[tag=29184]
Vital Heynen[/tag] to nie tylko całkiem dobry trener, nie tylko czarodziej, który potrafi zmobilizować zawodników w podbramkowych sytuacjach i zrealizować misje skazane na porażkę, to również świetny marketingowiec. Kiedy przyjechał do Wrocławia na finał Pucharu Polski - postanowił podjechać pod halę... tramwajem. Oczywiście zupełnie przypadkowo na przystanku czekali na niego dziennikarze. Kiedy przyszedł do siedziby Polskiego Związku Piłki Siatkowej na ostatnie spotkanie z działaczami przed ogłoszeniem nazwiska nowego selekcjonera, przyniósł czekoladki w kształcie medalu z napisem "Tokyo 2020". Zdjęcie - oczywiście znów przypadkowo - rozgrzało natychmiast media, nie tylko te społecznościowe.
PR i marketing, głupcze! Żyjemy w czasach, gdzie wizerunek jest równie ważny, co umiejętności. Niektórzy nawet twierdzą, że ważniejszy. Obserwując zachowanie setek celebrytów można dojść do wniosku, że to prawda. Heynen ma na całe szczęście jedno i drugie. Czyż można powiedzieć o facecie, który doprowadził przeciętnych Niemców do medalu mistrzostw świata, a słabiutkich Belgów do fazy półfinałowej mistrzostw Europy, że się nie zna na swoim fachu? Zna się. Nie wspominam już nawet o jego karierze klubowej, gdzie również notował większe i mniejsze sukcesy.
Zna się na swoim fachu doskonale, bo jest pracoholikiem. Na dodatek jest świrem, pozytywnie zakręconym człowiekiem, który żyje siatkówką przez 24 godziny na dobę. Połyka kolejne mecze, prowadzi analizy, czyta, rozmawia, a swoich podopiecznych potrafi zaskoczyć niekonwencjonalnymi zadaniami. A to każe im trafić piłką w zawieszony cukierek, a to przyniesie krzesła i poprosi, aby za ich pomocą przyjmowali zagrywkę, a to znajdzie im dziewczynę.
Pięknie, nie? Ideał? Powolutku. Przecież mieszkamy w Polsce. Kraju, w którym 38 milionów ludzi zna się na siatkówce. Mało, że się zna. Uważa, że prowadziłoby kadrę naszych siatkarzy lepiej niż ten facet stojący przy linii. I w sumie nieważne, kto tam stoi. Lozano, Anastasi czy Antiga. Taka nasza przypadłość. Czasami ta przypadłość powoduje problemy. Otóż co bardziej nerwowy trener po prostu nie wytrzymuje tej presji. Zaczyna się od konfliktu z dziennikarzami, potem nerwowych i zupełnie niezrozumiałych gestów, hejtu w internecie, a na końcu dochodzi do otwartej wojny z siatkarzami. Ten scenariusz przerabialiśmy już kilka razy. Raz szybciej (coś o tym wie poprzednik Heynena), raz wolniej (Raul Lozano). Jak będzie teraz?
A jak już Heynen nie będzie chciał rozmawiać z dziennikarzami, to będzie przeprowadzał wywiady… sam z sobą. Jak kilka miesięcy temu, jako trener reprezentacji Belgii.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)