Jacek Pawłowski, WP SportoweFakty: Za nami pierwsza runda fazy zasadniczej LSK za nami. Jakby pan ją podsumował?
Piotr Makowski, prezes zarządu KS Pałac Bydgoszcz S.A.: - Jestem zadowolony. Pierwszą rundę zakończyliśmy na piątym miejscu, z kolei drugą rozpoczęliśmy od zwycięstwa z ŁKS-em, a to bardzo cieszy. Nasz klub obecnie ma w swoim składzie pięć wychowanek, z czego trzy są na boisku: Monika Jagła, Ewelina Krzywicka i Marta Ziółkowska. W odwodzie są jeszcze Małgorzata Andersohn i Kinga Różyńska. Pozostałe dziewczyny są związane z Bydgoszczą. To pokazuje, że wbrew temu co twierdzili niektórzy, można grać wychowankami na wysokim poziomie.
Piąte miejsce po pierwszej rundzie to jedno, ale kibiców dodatkowo cieszy fakt, że drużyna ma realne szanse na poprawienie swojej pozycji po rundzie rewanżowej. Spodziewał się pan, że może być aż tak dobrze?
- Kiedy jeszcze nie było Piotra Mateli, wydawało mi się, że to ja poprowadzę ten zespół, dlatego starałem się go budować "pod siebie". Mam tu na myśli transfery Patrycji Balmas i Tamary Gałuchy, które były najlepiej punktującymi zawodniczkami w swoich zespołach. Cieszę się, że pod skrzydłami Piotra Mateli robią one fajne postępy. Jeśli chodzi o nasz wynik, to spodziewałem się, że stać nas na dobrą grę, ale dziewczyny pokazują to ponad miarę. Jeżeli obecną formę uda się utrzymać, będę bardzo zadowolony.
Przed sezonem mówił pan, że celem jest miejsce w szóstce. Czy w obecnej sytuacji apetyty rosną?
- Zdecydowanie nie. Szczególnie trener studzi głowy dziewczyn, chce je utrzymać w dobrej dyspozycji. Należy pamiętać, że zdrowie jest najważniejsze, bo my nie mamy zbyt szerokiego składu. Rozgrywki są długie, miejmy nadzieję, że uda się dograć je bez problemów. Co będzie na koniec, zobaczymy. Realnie stać nas na to, żeby być w szóstce. Każdy, kto się w niej znajdzie, będzie mógł się bić o medal. Deklaracje odnośnie do wyniku zostawiłbym jednak w gestii trenera.
Przed startem rundy rewanżowej pojawiały się opinie, że prawdziwą wartość zespołu pokaże starcie z ŁKS-em. Przypominano, że poprzednim sezonie drużyna również zapisała na swoim koncie efektowną serię zwycięstw, a skończyło się walką o utrzymanie. Weryfikacja wyszła więc na plus.
- Zgadza się. W tym sezonie w meczach z wielką czwórką pokazaliśmy się z dobrej strony zarówno w Rzeszowie, jak i dwukrotnie w Łodzi. Tylko z Chemikiem Police zagraliśmy u siebie słabiej, dlatego to najbliższe starcie będzie dla nas dosyć istotne. Najważniejsze jest jednak, aby dziewczyny fundowały kibicom emocje, a gra była na wysokim poziomie. Wynik czasami może być niekorzystny, ale musisz schodzić z boiska ze świadomością, że dałeś z siebie wszystko. Jeżeli przeciwnik będzie lepszy, to trudno.
Filozofię, o której pan wspominał doskonale było widać w meczu z ŁKS-em Commercecon. Pojawiły się opinie, że to spotkanie mogłoby stanowić wizytówkę LSK. Zgodzi się pan z tym stwierdzeniem?
- Zobaczymy, jakie będą opinię po tym spotkaniu, ale moim zdaniem to był dobry mecz, momentami stojący na bardzo wysokim poziomie. Zarówno trener Masek, jak i Piotr Matela doskonale przygotowali swoje zespoły. Oczywiście nie uniknęliśmy błędów, ale float w siatkówce żeńskiej, zagrywany z prędkością 70 km/h jest ciężki do przyjęcia. Moim zdaniem była to jednak świetna promocja LSK.
Czy można powiedzieć, że konsekwentna polityka KS Pałac, od lat polegająca na stawianiu na młodzież, zaczyna przynosić wymierne efekty? Po ostatnim sezonie do zespołu dołączyły tylko Patrycja Balmas i Tamara Gałucha. Nie było więc spektakularnych transferów, jest za to wynik.
- Z Patrycją przed sezonem prowadziłem długie rozmowy. Starałem się ją przekonać, aby nie kończyła kariery. Cieszę się, że teraz się za to odpłaca, bo zarówno na pozycji przyjmującej, jak i atakującej gra naprawdę dobre, jak nie najlepsze zawody w karierze. Mam nadzieję, że jej przygoda z siatkówką będzie trwała, ale do końca sezonu mamy jeszcze trochę czasu.
- Godna podkreślenia jest postawa Magdy Mazurek i Natalii Misiuny. To są dziewczyny, które osiedliły się w naszym mieście, mieszkają tutaj i wychowują dzieci. Można powiedzieć, że są związane z miastem i to nas cieszy. Podobnie jak fakt, że emocje, których dziewczyny dostarczają, przyciągają coraz większą liczbę widzów na mecze. Spotkanie z ŁKS-em obejrzało blisko 2000 kibiców, co dla nas jest bardzo dobrym prognostykiem. Spotkanie odbywało się w piątek, a mimo to było bardzo wielu fanów.
Co czeka polskich siatkarzy w 2019 roku? "Najważniejsze będą kwalifikacje do igrzysk"
Frekwencja, o której pan wspomniał i atmosfera panująca podczas spotkań, to kolejny dowód na to, że siatkówka żeńska w Bydgoszczy zaczyna się odradzać.
- Zgadza się, w ten sposób tworzy się widowisko, które wszystkim się podoba. Dziewczyny fundują kibicom emocje, nawet kiedy przeciwnik jest słabszy. Nie starają się wygrywać najmniejszym nakładem sił, ale robią wszystko, aby przekonać ludzi do przychodzenia na mecze. Walczą o każdą piłkę. Myślę, że nasza liga powoli się rozwija, choć czasami pojawia się narzekanie na poziom meczów. Moim zdaniem jednak poziom będzie szedł w górę. My póki co cieszymy się, że mamy tylu kibiców i zmierzamy w dobrym kierunku.
Czy atmosfera, jaka powstała wokół klubu i zainteresowanie kibiców, przekłada się również na zainteresowanie ze strony sponsorów?
- Tak, jest to odczuwalne, zwłaszcza jeżeli wiele się w tym kierunku robi. Współpracujemy również z osobami odpowiedzialnymi za obsługę klubu, jeśli chodzi o internet. Mamy wiele ciekawych pomysłów na różne inicjatywy. Wierzę, że w tym roku uda się dzięki temu poszerzyć grono sponsorów.
Kilka miesięcy temu przejął pan klub w bardzo trudnym momencie. Patrząc na obecną sytuację, musi pan odczuwać sporą satysfakcję.
- Satysfakcja jest bardzo duża. Musieliśmy wraz z Jarkiem Kilanowskim pomóc Waldkowi Saganowi, który przez kilka miesięcy chorował. Na szczęście jest z nami ponownie i pracuje na każdym froncie. Dokonaliśmy małej rewolucji, ale jednocześnie nikomu nic wielkiego się nie stało. Cieszymy się, że zespół gra lepiej, drużyny młodzieżowe nadal funkcjonują w dobrym stylu. Mam nadzieję, że sezon zakończymy z dobrym wynikiem.
Jaka była recepta Piotra Makowskiego na klub i poprawę atmosfery wokół żeńskiej siatkówki w Bydgoszczy?
- Na to wszystko złożyło się bardzo wiele małych rzeczy. Staramy się z prezesem Saganem prowadzić ten klub w taki sposób, aby on miał ręce i nogi. Jednocześnie staramy się wykonywać tyle pracy, żeby na koniec być zadowolonym. Dążymy do tego, żeby niezależnie od wyników, kibice chcieli przychodzić na nasze mecze.
Pracował pan wiele lat jako trener, od kilku miesięcy pełni pan funkcję prezesa. Która rola jest trudniejsza?
- Jedna i druga są bardzo trudne. Na razie jeszcze bym tego nie oceniał. Więcej na ten temat będzie można powiedzieć po sezonie, bo póki co również dobrze możemy być w szóstce, albo z niej wypaść. Dlatego po zakończeniu rozgrywek będzie można o tym porozmawiać.