Maciej Muzaj o zmianie klubu i grze w reprezentacji: Będę jeszcze miał swój czas

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Maciej Muzaj
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Maciej Muzaj

Maciej Muzaj, który przez ostatnie trzy lata był liderem Jastrzębskiego Węgla, od nowego sezonu będzie reprezentował barwy Trefla Gdańsk. W wywiadzie dla WP SportoweFakty opowiada między innymi o tym, dlaczego zmienił klub, i o nadchodzącym sezonie.

Agata Wasielewska, WP SportoweFakty: Po trzech latach w Jastrzębskim Węglu zmienia pan barwy klubowe. Skąd taka decyzja?

Maciej Muzaj, zawodnik Trefla Gdańsk i reprezentacji Polski: Bardzo chciałem zmienić klimat. Jastrzębie-Zdrój to świetne miasto i byłem w dobrym klubie, ale potrzebowałem zmiany środowiska, chciałem czegoś nowego. A trafiła się akurat oferta Trefla Gdańsk, w dodatku prowadzonego przez super trenera.

Osoba szkoleniowca była istotna przy podejmowaniu decyzji?

- Nie ukrywam, że Andrea Anastasi to dobry argument, by przyjść w tym zespole grać. To nie nowość, że swoim warsztatem i charakterem przyciąga on zawodników. Ale podoba mi się też sam Gdańsk jako miasto - chyba potrzebuję trochę tego świeżego morskiego powietrza. Odrobiny odpoczynku psychicznego.

[b]

Na fizyczny chyba nie ma co liczyć. Przed Wami wymagający sezon, bo oprócz PlusLigi będziecie walczyć też w Lidze Mistrzów.
[/b]
- Tak, sezon przed nami zapowiada się ciężki, ale ciekawy. Myślę, że każdy zawodnik cieszy się z możliwości zagrania w Lidze Mistrzów, bo to w pewnym sensie nagroda, zwłaszcza, jeśli spojrzeć na nią pod kątem rozwoju. Jesteśmy zespołem na tyle młodym, że każdy z nas może się dzięki tym rozgrywkom wiele nauczyć, a równocześnie na tyle już doświadczonym, że będziemy walczyć, by zajść jak najwyżej, a nie dostawać lanie z każdej strony. Ja zawsze celuję wysoko, więc kto wie, może uda nam się trafić i do final four?

A jakie ma pan przewidywania co do rodzimych rozgrywek? Niektóre zespoły, na przykład Stocznia Szczecin, bardzo się wzmocniły.

- Tak, zagrają tam zawodnicy o znanych nazwiskach, ale i oni w trakcie sezonu muszą ciągle udowadniać swoją wartość i na nowo na tę renomę wciąż pracować. Nowy sezon to nowa karta i można sobie spekulować, ale wielokrotnie już widzieliśmy drużyny bez wielkich nazwisk, które pokazywały swój charakter i mocno walczyły w lidze.

Jak zapatruje się pan na rywalizację na pozycji z Kewinem Sasakiem, który dopiero debiutuje w najwyższej klasie rozgrywkowej?

- Właściwie to nigdy nie widziałem, jak Kewin gra, a na treningu nie mieliśmy jeszcze okazji dobrze się poznać, więc nie wiem, czego się mogę spodziewać. Liczę jednak na to, że rywalizacja będzie bardzo trudna, bo jeśli dwóch zawodników rywalizuje, to to mobilizuje i jest bodźcem do dalszego rozwoju.

Cieszy pana okazja do współpracy z Marcinem Januszem? Grali już panowie razem.

- Rzeczywiście mam bardzo dobre wspomnienia z gry z Marcinem w reprezentacjach juniorskich, niestety w lidze do tej pory jakoś się mijaliśmy, choćby wtedy, kiedy ja z PGE Skry Bełchatów odchodziłem, a on właśnie tam przeszedł. W końcu trafiliśmy razem do Trefla Gdańsk i to w momencie, gdy obaj nie jesteśmy już zawodnikami z głębokiej rezerwy, ale osiągnęliśmy wiek i możliwości, które pozwalają nam częściej grać. Wystąpiliśmy już przecież razem w meczu seniorskiej reprezentacji przeciwko Brazylii, niestety akurat tamto starcie przegraliśmy.

Jak duże były w tym roku pana nadzieje związane z reprezentacją? 

- Nadzieje miałem takie same, jak i rok temu. Ja i Łukasz Kaczmarek byliśmy najmłodsi ze wszystkich atakujących, a wiemy, że trener Vital Heynen nie zawsze, ale przeważnie stawia na doświadczenie. Myślę, że będę miał jeszcze swój czas. I jeśli ten szkoleniowiec popracuje z naszą kadrą dłużej, co nie jest wcale oczywiste w polskich realiach, to bardzo chciałbym z nim współpracować. To niesamowity gość, bardzo inteligentny i pomysłowy.

Rzeczywiście jego metody tak różnią się od metod innych trenerów, pod których skrzydłami grał pan do tej pory?

- Wszystko było inne - podejście do siatkówki i zawodników, treningi. Czasami może się wydawać, że to Vital Heynen jest bardzo impulsywny, że jego reakcje są nieprzewidziane, ale to nie do końca jest prawda. Wszystko, co on robi, jest przemyślane. Jeśli kogoś skrytykuje, a ten ktoś potem się zastanowi, to zawsze dochodzi potem do wniosku, że trener miał rację. Jego krytyka jest sensowna.

A jak pan skomentuje to, że kibice bardzo się oburzali, że szkoleniowiec krzyczy na zawodników?

- Tu są sami faceci, a nie dzieci.

ZOBACZ WIDEO Drony kluczowe przy wyprawie Andrzeja Bargiela na K2. Dostarczyły leki i zapomnianą kamerę

Komentarze (0)