Dobry bilans i wysokie miejsce Polaków w tabeli pierwszej w historii edycji Ligi Narodów mogą być mylące, bo trenerowi Vitalowi Heynenowi w tych rozgrywkach bardziej zależy na sprawdzeniu jak największej liczby zawodników w jak najtrudniejszych warunkach niż na końcowym sukcesie. Na każdy turniej leci inna grupa siatkarzy, każdy mecz rozpoczyna inna szóstka.
W Katowicach, Krakowie, Łodzi i Osace ten rotacyjny system dawał nadspodziewanie dobre efekty - Biało-Czerwoni wygrali osiem z dziewięciu spotkań i zajmowali pozycję lidera. Turniej w amerykańskim Hoffmann Estates pokazał, że jeszcze nie rządzimy siatkarskim światem, a w spotkaniach ze światową czołówką mamy mocno pod górę. Trzy porażki 0:3, z Iranem, Stanami Zjednoczonymi i Serbią, są na to dowodem niezbitym.
Mecz z Serbami, którym bardzo zależało na wygraniu z Polską za trzy punkty, bo po kilku porażkach i kilku spotkaniach wygranych z wielkim trudem są poza czołową szóstką (sześć najlepszych drużyn weźmie udział w turnieju finałowym w Lille), nasi siatkarze rozpoczęli najpewniejszą chyba w tym momencie parą przyjmujących Bartosz Kwolek - Artur Szalpuk, z Fabianem Drzyzgą na rozegraniu i Bartoszem Kurkiem na ataku. Na środku straszyć atakami z krótkiej i blokować rywali mieli Mateusz Bieniek i Jakub Kochanowski. Skład, jak na obecne warunki, dość mocny, jakby po przegranych 0:3 z Irakiem i USA Polacy za wszelką cenę nie chcieli wyjeżdżać ze Stanów z zerowym dorobkiem.
Pierwszy set w jednym momencie był bitwą na potężne ataki i serwisy, by za chwilę zmienić się w wymianę dużych błędów. Srećko Lisinac posyłał na polską stronę bomby nie do odebrania, żeby w kolejnych akcjach atakować w taśmę. Kwolek odpowiadał na asy byłego już gracza PGE Skry Bełchatów tym samym, a potem nie kończył przechodzącej piłki i bił prosto w pojedynczy blok. Sporo było też zepsutych zagrywek, zwłaszcza ze strony Serbów.
ZOBACZ WIDEO Michał Kubiak: To karygodne, co zrobiła z nami światowa federacja
Niestety, choć do pewnego momentu to Polacy częściej grali dobrze niż źle i prowadzili 14:11, po drugiej przerwie technicznej role się odwróciły. Nasi rywale najpierw doprowadzili do remisu 17:17, a po autowym ataku Kwolka i zagraniu Damiana Schulza, które sędzia uznał za piłkę rzuconą, prowadzili 24:21. As serwisowy Bieńka utrzymał nas w grze chwilę dłużej, ale przy kolejnym podejściu polski środkowy popełnił błąd i skończyło się na 25:23 dla Serbii.
Druga partia długo wyglądała podobnie do pierwszej, choć było w niej już mniej błędów z obu stron, a więcej dobrej, twardej gry. Po serbskiej stronie rozkręcili się Aleksandar Atanasijević i Marko Ivović, Lisinac wciąż posyłał asy, ale w siatkę już nie atakował. W naszym zespole pewniej zaczął atakować Kwolek, za to bardzo spadła skuteczność efektywnego w pierwszym secie Kurka. Trochę wyższą jakość pokazywali Serbowie, ale po drugiej przerwie technicznej "przytkał" się Ivović, Uros Kovacević źle przyjął kilka szybujących serwisów i Polacy wyszli na prowadzenie 22:19. Szybko je jedna stracili, a w decydujących momentach nie byli w stanie skończyć ataku i nabierali się na sprytne zagrania rywali. W ostatniej piłce co prawda zablokowali Kovacevicia, ale Kurek dotknął siatki i znów przegraliśmy 23:25.
Trzecia odsłona rozpoczęła się od ciężkich zagrywek Kurka i prowadzenia naszej drużyny 4:1, ale jeśli ktoś myślał, że teraz Polacy pójdą już jak po swoje, szybko został wyprowadzony z błędu. Serbowie odpłacili Kurkowi dwoma blokami, a potem Atanasijević robił w ataku co chciał. Przy wyniku 10:14 cierpliwość Heynena do Kurka się skończyła, na boisku pojawił się Schulz i coś w grze Biało-Czerwonych się ruszyło. Najpierw dwie "czapy" zebrał Kovacević, potem Kochanowski zatrzymał Lisinaca i zrobiło się 17:17.
Prowadzenie odzyskaliśmy, gdy Szalpuk na pojedynczym bloku "złapał" wreszcie nieuchwytnego wcześniej Atanasijevicia. Cóż jednak z tego, skoro po dwudziestym punkcie Polakom znów drżały ręce, a serbski atakujący karał ich za to bez litości. Trzeci kolejny set przegrany wynikiem 23:25, trzecia kolejna porażka naszej drużyny 0:3 i turniej zakończony ze spuszczonymi głowami.
Występ Polaków w turnieju w Stanach Zjednoczonych pozostawia bardzo złe wrażenie i każe zapomnieć o tym, co widzieliśmy w trzech pierwszych tygodniach Ligi Narodów. Nie wróciliśmy jeszcze do ścisłej światowej czołówki, wciąż o ten powrót walczymy. Liga Narodów przede wszystkim ma dać Heynenowi odpowiedź na pytanie, kto jest do tej walki najlepiej przygotowany, ale przecież nic nie pokaże mu tego tak dobrze, jak turniej finałowy rozgrywek z udziałem sześciu najlepszych drużyn.
O ten turniej wciąż musimy walczyć, bo po kompletnie nieudanej wizycie w USA spadliśmy w tabeli, a zajmujący obecnie siódme miejsce Serbowie zbliżyli się do nas na trzy punkty. Wypadnięcie z czołowej szóstki po rozpoczęciu od ośmiu zwycięstw w dziewięciu meczach byłoby ogromnym rozczarowaniem.
Za tydzień w turnieju w Melbourne czekają na nas Australijczycy, Argentyńczycy i Brazylijczycy. Faworytami nie będziemy tylko przeciwko Brazylii, ale i ona ostatnio spisuje się słabo. Jeśli wygramy dwa mecze, powinniśmy do Lille pojechać. Jeśli nie - cóż, do tego, że w naszej siatkówce coś się nie udaje, zdążyliśmy już się przyzwyczaić. Tyle że Heynen został zatrudniony po to, żeby zmienić taki stan rzeczy.
12. kolejka Ligi Narodów 2018:
Polska - Serbia 0:3 (23:25, 23:25, 23:25)
Polska:
Fabian Drzyzga (3), Bartosz Kurerk (17), Bartosz Kwolek (7), Artur Szalpuk (6), Jakub Kochanowski (6), Mateusz Bieniek (6), Michał Żurek (libero) oraz Damian Schulz (3), Bartosz Bednorz (3), Kacper Piechocki (libero).
Serbia: Nikola Jovović (1), Aleksandar Atanasijević (20), Uros Kovacević (14), Marko Ivović (5), Petar Krsmanović (6), Srecko Lisinac (6), Nikola Rosić (libero) oraz Milan Katić (5), Aleksandar Okolić, Ivan Kostić.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Pewnie, że szkoda, że nie wygrali choć jednego me Czytaj całość