W środowy wieczór E.Leclerc Radomka Radom doznała czwartej z rzędu porażki w Lidze Siatkówki Kobiet i nadal zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Choć beniaminek dzielnie walczył w ramach piątej kolejki rozgrywek z DPD Legionovią Legionowo, to jednak musiał uznać wyższość rywalek po walce w tie-breaku. Po zakończeniu zawodów duże zastrzeżenia do postawy podopiecznych miał Jacek Skrok.
- Zabrakło wszystkiego po trochu, a przede wszystkim konsekwencji i odwagi, bo to już kolejny raz, tak jak w trzecim secie, gdy prowadzimy 8:4 i 10:5, po to, żeby nas jedna czy dwie akcje, które się przydarzyły, jedna czy dwie głupie piłki nas załamały. Oddaliśmy wtedy sześć punktów po kolei, to się nie może przytrafiać, bo nie wygramy z nikim - podkreślił po ostatnim gwizdku trener Radomki.
Gospodynie starcia w Hali MOSiR-u zwyciężyły w drugiej i czwartej partii bardzo zdecydowanie, bo dwukrotnie 25:14. - Statystyka to jest najgorsza rzecz, na którą można patrzeć, bo co z tego, że wygrywamy dwa sety do czternastu, skoro trzeba wygrać przecież trzy partie. Gdybyśmy zagrali takie trzy odsłony, to wtedy wygralibyśmy mecz. Przy trzydziestu błędach przeciwnika i niby lepszej skuteczności przegrywamy spotkanie, podejmując złe decyzje w najważniejszych momentach - zaznaczył Skrok.
Dużo emocji w derbach województwa mazowieckiego przyniosła premierowa odsłona, w której potrzebna była gra na przewagi. W niej miejscowe nie potrafiły postawić kropki nad "i", ulegając Legionovii 25:27. - Gramy nieodpowiedzialnie, z jakąś rezerwą, wstrzymujemy rękę, czegoś obawiamy się w przyjęciu. W pierwszym secie psujemy na początku sporo zagrywek, później się odnajdujemy i celujemy serwisem. Wszystko układa się dobrze, trzeba tylko skończyć dwie-trzy kontry, podbić dwie piłki w asekuracji i mamy swoją grę i swoje punkty, a nam nagle wyłącza się prąd i "stajemy", nie potrafimy się pozbierać - kontynuował szkoleniowiec.
W wypowiedzi Skroka czuć było spory niedosyt. - Owszem, zdobyliśmy punkt, pokazaliśmy, że potrafimy grać, ale ja oczekuję tego, że będziemy grać konsekwentnie od pierwszej do ostatniej piłki. Na osiem pierwszych punktów rywalek było osiem naszych błędów, a mimo to i tak prowadziliśmy. Okazuje się więc, że nawet robiąc pomyłki na początku seta, a nie robiąc ich w końcówkach, można wygrać. Wszystko musi mieć swój czas i odpowiedzialność, a tego nam zabrakło - zakończył trener beniaminka LSK.
ZOBACZ WIDEO: Film o Dariuszu Michalczewskim wejdzie do kin. "Scenariusz jest bardzo mocny"