[b]
Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Słyszała pani o sprawie Martyny Łukasik i trenera Marcello Abbondanzy, którego zachowanie podczas meczu Chemika Police wywołało ostrą reakcję menadżera zawodniczki?[/b]
Ewa Stellmach, trener mentalny i coach sportowców: Z tego co wiemy, zawodniczka rozpłakała się, ponieważ trener podniósł na nią głos. Ale nie wiemy, co się wydarzyło przed tym meczem, jakie są ich relacje, w jaki sposób odnoszą się do siebie na treningach i poza nimi. Być może problemem okazała się nieumiejętność radzenia sobie z emocjami szkoleniowca, być może wysoka wrażliwość psychiczna Łukasik. Na jedną zawodniczkę taka ostra mobilizacja zadziałałaby pobudzająco, mogłaby pomyśleć "ja ci jeszcze pokażę", a na drugą zupełnie demotywująco, czego efektem byłby płacz i mentalne rozsypanie się.
Liga Mistrzyń: przełamanie Chemika Police w Rumunii
Do tego wpływ mogły mieć czynniki czysto kobiece, które zadziałały dodatkowo i spotęgowały reakcję: PMS, złe samopoczucie... Nie wiemy, co tam mogło jeszcze być. Jedna dziewczyna może mieć wysoką odporność psychiczną i w sytuacji stresowej zareaguje tak, aby udowodnić trenerowi, że to zachowanie tylko ją zmobilizuje a całe wydarzenie po niej spłynie. Ale niektóre są zdecydowanie wrażliwsze psychicznie i być może Martyna Łukasik jest jedną z takich kobiet. Do osób wrażliwych psychicznie, takie sygnały ze środowiska wyjątkowo mocno w nie trafiają i to nie zależy od tego, czy mówimy o mężczyźnie, czy kobiecie.
Co czeka polskich siatkarzy w 2019 roku? "Najważniejsze będą kwalifikacje do igrzysk"
Dopuszcza pani jakąkolwiek sytuację, która usprawiedliwiałaby doprowadzanie sportowca do skrajnej reakcji emocjonalnej przez np. krzyk albo wyzwiska?
Nie wiemy, jak funkcjonuje grupa w polickim klubie. Czy jest tam przyjęte za normalność, że trener podnosi na zawodniczki głos? I ja od raz w tym momencie mówię, że ja nie zgadzam się na takie praktyki, a zwłaszcza w stosunku wobec kobiet. Czym innym jest zagrzewanie do walki i krzyk motywujący trenera i zawodniczek w grupie, spajający zespół, a czym innym wrzaski i wyzywanie.
Przeczytałam wypowiedź pana Jakuba Dolaty, który wypowiadał się na temat sprawy Łukasik i mówił, że nie wolno trzymać młodzieży w inkubatorach, że nie można jej źle traktować. Poprzez wyzwiska czy krzyk nie wolno traktować nikogo, zarówno młodzieży jak i zawodniczek doświadczonych, jeśli to być może miało w tym wypadku miejsce, to jest to złe i naganne zachowanie. Ale brak krzyku nie równa się przecież rozpieszczaniu czy traktowaniu na specjalnych prawach! Skoro chcemy wzajemnie się szanować i traktować jak ludzi, którzy mają uczucia i emocje, to nie ma zgody na wrzeszczenie i wyzywanie kogokolwiek.
Zauważam u trenerów chłopaków i dziewczyn, że nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że między dziewiętnastolatkiem i osobą po trzydziestce jest w tej chwili pokoleniowa przepaść. To są dwa różne pokolenia, inne modele wychowania, inne warunki dorastania, dlatego nic dziwnego, że odporność psychiczna też jest inna.
A mówimy w tym przypadku o zawodniczce, która jeszcze nie skończyła dwudziestu lat i jest dopiero na początku swojej kariery sportowej. Być może był to dla niej pierwszy taki kontakt z ekspresją szkoleniowca.
Zawodniczka najlepiej wie, co zadziało się u niej w środku i dlaczego zareagowała tak, a nie inaczej. Inna sprawa, że sama Łukasik i jej trener nie zabrali głosu w całej sprawie, a to on byłby tutaj szalenie ważny. Jeżeli jej menadżer interweniował i poszedł na otwarty konflikt poprzez media, to być może czegoś już było w tych relacjach za dużo. Z drugiej strony jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to być może chodzi o pieniądze i być może cała sytuacja jest obliczona na wyciągnięcie Łukasik z klubu, ale tu możemy tylko gdybać.
Nie zmienia to sytuacji, że zawodniczka reagująca histerycznym płaczem podczas meczu to nie jest codzienny widok, wzbudza dyskusje i z pewnością nie chcemy takich rzeczy widzieć na polskich parkietach. Nie wiem, czy Łukasik pracuje z jakimś psychologiem, ale odnoszę wrażenie, że to by się jej przydało, zwłaszcza po takiej sytuacji.
Naraża się teraz pani na kontrę znawców siatkówki, którzy stwierdzą: Nikołaj Karpol czy Bernardo Rezende krzyczeli na swoje siatkarki i odnosili sukcesy, nigdy też nie byli oskarżani o mobbing czy znęcanie się. Skoro nawet najlepsi trenerzy krzyczą i wymagają, może to w podejściu samej zawodniczki jest problem?
Wracamy do dyskusji na temat autorytetów. W tym się objawia bardzo mocno różnica pokoleń, co widać choćby po zawodnikach pamiętających dobrze starszą generację trenerów i ich metody. Kiedyś trener z racji samej funkcji był autorytetem i mógł sobie pozwolić właściwie na wszystko. To samo dotyczyło prezesów, dyrektorów czy innych szefów: masz słuchać, wypełniać polecenia, nie dyskutować, koniec i kropka. Teraz jest inaczej, zwłaszcza u millenialsów i postmillenialsów.
Oni mówią: pokaż mi, jak dzięki twojemu doświadczeniu, twoim metodom ja mogę być najlepszy, mogę odnieść sukces, wtedy będziesz dla mnie autorytetem i zyskasz mój szacunek. Nie jest ważne, że masz tytuły mistrza świata czy Europy, pokaż, w jaki sposób możemy do tego dojść i pomóż nam osiągnąć sukces. To jest podstawowa różnica między zawodniczkami starszymi, na przykład Katarzyną Skowrońską-Dolatą, a Martyną Łukasik z innego, młodszego pokolenia.
W tym momencie już słyszę narzekania różnych wychowawców na to, że współczesna młodzież jest roszczeniowa i rozpieszczona, a takie podejście to próba zamknięcia jej we wspomnianym inkubatorze. Takie głosy to próba utrzymania starego, dobrze znanego porządku?
Ja bym to nazwała zwykłym niezrozumieniem tego, jak szybko zmieniają się pokolenia i co za tym idzie. Świat idzie do przodu, pojawiają się nowe technologie, ojcowie i matki prowadzą ze swoimi dziećmi inne rozmowy, w inny sposób wychowujemy dzieci niż kiedyś, zresztą ich autorytet też się zmienia. Powiem coś, czego trenerzy nie lubią, ale starsze pokolenie nie chce się rozwijać i często nie chce zrozumieć, że młodsi będą podważać status quo, będą się coraz częściej upominać o szacunek dla siebie i swoje prawa.
Prowadziłam niedawno szkolenia w ramach kursu UEFA B dla trenerów piłki nożnej, gdzie w gronie młodych szkoleniowców pojawiło się kilku starszych i różnica była widoczna. Młodsi zadawali świetne pytania, drążyli, faktycznie stawiali mi wysoko poprzeczkę. U starszych częściej była to postawa: to i tak się nie zmieni, tak już będzie, za moich czasów to... Może czas najwyższy zrozumieć, że młode pokolenie jest inne i to, co jest odbierane jako roszczeniowość, jest walką o siebie, upominaniem się o swoje prawa, o szacunek dla siebie. Młodzi potrafią być bardziej szczerzy i częściej reagują na brak wyjaśnień albo niedotrzymane obietnice postawą , która może być odbierana jako roszczeniowa.
W przeciwieństwie do swoich starszych kolegów i koleżanek?
Starsza zawodniczka pewnie ma z tyłu głowy to, co słyszała od mamy, taty lub innego trenera: "po prostu rób swoje, nie ma potrzeby dyskutować, trener ma zawsze rację". A młodsze zawodniczki myślą zupełnie inaczej i to nie jest złe ani roszczeniowe, to po prostu charakteryzuje pokolenie Z. W zawodowym sporcie pojawiają się nawet siedemnastolatki, które trzeba umieć poprowadzić. Jeżeli trener nie znajdzie sposobu na dotarcie do młodych podopiecznych, nie ma co liczyć na sukces.
Z tego, co czytałam, Łukasik miała kontynuować karierę w Stanach Zjednoczonych i po namowach została w Polsce. Być może ona była nastawiona na dalszą edukację i granie w siatkówkę, co umożliwiają uczelnie w USA, zaś w Polsce łączenie zawodowego sportu na tym poziomie i studiowania w trybie dziennym jest praktycznie niemożliwe. Być może to też jeden z czynników, który mógł mieć wpływ na jej odporność psychiczną. Kto wie? Możemy tylko wypowiadać się o sprawie dookoła niej, bo nie znamy kulis różnych decyzji i zdarzeń, a byłyby one bardzo pomocne.
Skoro już mleko się rozlało i relacje między Łukasik i jej trenerem uległy pogorszeniu, czy da się ostrożnie naprawić ich relacje i doprowadzić je choćby do poprawnego poziomu (rozmowa odbyła się przed publikacją ostatecznego, kończącego spór oświadczenia Chemika Police - przyp.red)?
Oczywiście, że tak! Podstawą dobrej atmosfery w drużynie jest zbudowanie właściwej relacji opartej na zaufaniu. Najlepiej byłoby, gdyby obie strony mogły usiąść razem i przegadać, co tak naprawdę się stało. Żeby dziewczyna mogła szczerze powiedzieć trenerowi: to mi się nie podoba, to na mnie źle działa. A trener powinien wziąć to wszystko na klatę i umieć wysłuchać. Można zauważyć, że starsi szkoleniowcy, ci z dużym doświadczeniem, mają tendencję do mówienia "ja wiem wszystko".
A czasem wystarczyłoby krótkie pytanie: co mogę dla ciebie zrobić? Jak ci pomóc? Być może słowo: przepraszam nie padło, a powinno. Warto w takiej trudnej sytuacji zdjąć maskę twardziela i przyznać się, że emocję wzięły górę, że nie było twoją intencją kogoś skrzywdzić. Zauważyć, że zrobiło się coś, co nie pomogło. Ważna jest inteligencja emocjonalna trenera, na jakim jest poziomie i jak trener potrafi z niej korzystać. Na ile zna siebie, swoje reakcje i na ile potrafi odczytać emocje swoich zawodniczek. Tu chodzi o relacje.
Pozostaje pytanie, czy ten typ trenera i człowieka będzie skłonny do podobnych zwierzeń.
Tylko jaki tak naprawdę to jest typ trenera? Ja nie wiem, nie znam go. Pracowałam z zawodniczkami trenowanymi przez pana z Ameryki Południowej i one szczerze przyznawały, że jego zachowania, wybuchy złości czy nawet obrażanie się, absolutnie im nie pomagają. Nic dziwnego, Polki trochę inaczej odbierają taką ekspresję i nie na wszystko sobie pozwolą.
Być może jest tak, że Abbondanza to taki ekspresyjny trener, ale z drugiej strony Vital Heynen przebija wszystkich swoją ekspresją, a przecież jest Belgiem. Nie tłumaczyłabym wszystkiego narodowością, natomiast tu wszystko rozbija się o to, czy trener i siatkarka będą chcieli i umieli ze sobą szczerze porozmawiać oraz czy nie przeszkodzi im bariera językowa. Być może jest im potrzebny ktoś w rodzaju mediatora, na przykład doświadczony psycholog, który będzie w stanie pomóc wszystkim stronom i dojść do tego, czy spięcie między nimi faktycznie było tak poważne, jak czytaliśmy o tym w mediach. Najlepiej by jednak było gdyby sami usiedli i po prostu porozmawiali.
Skoro różnice międzypokoleniowe są tak olbrzymie, to zachodzi obawa, że niemal wszyscy trenerzy starszej daty będą musieli zatrudniać mediatorów do rozmów z młodszymi zawodnikami. Ale chyba tak nie musi być?
Nie jest powiedziane, że trener po pięćdziesiątce nigdy się nie zmieni. Jego atutem może być olbrzymie doświadczenie i wiedza na temat tego, co sprawdzało się w jego dotychczasowej praktyce. Z drugiej strony dobrze by było, gdyby dostrzegł nadchodzące, nieuniknione zmiany w postawie swoich młodszych podopiecznych i nie narzekał na to, że kiedyś miał do dyspozycji lepsze zawodniczki.
Po prostu pracuje z nieco innymi osobami niż do tej pory i musi umieć do nich dotrzeć, może przy tym zmienić swoje podejście i metody. Kiedyś relacje nie były takie ważne, natomiast nowe pokolenia domagają się innego podejścia, bardziej indywidualnego. Jeżeli trener będzie umiał dostrzec mniejsze czy większe problemy swoich zawodniczek i porozmawiać z nimi na ten temat, sprawić, że będą się przed nim otwierały, to może liczyć na dobry odzew z ich strony. W przeciwnym razie nie widzę dobrze ich współpracy. Teraz ważne jest zbudowanie relacji opartej na zaufaniu. Tu jest klucz do zbudowania prawdziwego team spirit.