Po odpadnięciu PGE Skry Bełchatów i Jastrzębskiego Węgla, jedynym polskim klubem, który nadal rywalizuje w siatkarskiej Lidze Mistrzów, jest ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Zespół prowadzony przez Andreę Gardiniego awansował do 1/3 finału rozgrywek, gdzie zmierzy się z VfB Friedrichshafen.
Z jednej strony zakończenie zmagań w Lidze Mistrzów może smucić zespoły z Bełchatowa i Jastrzębia-Zdroju, ale z drugiej - w końcu odetchną klubowe portfele. Gra w LM to co prawda świetna promocja marki, ale z finansowego punktu widzenia rywalizacja w tych rozgrywkach kompletnie się nie opłaca.
Opłata za zgłoszenie ekipy do Ligi Mistrzów wynosi 25 tysięcy euro. Dodatkowo kluby z własnej kieszeni wykładają pieniądze na przeloty i hotele. Co w zamian? 10 tysięcy euro za wygrany i pięć tysięcy euro za przegrany mecz. Ponadto na konto zwycięzcy całych rozgrywek wpływa 50 tysięcy euro.
- Nie ma szans, żeby wyjść nawet na zero w przypadku zwycięstwa. Nie wspomnę o karach, które supervisorzy mogą dość drastycznie nakładać na kluby - przyznaje Konrad Piechocki, prezes PGE Skry Bełcharów, w rozmowie z polsatsport.pl.
Budżet klubu sportowego nie są studnią bez dna. Jeżeli organizatorzy Ligi Mistrzów nie zmienią swojego podejścia, przyszłość rozgrywek może stanąć pod znakiem zapytania. - Dwa tygodnie temu w Luksemburgu było spotkanie dotyczące przyszłości rozgrywek. Z przykrością powiem, że kończy się na słowach. Bardzo duże nadzieje wiązaliśmy przy ostatnich wyborach prezesa CEV i tego, co może się zmienić dla siatkówki. Skończyło się na słowach i nic z tego nie wynika - dodaje Piechocki.
- Być może dojrzejemy do tego, by utworzyć takie umowne K10. Ciężko powiedzieć, ile klubów mogłoby brać w tym udział, ale przy wsparciu dwóch, czy trzech mocnych sponsorów być może dojrzejemy do czegoś takiego, że kluby się po prostu zmówią i zrobią biznes - komentuje prezes PGE Skry Bełchatów.
ZOBACZ WIDEO Vital Heynen: Chcę, żeby ludzie byli dumni z tej reprezentacji