Ekipa z Podkarpacia wygrała pierwszą odsłonę na przewagi do 29. W drugiej i trzeciej ulegli wicemistrzom Włoch wyraźnie, bo do 19 i 14. Jednak w czwartym secie zdołali odrobić pięciopunktową stratę (było już 16:11 dla Cucine Lube), ale w końcówce rywal po raz kolejny udowodnił swoją wyższość.
- Dogonienie Lube nie było niemożliwe - uważa Thibault Rossard - My mieliśmy drugiego i trzeciego seta, gdzie wywarli na nas dużą presję w bloku i zagrywce. Staraliśmy się odpowiadać tym samym, ale nie wychodziło. W czwartym Simon skrzywdził nas nieco zagrywką i musieliśmy gonić. Też przytrafiła nam się seria, dzięki której mogliśmy odrobić straty. W końcu przegraliśmy różnicą dwóch punktów. Była szansa, by ugrać dwa sety. A w tie-breaku mogło zdarzyć się wszystko - dodał Francuz.
Bardzo wiele w spotkaniu półfinałowym Cucine Lube Civitanova z Asseco Resovią Rzeszów zależało od dyspozycji na zagrywce. Ekipa z Serie A zdobyła bezpośrednio po tym elemencie 10 punktów, a rzeszowianie - 6.
- Oni wszyscy dysponują bardzo mocną zagrywką. Trzeba przyznać, że wiedzą też, kiedy tym elementem przycisnąć. Zresztą było to widać. Ale to przecież nie tak, że wyłącznie serwowali mocno. Potrafili także wstrzymać rękę i skrócić zagrywkę. Owszem, Simon miał najwięcej asów, ale nie wskazałbym jednego gracza, który zrobił różnicę - powiedział przyjmujący drużyny z Podkarpacia.
ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki
Drużyna trenera Gheorghe Cretu nadal jeszcze ma szansę zakończyć Klubowe Mistrzostwa Świata z medalem. W niedzielę czeka ich potyczka o trzecie miejsce z Diatec Trentino lub Fakiełem Nowy Urengoj.
- To po prostu dla nas bonus. Cieszę się, że trafiła nam się okazja, by sprawdzić się z najlepszymi na świecie. Takie, choć kosztują dużo sił, gra się przyjemnie. Fajnie byłoby zapamiętać ten turniej z medalem - zakończył Rossard.