W żółto-czarnej rywalizacji teoretycznie faworytem są bełchatowianie, którzy uplasowali się wyżej w tabeli po fazie zasadniczej, a w ligowej rywalizacji z gdańskimi lwami stracili zaledwie jednego seta. Jednak z drugiej strony kibice z Pomorza doskonale pamiętają wygraną nad PGE Skrą w ostatni weekend stycznia w finale Pucharu Polski. To pokazuje, że zespół Andrei Anastasiego nie musi stać na straconej pozycji.
Zanim gdańszczanie trafili do półfinału, musieli pokonać w pierwszej rundzie drużynę Jastrzębskiego Węgla, która po porażce we własnej hali zdołała odrobić straty w Trójmieście i doprowadzić do trzeciego spotkania. W nim wydawało się, że mieli już rywali na widelcu, ale psuli decydujące piłki, a żółto-czarni triumfowali po tie-breaku.
- Siłą napędową naszego półfinałowego rywala jest ich atakujący, dużo zależy od jego dyspozycji. W tych trzech spotkaniach dostał na zagrywce, "wolną rękę". Wiele zależało też od Mateusza Miki. Jego dobra gra przenosi się na dobrą grę zespołu z Gdańska. W drugim meczu trochę "przysiadł", zabrakło mu siły. Wydaje mi się, że będzie to pojedynek dwóch różnych zespołów pod względem zagrywki. W ekipie Trefla większość to floatowcy, u nas góruje zagrywka z wyskoku. Myślę, że to będzie naszą siłą w tej rywalizacji - analizował Robert Kaźmierczak, statystyk PGE Skry Bełchatów.
- Obawiałem się trochę niedzielnego spotkania, ponieważ zastanawiałem się, jak drużyna będzie reagować po dwóch meczach w małym odstępie czasu, ale ta reakcja była wspaniała. Przegrywaliśmy w czwartym secie i byliśmy blisko odpadnięcia z rywalizacji o medale, ale na boisku pojawiła się nowa energia. Byłem pozytywnie zaskoczony, ponieważ jak patrzyłem na chłopaków przed meczem zastanawiałem się, czy nie są zmęczeni - co oczywiście jest w pełni normalne - ale tak nie było i drużyna walczyła do samego końca - zaznaczył trener Trefla, Andrea Anastasi.
ZOBACZ WIDEO Vital Heynen: Karol Kłos nie odrzucił powołania dlatego, że nie chciał przyjechać
Dla wicemistrzów kraju będzie to już czternasty start w półfinale w całej historii klubu. Siatkarze z Trójmiasta znaleźli się w najlepszej czwórce dopiero po raz trzeci. Z pewnością spróbują napsuć trochę krwi rywalom zwłaszcza w pierwszym meczu, który rozgrywają u siebie.
Od meczu we własnej hali walkę finał rozpoczynają także siatkarze Indykpoli AZS Olsztyn. Poprzeczka będzie jednak zawieszona najwyżej, jak tylko się da, bo do Uranii przybędzie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W tym sezonie siatkarze z Kortowa dwukrotnie przegrali z mistrzami Polski. W Kędzierzynie doprowadzili jednak do tie-brawka, zaś u siebie ulegli 0:3.
- Nasze pojedynki w tym sezonie wyglądały jak rywalizacja ZAKSY w walce o Final Four Ligi Mistrzów. Zarówno my, jak i Friedrichshafen pojechaliśmy do Kędzierzyna, myśląc, że można z nimi wygrać. Gdy ZAKSA przyjechała do Olsztyna, teoretycznie na trudniejszy teren, to nie dała nam nawet ugryźć palca. Środowy półfinał będzie piękną reklamą oraz świętem siatkówki w Olsztynie - zapowiada Michał Żurek, libero olsztyńskiej drużyny.
Drużyna Roberto Santillego także w ćwierćfinałowej batalii z Asseco Resovią Rzeszów udowodniła, że doskonale czuje się w spotkaniach wyjazdowych. A zatem układ gier z pierwszym meczem w Olsztynie i drugim oraz ewentualnym trzecim w Hali Azoty może się dla nich okazać korzystny.
Zarówno ZAKSA, jak i PGE Skra w "nagrodę" za zajęcie miejsca w pierwszej dwójce tabeli po fazie zasadniczej otrzymały ponad tydzień wolnego od grania. Czy to przełoży się na lepszą dyspozycję w półfinałach? A może wypadnięcie z rytmu meczowego, w którym są Trefl i Indykpol zaszkodzi finalistom z ubiegłego sezonu? Przekonamy się już niebawem.
Półfinały PlusLigi - pierwsze mecze:
Trefl Gdańsk - PGE Skra Bełchatów (godz. 17:30)
Indykpol AZS Olsztyn - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (godz. 20:30)