"Sprzedajemy show". Klub z małego Zawiercia ma duże apetyty na sukces

Od dwóch sezonów miasto Zawiercie pozytywnie kojarzy się nie tylko w środowisku siatkarskim. - Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie stworzyć atrakcyjny produkt - mówił Dominik Kwapisiewicz, drugi trener Aluronu Virtu Warty.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Dominik Kwapisiewicz Newspix / Rafał Rusek / Na zdjęciu: Dominik Kwapisiewicz

Michał Kaczmarczyk, WP Sportowe Fakty: Mieliście okazję na drugie z rzędu zwycięstwo ze zdecydowanie wyżej notowaną drużyną, ale ostatecznie przegraliście 2:3 z Jastrzębskim Węglem. Po udanej pierwszej kolejce nowego sezonu PlusLigi ugrany punkt smakuje nieco gorzej?

Dominik Kwapisiewicz, asystent trenera Aluronu Virtu Warty Zawiercie: Zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie mecz podobny do tego z Asseco Resovią Rzeszów. Przyjechała do nas kolejna drużyna, której klasa zawodników mówi sama za siebie, w końcu mówimy tu o mistrzach świata i reprezentantach różnych krajów. To była twarda, męska gra i w trzecim secie graliśmy tak dobrze, że wystarczyło utrzymać ten poziom, by wywalczyć komplet punktów.

Wiedzieliśmy o tym i prawie to się udało: kluczowym momentem czwartej partii był challenge wygrany przez trenera De Giorgiego. Aut, który pokazały kamery, musiał być naprawdę minimalny. Po tym zdarzeniu jastrzębianie zdobyli pięć punktów, a nam było ciężko wrócić. Rywale utrzymali swoją przewagę do końca i odwrócili losy meczu.

Pozwoliliście wtedy Julienowi Lyneelowi i Dawidowi Konarskiemu na odbudowanie się po wcześniejszych nieudanych partiach, zabrakło pójścia za ciosem po kapitalnym trzecim secie. To zaważyło na końcowym wyniku?

Być może wtedy na moment przestaliśmy realizować to, co zakładaliśmy sobie przed spotkaniem. Z drugiej strony to już materiał na bardziej pogłębioną analizę, bo tuż po meczu ciężko wyciągać większe wnioski. Pewnie mogliśmy nie pozwolić przeciwnikowi na odbudowanie się, ale i tak cieszymy się z tego, że zrobiliśmy w meczach z dwiema topowymi drużynami trzy punkty, które mogą być kluczowe za cztery lub pięć miesięcy ligi.

Teraz czeka was pierwszy mecz wyjazdowy z ONICO Warszawa. Czy pierwsze w tym sezonie opuszczenie własnego obiektu, waszego niewątpliwego atutu, będzie wyzwaniem?

Jakby nie patrzeć, wygrywanie u siebie też jest pewną sztuką, zwłaszcza z takimi, które biją się o medale lub walczą w Lidze Mistrzów! Za jakiś czas przyjadą do nas ekipy z Bydgoszczy, Lubina czy Będzina i na pewno nie podejdziemy do tych meczów na luzie i z podejście "pewne trzy punkty, bo gramy u siebie". Abstrahując od tego, że pierwsze kolejki ligi są zawsze trochę inne niż pozostałe, to chociażby Chemik Bydgoszcz zagrał ostatnio bardzo fajne zawody i jesteśmy ciekawi, jak zaprezentują się tutaj.

Co do kolejnego meczu, będzie to z pewnością pierwsze takie wyzwanie w sezonie. Zobaczymy, jak to będzie, podchodzimy do wyjazdu do Warszawy ze spokojem i na luzie. Jest mało czasu na regenerację, ale to żadna wymówka, bo wszystkie zespoły mają te same warunki.

Sporo pozytywnego szumu wywołały dobre występy Kamila Semeniuka i Mateusza Malinowskiego, czyli graczy, którzy w wyżej klasyfikowanych klubach pewnie długo czekaliby na okazje do zaprezentowania pełni swoich możliwości. Jak odbieracie tak dobry start sezonu u tych graczy?

Podczas budowania teamu na ten sezon dużą uwagę przywiązywaliśmy do charakterów poszczególnych zawodników i jak widać, na razie nasz pomysł się sprawdza i oby tak zostało do końca. Nie można zapomnieć o ogromnej roli Michała Masnego w tym wszystkim, jego pomoc jest dla nas nieoceniona, bo przy nim wielu zawodników może wyglądać na parkiecie znacznie lepiej niż w innych klubach. Dla Kamila Semeniuka jest to pierwsza szansa w karierze, by grać od początku do końca i ją wykorzystuje.

Podobnie jak Mateusz Malinowski, który trafił do nas po niezłym sezonie w Szczecinie, ale tam nie był pierwszym, etatowym atakującym. Mogło się wydawać, że ciężko będzie mu się wybić przy Grześku Boćku, ale widzimy, że Mateusz udowodnia swoją klasę i wartość. Mamy czternastu ludzi do grania i teoretycznie nasza szóstka może przez pół roku wyglądać tak samo, a potem może zmieniać się co dwa tygodnie i na tym nie stracimy. Zresztą Mark nie jest trenerem, który przywiązuje się do jednej szóstki dla zasady, co zawodnicy pewnie już zauważyli...

Trochę szkoła heynenowska?

U Heynena było tak, że kiedy już wyklarował sobie działającą dobrze szóstkę graczy, to ciężko było w niej cokolwiek zmieniać, wcześniej faktycznie rotował składem. Podobnie rzecz ma się u nas. Na razie maszyna działa sprawnie i nie potrzebuje zmian, ale reszta graczy z pewnością będzie chciała pokazać swoje możliwości na treningach i nie podda się w walce o wyjściowy skład. I na pewno otrzymają swoje szanse.

Macie w swoim składzie kilku zawodników już ogranych na poziomie ligowych, takich, którzy mogą sporo wnieść do drużyny, ale kandydat na mentalnego lidera wydaje się oczywisty.

Tak myśleliśmy przed sezonem, żeby mieć w swoim składzie człowieka z charyzmą i pazurem do gry, który mógłby stać się przywódcą tej grupy na boisku. "Miśkin" był w naszej koncepcji podstawowym ogniwem, od którego zaczynaliśmy budowę zespołu i temu trudno się dziwić, bo z reguły zaczyna się od rozegrania, a dopiero potem dopasowuje się do niego resztę drużyny według chęci i możliwości finansowych. Jak widać, ten pomysł się sprawdza i chcielibyśmy, by tak zostało.

W klubach z małym staże ekstraklasowym zdarza się często syndrom drugiego sezonu, kiedy już nie wszystko wychodzi tak zaskakująco dobrze, jak w debiucie. Wam to nie grozi?

Nie, bo w porównaniu do poprzedniego sezonu mamy aż dziewięciu nowych graczy, a to na dobrą sprawę oznacza zupełnie inny zespół. Absolutnie o takim syndromie nie myślimy, nie boimy się go i postaramy się udowodnić, że drugi sezon w ekstraklasie może być lepszy od pierwszego.

Kiedy oceniało się zmianę trenerską w waszym klubie, panowało przekonanie, że chodziło przede wszystkim o zastąpienie wojskowego stylu Emanuele Zaniniego na bardziej swobodne podejście Marka Lebedewa. Coś w tym jest? 

Jest w tym sporo prawdy, bo Mark ma zupełnie inne podejście niż Zanini. Nie mnie oceniać, czy jest lepsze, czy gorsze, ale jest inne i trochę bardziej przychylne zawodnikom. Aczkolwiek w relacjach między trenerem i siatkarzami zawsze jest cienka linia, której nie można przekroczyć, by zawodnicy nie poczuli, że pozwala im się na absolutnie wszystko. Na razie wszystko jest pod kontrolą i czekamy na pierwsze efekty tego podejścia za miesiąc lub dwa. Póki co możemy wszelkie zmiany oceniać dobrze.

Na kolejnej stronie dowiesz, dzięki czemu klub z Zawiercia zyskał sobie dobrą opinię w polskiej siatkówce i jak trener Kwapisiewicz wspomina pracę z reprezentacją Australii.

Czy według ciebie Aluron Virtu Warta Zawiercie może w przyszłych latach powalczyć o medale PlusLigi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×