Dwaj zagraniczni trenerzy w finale Plus Ligi

Nie wszystkie kluby mogą sobie pozwolić na zatrudnienie zagranicznego trenera. A więc, czy to oznacza, ze tylko te zespoły mogą odnosić sukcesy? Czy rzeczywiście rodzimi szkoleniowcy odbiegają umiejętnościami, nie potrafią zbudować silnej drużyny i poprowadzić ją do sukcesów?

Tak postawiona teza jest z pewnością nieuprawniona. Niektórzy od razu się oburzą i stwierdzą, że z takimi możliwościami jakie mają PGE Skra i Asseco Resovia, to zespół mógłby poprowadzić każdy. Ale takie stwierdzenie też nie jest do końca prawdziwe. To, że drużyna ma potencjał, wcale nie oznacza, że zdobywa zaszczyty. Co więc wnieśli zagraniczni trenerzy? Może też się czegoś nauczyli u nas?

Otóż bezsporną sprawą jest perfekcyjna organizacja - to wszystko co składa się na sukces drużyny. Na tym poziomie ważne są niuanse, drobiazgi, które dla laika mogą się wydać nieistotne. Natomiast końcowy sukces, ewentualna porażka, to suma tych pozytywnych czynności, albo zaniechań. Wydaje się, że właściwego podejścia i zaangażowania brakowało naszym siatkarzom. Prekursorem dbałości o detale był Raul Lozano. I trzeba obiektywnie przyznać, że to on przyzwyczaił zawodników do maksymalnej pracy w każdym momencie. Bo odpuszczenie nawet jednego-dwóch elementów, mogło zaowocować niepowodzeniem. Siatkarze to zrozumieli i zaakceptowali. Podobnie było z Marco Bonittą i reprezentacją kobiet. Panowie Daniel Castellani, Ljubomir Travica, Roberto Santilli reprezentują typowo włoską szkołę siatkówki, opartą na taktyce i perfekcyjności w każdym elemencie i w każdej chwili.

Ale jest i druga strona zagadnienia, które się nazywa budowaniem drużyny. Myślę, że stosując dotychczasowe metody, ci panowie nie wzięli pod uwagę specyfiki polskiej mentalności. I to co było dobre gdzie indziej, niekoniecznie sprawdziło się u nas. Stąd takie kłopoty Resovii oraz Jastrzębskiego Węgla na początku sezonu. W przypadku Resovii można nawet powiedzieć o rozczarowaniu. Dopiero przykłady polskich trenerów, którzy śmielej dokonywali zmian,prowadzili zespoły bardziej elastycznie, sprawiły, że i oni zaufali innym graczom. I to z jakim skutkiem!

Kto wie jak daleko zaszłaby Resovia w pucharach, gdyby trener wcześniej spróbował zmienić sposób prowadzenia drużyny. Gdyby wcześniej dostali swoją szansę Paweł Woicki, Krzysztof Gierczyński, czy Piotr Łuka. Albo Jastrzębski Węgiel. Trzymanie na ławce takich zawodników jak Igor Yudin i Grzegorz Łomacz było oczywistym błędem. I gdyby Santilli nie spróbował zmian, z pewnością ten klub nie byłby w finale Chalenge Cup.

W konkluzji można chyba stwierdzić, że trenerzy-obcokrajowcy wnieśli sporo do gry, ale i polscy szkoleniowcy mają wiele do zaoferowania. Korzystają wiec obie strony. Oby z jak największym pożytkiem dla rozwoju tej pięknej dyscypliny!

Źródło artykułu: