Pierwsze spotkanie bełchatowianie wygrali u siebie 3:0 w setach dwa razy do 23 i raz do 24. To pierwszy, duży krok żółto-czarnych w stronę mistrzostwa kraju, ale jeszcze nie cała droga, jak podkreślają w zespole.
- Mecz mimo wyniku był dla nas bardzo ciężki, raz prowadziliśmy my, a raz ZAKSA. Towarzyszył mu ogromny ładunek emocjonalny i fizycznie oraz psychicznie nas wykończył. To, że były trzy sety, nie znaczy, że nie straciliśmy sił. Z takim przeciwnikiem trzeba grać więcej niż na maksa. Wygrana jest dla nas ogromnie ważna, ale szanujemy też przeciwnika. Wiemy, że również chce wygrać tę rywalizację - powiedział Mariusz Wlazły.
W pierwszym ze starć o złoto z ZAKSĄ niemal wszyscy siatkarze PGE Skry zagrali tak, że trudno byłoby wskazać jednego bohatera tamtego pojedynku. Ostatecznie nagroda MVP trafiła w ręce kapitana drużyny z Bełchatowa.
- Myślę, że mamy na tyle fajną i kompetentną drużynę, że każdy z nas ma swoje momenty, w których pomaga, a czasem popełnia błędy. Ale wszyscy, zarówno koledzy z boiska, jak i kwadratu czy sztabu - pomagamy sobie i próbujemy rozwiązać sytuacje, które nam "nie leżą" w setach. Ważne, że je rozwiązujemy i zdobywamy w ciężkich momentach punkty - podkreślił atakujący bełchatowskiej drużyny.
ZOBACZ WIDEO Zobacz, jak Vital Heynen ogłaszał kadrę na Ligę Narodów. Mówił tylko po polsku
Nie da się ukryć, że choć pierwszy z bojów o złoto trwał zaledwie trzy sety, nie zabrakło w nim siatkówki na najwyższym poziomie. Można pokusić się o stwierdzenie, że była do dobra reklama PlusLigi.
- Każda drużyna popełniała błędy, choć było ich bardzo mało. Cieszymy się, że końcówki rozstrzygnęliśmy na swoją stronę. Mecz mógł się podobać przede wszystkim kibicom - było dużo walki, emocji, nie było wiadomo do końca, kto będzie prowadził, bo to się zmieniało kilkukrotnie w ciągu jednej partii - przypomniał Wlazły.
Wydaje się, że w tym sezonie PGE Skra jest mocniejszym zespołem niż przed rokiem. Wtedy także żółto-czarni walczyli w finale z ZAKSĄ, ale przegrali oba spotkania. Wówczas gra toczyła się systemem mecz i rewanż.
- Można się przyczepić do systemu, ale takie były rozgrywki. Myślę, że jesteśmy po prostu inną drużyną i tu jest różnica między nami. Nie wiemy, czy w Kędzierzynie-Koźlu będzie łatwiej, czy trudniej. Nastawiamy się, że będzie tak samo ciężko - zakończył kapitan PGE Skry.
Drugi mecz finałowy rozpocznie się w Hali Azoty w sobotę o 20:30. Ewentualny trzeci dzień później odbędzie się w tym samym miejscu i o tej samej porze.