Ładna gra i brzydkie dyskusje. Zawiercianie docenili dwa punkty na terenie MKS-u Będzin

Newspix / Marcin Bulanda / Na zdjęciu: siatkarze Aluronu Virtu Warty Zawiercie
Newspix / Marcin Bulanda / Na zdjęciu: siatkarze Aluronu Virtu Warty Zawiercie

Ten mecz ciągnął się w nieskończoność i irytował wszystkich, także siatkarzy. Ostatecznie Aluron Virtu Warta Zawiercie wygrał w Sosnowcu 3:2, a MKS-owi Będzin pozostało cieszenie się z małych postępów w grze.

- Był to dla nas bardzo ciężki mecz, sam nie wiem, z jakiego powodu. Przegraliśmy wszystkie wideoweryfikacje, poza tym popełniliśmy wiele błędów własnych. Dotknęliśmy tyle razy siatkę, ile nam się jeszcze nie przydarzyło od początku sezonu. Działy się dziwne rzeczy, ale jesteśmy dumni z tego, że na trudnym terenie z rywalem grającym naprawdę dobrze zdobyliśmy dwa punkty. Zbyt mocno się spięliśmy, dopiero od drugiego seta zaczęliśmy grać swoją siatkówkę, bawiliśmy się nią. W czwartej partii szwankowało w naszej grze przyjecie, MKS nas trochę pogonił zagrywką i ciężko było nam wygrać. Z kolei w tie-breaku dobrze zaczęliśmy, przytrafił nam się przestój, ale zdołaliśmy wygrać cały mecz - mówił po ostatnim spotkaniu w sosnowieckiej hali MOSiR-u Michał Masny, rozgrywający Aluronu Virtu Warta Zawiercie.

Przez pierwsze dwa sety ekipy z Zawiercia i Będzina grały ładną dla oka, ofensywną siatkówkę, która mogła się podobać. Ale im dłużej trwało spotkanie, tym bardziej ono irytowało. Głównie przez liczne błędy na zagrywce obu drużyn, dłużące się wideoweryfikacje i decyzje sędziów, które tylko wzmagały nerwowość zawodników. W końcu pod koniec meczu doszło do ostrzejszego spięcia między Grzegorzem Boćkiem i Jake'iem Langloisem, ale na szczęście skończyło się tylko na kilku mocniejszych wymianach zdań.

- To wszystko nakręciło się zbyt mocno przez cały tydzień za sprawą kibiców, nie chciałbym tego komentować. Pod siatką w tym meczu dochodziło do spięć, tam zawsze trochę większe emocje i to nic dziwnego. W końcówce meczu Grzegorz Bociek nie usłyszał gwizdka sędziego i potem doszło do niepotrzebnych spięć i nerwowości - tłumaczył Masny, nawiązując do konfliktu między kibicami MKS-u i Aluronu Virtu Warty. Jak pisaliśmy wcześniej, będziński klub zrobił wszystko, by kibice z Zawiercia nie powtórzyli akcji "Zawierciański Koń Trojański" z marca tego roku, a fani Jurajskich Rycerzy w proteście opuścili halę w Sosnowcu tuż po starcie meczu.

- Ten mecz trwał zdecydowanie za długo, razem z challenge'ami było blisko trzy godziny. Pierwszy raz się spotkałem z tak długim sprawdzaniem akcji. Sędziowie najwidoczniej chcieli być rzetelni i skrupulatni, trudno ich za to winić. Był to mecz walk, w którym było dużo emocji w dużo rozmów pod siatką, każdy sobie zdawał sprawę, że tak to będzie wyglądało. Cieszy nas zdobyty punkt, ale z perspektywy całego meczu zdajemy sobie sprawę, ze powinniśmy to spotkanie wygrać. Wiadomo, że naszym celem w tej lidze jest utrzymanie, pracujemy nad tym aby nasze wyniki były lepsze - ocenił po spotkaniu skrzydłowy będzinian Jakub Peszko.

Będzinianie nie opuścili ostatniego miejsca w tabeli PlusLigi, ale w porównaniu do poprzednich spotkań zdecydowanie lepiej atakowali na lewym skrzydle, do tego pewny na prawym skrzydle pozostał Australijczyk Lincoln Alexander Williams. MKS-owi nie zdarza się poddawać bez walki, ale siatkarze z Zagłębia Dąbrowskiego chcą przede wszystkim wygrywać. - W tym sezonie nie zdarzają nam się porażki po przysłowiowej godzinie z prysznicem, nie przygrywamy setów do 15. Takie porażki miały miejsce w poprzednim sezonie, choćby na samym jego początku, obecnie walczymy na tyle, na ile możemy oraz na ile pozwalają nam nasze parametry na lewym skrzydle. Wiadomo, każdy zerka w tabelę, ale w każdym treningu trenujemy na maksa i wychodzimy na kolejne mecze z myślą o wygrywaniu - zadeklarował przyjmujący MKS-u.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot wie, gdzie ma największe rezerwy. "Z trenerem mówiliśmy jednym językiem"

Źródło artykułu: