KSZO wygrało najmniej logiczny mecz sezonu. "Punkty cieszą, nawet wymęczone"

WP SportoweFakty / Rafał Soboń / Katarzyna Szałankiewicz
WP SportoweFakty / Rafał Soboń / Katarzyna Szałankiewicz

Ostatni spotkanie w dąbrowskiej Hali Centrum nie było szczególnie piękne, ale widzowie na pewno się nie nudzili. - Oby to był dla nas mecz przełomowy - mówiła Katarzyna Szałankiewicz, przyjmująca KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.

Rzadko się zdarza, nawet w siatkówce kobiet, żeby zespół, który wygrał dwa pierwsze sety, w kolejnych zdobył łącznie... zaledwie 18 punktów. Zespół przegrywający, który osiągał w ofensywie mało zawrotne 26 i 31 procent, po dziesięciu minutach przerwy kończył z uśmiechem na twarzy co drugą akcję, a ten wygrywający zdobył w czwartym secie (przegranym do 8) całe 3 punkty na 30 prób. Dodając do tego momenty niewytłumaczalnych dotknięć siatki, wpadania na siebie w obronie i przebijania piłki jak na lekcji WF-u w liceum, wychodzi jeden z brzydszych meczów tego sezonu Ligi Siatkówki Kobiet.

[tag=2082]

MKS Dąbrowa Górnicza[/tag] nie miałby nic przeciwko tak słabemu widowisku, gdyby jednak wygrał z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i poprawił swoją marną sytuację w tabeli. A stało się inaczej i to ostrowczanki mogły odetchnąć z ulgą. - To był strasznie dziwny mecz i nie ukrywam, że to był prawdopodobnie najsłabszy występ obu drużyn w sezonie. Być może to wszystko kwestia nerwowości po obu stronach, bo zarówno my, jak i MKS potrzebujemy bardzo punktów. Przez dwa pierwsze sety nie umiałyśmy skończyć żadnego ataku, za to zespół z Dąbrowy punktował niemal z każdej akcji i do tego pocelował nas zagrywką - tłumaczyła Katarzyna Szałankiewicz, była zawodniczka klubu z Dąbrowy.

- A potem MKS robił na parkiecie takie błędy, że tak naprawdę nie musiałyśmy robić wiele, bo dostawałyśmy same prezenty od przeciwnika. Tym cenniejsze są dla nas te dwa punkty, w końcu potrzebujemy ich jak wody. Dziesięć minut pod drugim secie może zarówno zmobilizować, jak i zdekoncentrować zespół, nie ma w tym jakiejś większej reguły, czysta loteria. Zależy, w jakich okolicznościach się przytrafia: my akurat nie miałyśmy po tych dwóch setach absolutnie nic do stracenia, gorzej być nie mogło. Zwycięstwo cieszy, nawet jeśli zostało trochę wymęczone - uśmiechała się była siatkarka plażowa.

Sobotni mecz w Dąbrowie Górniczej nie zwalał z nóg swoim poziomem, ale wyraźnie widać było, jak na poczynania drużyn w LSK wpływa widmo spadku z ekstraklasy i konieczność walki o życie. - Tak jest nie tylko w naszej lidze, ale i PlusLidze. Oglądamy coraz ciekawsze mecze, pełne emocji. Teraz widzimy, jak dobrze sobie radzi Legionovia, która wygrywa mecz za meczem i łapie punkty z naprawdę silnymi zespołami. Jakiś czas temu to my byłyśmy taką małą rewelacją, ale nie poddajemy się. Wiemy, że stać na na powrót do dobrego grania i naszych atutów, czyli obrony, asekuracji i postawy w defensywie - zapewniła dobrze znana dąbrowskim kibicom przyjmująca.

ZOBACZ WIDEO Prezes PZPS: Vital Heynen został wybrany znaczącą większością głosów

Jeszcze jakiś czas temu siatkarki Adama Grabowskiego były bliżej czwartego miejsca niż strefy barażowej, ale od początku roku KSZO wygrało tylko dwa mecze (3:1 z Pałacem Bydgoszcz i 3:2 z BKS-em Profi Credit Bielsko-Biała), co odbiło się na pozycji klubu w tabeli. Zabolały zwłaszcza porażki z Impelem Wrocław i Legionovią Legionowo. - Gdzieś siedziały nam w głowach ostatnie cztery mecze. Im częściej się przegrywa, tym bardziej chce się przełamać złą serię, aż w końcu to wychodzi. Mam nadzieję, że to spotkanie będzie dla nas przełomowe. Teraz czekają nas starcia z Chemikiem Police i ŁKS-em, czyli najgorszy możliwy zestaw, ale nie zwieszamy głów, bo przecież w poprzedniej rundzie udawało nam się sprawiać niespodzianki - twierdziła Szałankiewicz.

Co zrozumiałe, spadek dyspozycji KSZO nastąpił po odejściu Agnieszki Rabki do Developresu SkyRes Rzeszów. Dopiero kilka tygodniu po przyjściu Magdaleny Gryki postawa ostrowieckiej ekipy zaczęła wyglądać zauważalnie lepiej. - Jesteśmy niezłym zespołem, po prostu musimy przełożyć nasz trening na mecz. Dotknęły nas zmiany personalne i od początku roku musiałyśmy się odbudowywać na nowo, poukładać naszą grę z nową rozgrywającą. Trochę to trwało, ale pozostaje tylko mieć nadzieję, że spotkanie w Dąbrowie będzie dla nas przełomowe i popchnie nas do przodu - mówiła 30-letnia siatkarka.

Szałankiewicz zapewniała, że problemy KSZO, walczącego o wsparcie sponsorów i wyjście na finansową prostą, nie przytłaczają samej drużyny. - Każdy ma swoje problemy, a my staramy się wyjść ze swoich obronną ręką. Klub robi to, co może, jak najlepiej, a my wykonujemy dobrą pracę i skupiamy się na swoich zadaniach. Wiemy, że możemy przyciągnąć zainteresowanie ewentualnych sponsorów tylko kolejnymi zwycięstwami. Widać było, że po wygranych w pierwszej rundzie naprawdę sporo ludzi w Ostrowcu przychodziło na nasze mecze. To jest dobry kierunek - przypomniała Katarzyna Szałankiewicz.

Komentarze (0)