Trefl Gdańsk pokazał w tym sezonie, że ma potencjał by zagrozić najlepszym, jednak jeszcze nie zdołał sprawić takiej niespodzianki, jak ta sobotnia. W półfinale Pucharu Polski ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która była niemal murowanym faworytem, zeszła z boiska pokonana.
Kędzierzynianie polegli również w ostatniej kolejce PlusLigi, a wcześniej przegrali tylko raz, jeszcze przed startem ligi, w walce o Superpuchar z PGE Skrą Bełchatów.
Po pierwszej partii, którą ZAKSA wygrała, wydawało się, że może nie będzie to najłatwiejszy mecz, ale zakończy się pozytywnie dla mistrzów Polski. - W premierowym secie graliśmy dobrze, ale mieliśmy problemy z niektórymi rzeczami. Lepiej przyjmowaliśmy i zagrywaliśmy, mimo to przegraliśmy - wyjaśnił Mateusz Mika.
- Konsekwentnie jednak graliśmy to, co powinniśmy. Byliśmy dobrze przygotowani taktycznie, każdy z nas robił to, co do niego należało. To nam się opłaciło - dodał kapitan Trefla.
ZOBACZ WIDEO: Emocjonujący powrót Bayernu! Gol i asysta "Lewego". Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Co wcześniej już wspominali gdańszczanie, przełomowy dla nich był mecz z PGE Skrą, w którym co prawda przegrali 1:3, ale nawiązali równorzędną walkę. To pozwoliło im złapać więcej pewności w swoje możliwości. - Wierzyliśmy, że możemy wygrać. Nie byliśmy stawiani w roli faworyta, a mimo to pokazaliśmy, że mamy na tyle duży potencjał, żeby pokonać ZAKSĘ - wyjaśnił siatkarz.
Trefl Gdańsk pod wodzą Andrei Anastasiego wywalczył Puchar Polski w 2015 roku, skład był wtedy jednak inny. Rywalem wówczas była Asseco Resovia Rzeszów. Do powtórki nie dojdzie, przeciwnikiem będzie PGE Skra Bełchatów. - Finał będzie na pewno nerwowy i wyrównany - podsumował Mika, nie wiedząc, z kim zmierzy się w niedzielę.
Finał zaplanowano na godz. 14:45.