Bartosz Kurek: Najgłośniejszych zmieszczę w bucie
Ucieka pan od stwierdzenia, że poprowadził pan drużynę do złota. Ale sam na pewno też pan widzi różnicę swojej gry przed i po pierwszym meczu z Serbią. Bo nawet jeśli dobrze grał pan przeciwko Bułgarii, to wciąż nie jest to 20 skończonych ataków na 29 prób w finale. I znów zadajemy to samo pytanie: co się zmieniło?
A ja znów odpowiem, że chodzi o coś innego. W trakcie trwania mistrzostw rozmawiałem z Vitalem, mówił mi: mistrzostwo zdobędzie drużyna, która przez cały turniej będzie rosnąć, która będzie poprawiać swoją grę, znajdować odpowiedzi na problemy, które będą ją trapić. Dokładnie tak, jak my znaleźliśmy odpowiedź na chorobę Michała Kubiaka. Daliśmy mu czas, a my wtedy niebywale cierpieliśmy. Dwa mecze, w których go nie było, graliśmy słabiej, ale po jego powrocie było już świetnie. Poza tym, gdy cała drużyna gra coraz lepiej, w każdego zawodnika wstępuje dodatkowa wiara, zaufanie. Czujesz wtedy, że możesz góry przenosić. Płynęliśmy na tym flow jako cała reprezentacja, ja też. Trudno było nas wybić z rytmu.
To była najlepsza siatkówka, jaką kiedykolwiek graliście?
Nie byłem częścią drużyny w 2014 roku, więc trudno jest mi to jednoznacznie ocenić. Na pewno była to o wiele lepsza siatkówka, niż w Pucharze Świata w 2015 roku. Bo tam graliśmy świetnie, ale nie byliśmy maszyną. Zdarzały nam się wtedy słabsze sety, zastoje, dekoncentracja. Poza tym, by grać tak dobrze, kosztowało nas to naprawdę wiele, ogromny wysiłek. A podczas tych mistrzostw gra przychodziła nam z łatwością. To była przyjemność.
Gdy podczas mistrzostw patrzył pan na Michała Kubiaka - biorącego antybiotyki, cierpiącego, tak tak chorego, że śpiącego w pokoju z fizjoterapeutą - zastanawiał się pan: też bym tak dał radę?
Z Miśkiem mamy różne charaktery, ale w pewnych kwestiach jesteśmy tacy sami. Patrzyłem na niego, widziałem jak cierpi. Na przykład po meczu z Serbią widziałem, jak wyglądał w czasie udzielania wywiadu. To było coś strasznego. Patrzyłem na niego i aż się uśmiechałem, bo w pełni go rozumiałem. Jego zachowanie na mistrzostwach było wielkim poświęceniem, nawet ryzykiem, ale zrobiłbym dokładnie to samo.
Łączy was szczególna więź? Jesteście najbardziej doświadczonymi zawodnikami w tej drużynie.
Nie chcę dzielić ekipy. Mam na przykład świetny kontakt z moim nowym współlokatorem, Kubą Kochanowskim. Inteligentny, super się dogadujemy, mimo że dzieli nas przecież prawie pokolenie. Jest jednak w tej drużynie grupa zawodników, która przeszła ze sobą bardzo dużo. Która wiele wygrała, ale też wiele przegrała, wiele przeżyła. To prawdziwa więź. Wchodząc na boisko wiem, że z Fabianem wygrałem i przegrałem tyle tytułów, że nawet jeśli dam d*** na boisku, to się nie odwróci i nie wbije mi noża w plecy. I taka sama historia jest z Michałem Kubiakiem, Piotrkiem Nowakowskim, Pawłem Zatorskim. Jedziemy na autopilocie, wiem czego mogę się po nich spodziewać i oni doskonale wiedzą, czego mogą się spodziewać po mnie. Nowi zawodnicy też pokazują te same wartości, ale jednak jeśli z Michałem znamy się od 16 lat, rozegraliśmy setki meczów, to trudno żebyśmy nie rozumieli się bez słów.
Pamięta pan tak dobry klimat panujący w zespole narodowym?
Bardzo często był dobry klimat, ale teraz przekroczyliśmy granicę. Nie chcę mówić o rodzinie, bo tę ma się jedną, ale teraz czuliśmy się w kadrze jak siatkarska rodzina. Jak grupa osób, które pójdą za sobą w ogień, wszystko sobie powiedzą. Nawet gdybym miał problem niezwiązany z siatkówką, mógłbym zadzwonić do 13 z tych chłopaków, a oni w sekundę wsiądą w samochód i przyjadą, by mi pomóc. Nawet w środku nocy.
W moim przypadku licznik też bije, zaczyna dochodzić do chwili, w której trzeba się będzie zastanowić czy to nie jest moment, by skoncentrować się na siatkówce klubowej. Ale teraz to jeszcze nie ten moment. Czuję się na siłach, właśnie skończyły się mistrzostwa świata, od czterech lat to były pierwsze mistrzostwa, na których połknąłem tylko dwie tabletki przeciwbólowe. I to przez ból głowy, a nie innych części ciała. Jeśli zdrowie będzie wciąż dopisywało, to chciałbym wrócić do tej rozmowy po igrzyskach w Tokio.
Co się musi stać, by któryś z was opowiedział, co wydarzyło się po Argentynie? Sam pan powiedział, że to historia na film.
Nic się nie musi stać, bo to nigdy nie wyjdzie. Są rzeczy, które zostają w grupie. Ale do jednego muszę się odnieść. Przeczytałem felieton pana Kamila Drąga. Takiego dziennikarza, który orientuje się w siatkówce. W przeciwnym razie w ogóle bym tego nie komentował, ale on wie, że jego słowa odbijają się echem w siatkarskim świecie. Więc mówię: trafił kulą w płot. Sytuacja, którą opisał - naszą rzekomą wizytę u trenera Heynena po porażce z Argentyną i prośbę o spokojniejsze zachowanie w czasie meczu - w ogóle nie miała miejsca.
Po ostatniej piłce finału z Brazylią krzyknął pan: "chociaż raz!". Dobrze odczytaliśmy? O co chodziło?
To był taki moment, w którym coś ze mnie zeszło. Trudno teraz opisać to słowami. Próbowaliśmy przecież tyle razy... Zajęliśmy 3. miejsce w Pucharze Świata, 4. miejsce w Lidze Światowej ze Stephanem Antigą. Zdarzały się nam też słabsze momenty. Nie zależało mi jednak na tym, by grać dobrze i kończyć rywalizację na trzecim czy czwartym miejscu. Chciałem osiągnąć w końcu taki sukces, jaki osiągnęliśmy teraz. I gdy to się w końcu stało, gdy zdobyliśmy ostatni punkt, przez głowę przeleciało mi: "Kur**! To my! Jesteśmy tutaj! Wygraliśmy! Ten jeden, jedyny raz!". No i to wykrzyczałem najgłośniej, jak umiałem.
Przy stanie 24:23 w trzecim secie wiedział pan, że na pana barki spadnie ciężar skończenia meczu?
Nie. Ale wiedziałem, że Michał Kubiak udaje, że coś sobie zrobił, by wybić rywala z rytmu i dać nam dodatkowy oddech. Michał nie musiał nam później nawet tego mówić. Kto się choć trochę orientuje w siatkówce ten wie, że była to celowa, taktyczna zagrywka. Akcji kończącej mecz nie ustalaliśmy. Wszystko było w głowie Fabiana. Tak wybrał, ja uderzyłem.
Jakub Bednaruk powiedział, że przed mistrzostwami wierzyły w pana tylko trzy osoby: tata, dziewczyna Ania i trener Heynen. Kto najmocniej?
Dorzucił bym jeszcze do tego grona mamę i brata. A kto najmocniej? Myślę, że Vital zbliżył się do poziomu wiary moich rodziców oraz Ani. Czułem, że mam jego ogromne wsparcie. Bo mówić to jedno, ale swoim zachowaniem to pokazywać - drugie. Musi mi jednak wybaczyć, bo wsparcie, które dostaję w domu od rodziców, brata, Ani, to jest coś niesamowitego. Codziennie powinienem im dziękować. I robię to.
Irytowała pana dyskusja, która toczyła się w Polsce po zakończeniu mistrzostw świata? Porównywanie do piłkarzy, wywlekanie zarobków, kłótnie o to, kto jest bardziej medialny i doceniany?
Niezwykle mnie to irytowało i irytuje do teraz. Zrobiliśmy świetną rzecz, odnieśliśmy wielki sukces, który zamiast zjednoczyć nas w radości, celebracji, podzielił nas. Na co dzień nie mam wśród znajomych żadnego profesjonalnego piłkarza. Natomiast po finale otrzymałem, na przykład na Instagramie, wiele gratulacji od naszych piłkarzy. To było coś niesamowitego. Oglądali nas najlepsi lekkoatleci, piłkarze, przedstawiciele innych dyscyplin... Po zwycięstwie cały świat polskiego sportu mi i chłopakom złożył szczere gratulacje. I to był jeden z najpiękniejszych momentów, jakie sobie można wyobrazić. Bo pomyślałem sobie: wow, jesteśmy razem. Daliśmy ludziom coś świetnego, po czym zostało to przedstawione, że siatkarze są niedoceniani, że brakuje nam pieniędzy, że czujemy się gorsi, a osiągnięciami jesteśmy lepsi od piłkarzy. Ludzie! Nie interesuje mnie ta dyskusja! Gram w siatkówkę. Czuję się doceniany. Zarabiam na odpowiednim poziomie. Nie potrzebuję do szczęścia rywalizacji o sławę z piłkarzami. Szczerze życzę im jak najlepiej i kibicuję im tak samo, jak oni kibicowali nam. Teraz grają mecze Ligi Narodów i też będę oglądał i kibicował.
Inna, gorąca dyskusja po mistrzostwach: Wilfredo Leon. Że jego wciągnięcie do kadry będzie niesprawiedliwe, bo przez niego miejsce w drużynie straci jeden z aktualnych mistrzów.
Zacznijmy może od tego, że straci, jeśli Leon będzie lepszy. A z własnego doświadczenia wiem, że zakładanie czegoś na sto procent nie ma sensu. Trener stworzył sprawiedliwy system, w którym każdy jest oceniany nie według zasług, a według aktualnej formy. Dokładnie tak samo będzie w przyszłym roku. Jeśli Leon będzie lepszy od któregokolwiek z nas, będzie miał miejsce w reprezentacji. Robota, którą będzie musiał wykonać, będzie dokładnie taka sama, jaką wykonuje cała drużyna. Ma jednak pełne prawo do tego, by być częścią tej grupy.
Za panem wiele sezonów w kadrze. Lepszych i gorszych, ale co się w środowisku powtarza: Kurek, mimo gigantycznego obciążenia, eksploatacji, nigdy nie odmówił żadnemu selekcjonerowi. Wyobraża pan sobie jednak taką możliwość?
Nie chcę mówić nie, bo wiele już w życiu widziałem i słyszałem. Różni zawodnicy rezygnowali z reprezentacji z naprawdę różnych powodów. Czasem bardziej potrafiłem to zrozumieć, czasem mniej. Ale w moim przypadku licznik też bije, zaczyna dochodzić do chwili, w której trzeba się będzie zastanowić czy to nie jest moment, by skoncentrować się na siatkówce klubowej. Ale teraz to jeszcze nie ten moment. Czuję się na siłach, właśnie skończyły się mistrzostwa świata, od czterech lat to były pierwsze mistrzostwa, na których połknąłem tylko dwie tabletki przeciwbólowe. I to przez ból głowy, a nie innych części ciała. Jeśli zdrowie będzie wciąż dopisywało, to chciałbym wrócić do tej rozmowy po igrzyskach w Tokio. Dwa lata w życiu sportowca to bardzo długi czas, wiele się może zdarzyć. Możemy mieć problemy zdrowotne, może się coś popsuć, równie dobrze możemy do igrzysk dojechać w niezmienionym składzie, a nawet wzmocnieni. Jeszcze sporo czasu, ale sprawa jest jasna: Igrzyska są moim celem.
Jako że interesuje się pan NBA, na koniec jeszcze jedno proste pytanie: Team LeBron czy Team Steph Curry?
Fabian jest team Curry, Artur Szalpuk i Rafał Buszek team LeBron, to ja powiem team James Harden, żeby rozbić tę rywalizację. Kilku chłopaków z naszej drużyny bardzo lubi NBA, kibicuje konkretnym zawodnikom i drużynom. Ja kibicuję raczej całej lidze.
Skoro wskazał pan na Hardena, to może zapuści pan kiedyś taką brodę jak on?
Bez szans, nie mam potencjału. Ostatnio stylizuję się raczej na Marcina Gortata.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)