pewno będzie nas cieszyć. Miejmy nadzieję, że Kraków będzie dla nas szczęśliwy - powiedział 28-letni zawodnik.

ZOBACZ WIDEO Obrona potężnym problemem kadry. Paweł Kapusta: Jeżeli się nie poprawimy...

W walce o finał PGE Skra zmierzy się z Cucine Lube Civitanova. Włoski klub okazał się najlepszy w grupie A zmagań, wygrywając, podobnie jak Zenit, wszystkie trzy mecze. Podopiecznych Roberto Piazzy czeka więc kolejny trudny egzamin. - Ten turniej pokazuje, że dzień dniu nierówny, dlatego może być różnie. Jeśli wyjdziemy bez presji i pokażemy naszą siatkówkę to na pewno możemy wygrać. Myślę, że takie jest nie tylko moje zdanie, ale pozostałych chłopaków z drużyny również - zaznaczył Kłos.

Trzy spotkanie w trzy dni to spora dawka dla każdego organizmu, ale bełchatowianie czekają już z niecierpliwością na kolejne występy. Są gotowi do gry. - Nie czujemy zmęczenia, ale dzień przerwy na pewno się przyda. Zostały dwa mecze do zagrania. Jest ok. Jak już pojawia się adrenalina meczowa to człowiek przestaje w ogóle myśleć o wysiłku - wyjaśnił nasz rozmówca.

Komentarze (1)
avatar
wisus54
16.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zabawne są nasze "potęgi ligowe" żadna z nich nie przykłada dostatecznej wagi do zagrywki. Natomiast czołówka światowa to drużyny z innego pułapu. Tam zagrywka to podstawa. Widać to było wczora Czytaj całość