Początek hitowego starcia Brazylijczyków z Amerykanami to wyrównana walka. Na pierwszej przerwie technicznej siatkarze z USA prowadzili 8:7. Później powiększali swoją przewagę. Bardzo dobrze grali skrzydłowi Matthew Anderson oraz Aaron Rusell. Ich skuteczność w połączeniu z dobrą dyspozycją Amerykanów w polu zagrywki spowodowała, że wygrali pierwszą partię do 21.
W drugiej odsłonie Brazylijczycy zdobyli punkt mniej. Od początku seta stroną dominującą byli goście. Przede wszystkim nadal zdecydowanie dominowali w ataku, zwłaszcza Anderson. Amerykanie prowadzili już 22:16. Po serii skutecznych bloków Canarinhos zbliżyli się na trzy punkty, ale na więcej nie pozwolili im rywale.
Porażka 0:3? To dla Brazylii, gospodarzy turnieju 6. grupy, byłby duży cios. Miejscowi nie pozwolili na taki scenariusz. Trzeciego seta rozpoczęli od prowadzenia 4:1 i do jego końca nie oddali już przewagi. Amerykanie popełnili w tej odsłonie zbyt wiele błędów, by mogli nawiązać równorzędną walkę. Do tego mieli sporo problemów z przyjęciem zagrywki Luiz Felipe Fontelesa i tym razem musieli przełknąć gorycz porażki (19:25).
Brazylijczycy poszli za ciosem i doprowadzili do tie-breaka. Po wyrównanym początku czwartej partii, później Canarinhos przeważali. Bardzo dobrze grę gospodarzy prowadził William Arjona, który od trzeciego seta zmienił Bruno Rezende. Do tego Brazylijczycy cały czas świetnie zagrywali, a to pozwalało im coraz skuteczniej blokować rywali. W tym elemencie królował przede wszystkim Mauricio Borges Almeida da Silva.
Piąty set to prawdziwa sinusoida. Lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy mieli już nawet trzy punkty w zapasie (7:4). Goście nie dali jednak za wygraną. Doprowadzili do wyrównania, a po skutecznym pojedynczym bloku objęli prowadzenie (11:10). O wyniku partii i meczu rozstrzygnęła walka na przewagi. Pojedynczy blok Wallace'a De Souzy i as serwisowy Fontelesa przesądziły o triumfie Brazylii.
Brazylia - USA 3:2 (21:25, 20:25, 25:19, 25:19, 20:18)
Brazylia: Rezende, Wallace, Fonteles, Souza, Lucas, Silva, Murilo (libero) oraz Isac, William, Ferreira, Evandro, Eder.
USA: Anderson, Russell, Jendryk, Christenson, Holt, Jaeschke, Watten (libero) oraz Averill, Smith, K. Shoji, E. Shoji (libero).
ZOBACZ WIDEO Konarski o Leonie: Dołączy do nas najlepszy zawodnik na świecie
Przystawką do hitu Brazylia kontra USA były derby azjatyckie. Po przeciwnych stronach siatki stanęły reprezentacje Korei Południowej i Japonii. Faworytem starcia byli siatkarze z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Tym samym wynik pierwszej partii można uznać za małą niespodziankę. Do jej rozstrzygnięcia była potrzebna walka na przewagi, która padła łupem Koreańczyków. Japończycy szybko się jednak otrząsnęli i w drugim secie nie pozostawili złudzeń rywalom (25:19).
To nie był jednak koniec emocji. Trzeci set przebiegał pod dyktando Koreańczyków. Już na drugiej przerwie technicznej prowadzili 16:12, by później pozwolić rywalom na zdobycie zaledwie czterech punktów. Losy meczu rozstrzygnęły się jednak w tie-breaku, bowiem czwarty set na przewagi wygrali Japończycy.
Piąta odsłona także należała do nich. Siatkarze z Kraju Kwitnącej Wiśni zdecydowanie poprawili grę w ataku i to głównie dzięki temu mogli świętować zwycięstwo 3:2, trzecie w tegorocznej Lidze Narodów.
Korea Południowa - Japonia 2:3 (29:27, 19:25, 25:16, 26:28, 12:15)
Korea Południowa:
Sung-Min, Kwang-In, Jiseok, Kyumin, Min-Gyu, Jae-Hwi, Minsu (libero) oraz Seung-Suk, Sang-Ha, Jae-Duck, Taekeui, Gyeong-Bok, Dong-Hyuk (libero).
Japonia: Fukuzawa, Nishida, Ri, Yanagida, Yamauchi, Fujii, Tsuiki (libero) oraz Otake, Takanashi, Asano, Sekita, Takano, Koga (libero).