Camponesa/Minas w dobrym stylu sięgnęło po klubowe mistrzostwo Ameryki Południowej, pokonując w wielkim finale rozgrywek 3:2 Rexona-SESC Volei, rywalki z brazylijskiej Superligi. Było to trzecie zwycięstwo w tych mistrzostwach 39-letniej rozgrywającej Karine De Souzy Guerry Fonseci i pierwsze jej syna Noah. To brzmi jak żart, ale biorąc pod uwagę, że nienarodzony syn Guerry wchodził na parkiet wraz ze swoją mamą w czterech meczach turnieju, można śmiało uznać, że to wyjątkowy, rodzinny sukces.
- Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, moim celem było dotrwanie do finałów mistrzostw Ameryki Południowej. Ale wtedy czułam się naprawdę dobrze, dużo lepiej, niż przypuszczałam. Wierzę, że jestem w stanie dograć sezon do samego finału ligi, o ile do niego trafimy. Jeśli tylko głowa jest na swoim miejscu, wszystko inne też na nim jest - mówiła w rozmowie z portalem Globo Esporte sama zainteresowana. Już kilka miesięcy temu słyszała, że powinna dać sobie spokój z siatkówką i udać się wcześniej na planowaną sportową emeryturę, ale była zawodniczka Volero Zurych po raz kolejny zdecydowała się na grę do samego szczęśliwego rozwiązania.
Po raz kolejny, bo w 2015 roku Karine Guerra chciała występować w Praia Clube z córką Anną pod sercem. Podobną chęć wyraziła Tandara Caixeta, która zaszła w ciążę niemal w tym samym czasie. Obie siatkarki dograły sezon niemal do samego końca, ale klub nie przedłużył z nimi umów, co wywołało małą burzę w światku brazylijskiej siatkówki. Obecny klub Guerry patrzy na jej przypadek nieco łagodniejszym okiem. Dopóki jest ona wartościowym wsparciem dla Macris Carneiro, podstawowej rozgrywającej drużyny z Minas, nikt nie ma problemu z jej decyzją.
- To moja druga ciążą, już przeżywałam podobną sytuację trzy lata temu. Teraz, oczywiście, jestem trochę starsza, dlatego potrzebuję specjalnego odżywania i regeneracji. Muszę być dużo ostrożniejsza. Teraz nauczona doświadczeniem zakładam specjalny pas, żeby uniknąć rozstępów mięśni brzucha. Co do reszty, niewiele się zmieniło, poza tym, że nie mogę upadać na brzuch - tłumaczyła z uśmiechem Karine.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZPS: Vital Heynen został wybrany znaczącą większością głosów
Matka Noah zdaje sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń i wątpliwości wielu ludzi, ale szczerze wierzy w to, że i tym razem uda jej doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca. Doskwiera jej rosnąca waga i wahania hormonalne, przez które częściej niż zwykle czuje się zirytowana lub zmęczona. Ale dopóki skutecznie czuwa nad nią sztab medyczny i opiekuńczy mąż, Guerra nie ma zamiaru narzekać. W końcu typowy siatkarski pad można zastąpić bezpieczniejszym przerzutem przez bark, a w czasie wahań nastroju najlepiej pomaga wsparcie koleżanek z zespołu.
- Mój poprzedni doktor rozwiał wszystkie obawy dotyczące ciała i jego możliwości. Dzięki niemu czułam się pewnie i nie wahałam się, podejmując treningi. Każda kobieta, każde ciało i każda ciąża jest inna, to pewne, ale mój lekarz podkreślił ważną kwestię: nie będę robiła niczego nowego, bo sport jest częścią mojego życia i jestem przyzwyczajona do pracy nad moim ciałem - opowiadała, pytania o wspomnienia z czasów pierwszej ciąży.
39-latka zdaje sobie sprawę, że jej śmiały plan rozegrania choćby jednej wymiany spotkania o mistrzostwo Superligi razem z Noah może nie dojść do skutku, i to nie z przyczyn sportowych. - Szczerze mówiąc, nie wiem, jak długo będę mogła grać w tym stanie, dlatego cieszę się każdym treningiem i meczem, jakby to były moje ostatnie dotknięcia piłki w życiu. Myślę, że gdyby tylko kobiety zdawały sobie sprawę, do czego zdolne są ich organizmy, nie dawałyby sobie nigdy więcej wmawiać komunałów o słabości. Siła, jaką daje dobrze znoszona ciąża, jest przeogromna - argumentowała, przypominając o siatkarskiej gwieździe sprzed lat, Isabel Salgado. Matce czwórki dzieci, która potrafiła wygrywać mecze do szóstego miesiąca ciąży.