MKS Będzin kończy sezon w kiepskim nastroju. "My przegraliśmy sezon, kibice wygrali"

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Bartłomiej Grzechnik
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Bartłomiej Grzechnik

- Jest mi zwyczajnie wstyd, pozostaje jedynie podziękować naszym kibicom za cały sezon - mówił Bartłomiej Grzechnik po ostatniej porażce MKS-u Będzin z Chemikiem Bydgoszcz (1:3). Jego klub będzie musiał wyciągnąć wnioski z kiepskiego sezonu.

MKS Będzin kończy sezon 2018/2019 mało chlubnym osiągnięciem: zagłębiowski klub w całej rundzie zasadniczej PlusLigi nie wygrał ani jednego spotkania w swojej hali, co ostatni raz zdarzyło się AZS-owi Częstochowa w sezonie 2012/2013. Siatkarze Emila Siewiorka mieli prawo czuć się fatalnie po ostatniej ligowej porażce z Chemikiem Bydgoszcz (1:3), ale humory poprawiły im gorące, pomeczowe podziękowania ze strony będzińskiego klubu kibica.

Earvin Ngapeth: Leon nie powinien grać dla Polski

- Będę się wypowiadał teraz za siebie: jest mi zwyczajnie wstyd i pozostaje mi jedynie podziękować kibicom MKS-u Będzin za doping i bycie z nami w każdej złej chwili. My ten sezon przegraliśmy, a oni wygrali. Tworzyli świetną atmosferę i byli siódmym zawodnikiem drużyny - przekonywał środkowy Bartłomiej Grzechnik po starciu z Chemikiem.

Zagłębianom nie można było odmówić ambicji, w kilku fragmentach spotkania potrafili postraszyć bydgoskiego Chemika zagrywką albo dobrym wariantem ataku po przyjęciu. Ale tego dnia to było za mało na drużynę Jakuba Bednaruka. - Zagraliśmy dwa dobre sety i dwa słabe. Łatwo zauważyć, że nasza postawa na przestrzeni meczu często faluje. Co nam pozostaje? Przetrenować jeszcze jeden tydzień i pokazać się z jak najlepszej strony w Gdańsku, czyli zakończyć sezon dobrym akcentem - stwierdził siatkarz MKS-u.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię

Wydawało się, że będziński zespół pójdzie za ciosem po świetnej końcówce drugiego seta, wygranego 25:23. Ale kolejna partia zaczęła się od nieudanych ataków i nerwowych zagrań rozgrywających, przez co MKS musiał wracać do gry przy stanie 12:2 dla bydgoszczan. - Dla nas to też jest bardzo trudne do wytłumaczenia. Po dobrej końcówce drugiego seta spuszczamy głowy i podchodzimy zbyt spokojnie do trzeciej partii, zamiast pójść za ciosem i wyprowadzać kolejne ataki. Nie można powiedzieć, że się poddajemy, ale przez taki początek musimy gonić wynik jak szaleni. Walczyliśmy, ale to było za mało, by powalczyć o odwrócenie wyniku - tak Grzechnik ocenił przebieg feralnego trzeciego seta, przegranego przez MKS 18:25.

Klub z Będzina zrobił sporo, by uratować chociaż część nieudanego sezonu i zaplanować lepszą przyszłość. Zaczęło się od odejścia prezesa Mariusza Korpaka i zastąpienia go przez dotychczasowego kierownika drużyny Michała Kocyłowskiego, potem odsunięty od prowadzenia zespołu został Holender Gido Vermeulen i powierzono stery Emilowi Siewiorkowi. W trakcie sezonu Będzin opuścił także najlepszy gracz MKS-u Lincoln Williams, co spotkało się z ogromną krytyką obserwatorów PlusLigi. Bartłomiej Grzechnik przekonywał, że ta decyzja miała sens.

- Ten ruch klubu rozpatruję pozytywnie, bo dzięki niemu udało się zaoszczędzić pieniądze i patrząc pod tym kątem, była to słuszna decyzja. Dzięki temu klub w przyszłości będzie miał z pewnością większy budżet i większe szanse na zbudowanie składu pozwalającego na walkę o wyższe pozycje. Wiedzieliśmy już wcześniej, że się utrzymujemy w lidze, dlatego klub uznał, że powalczymy w końcówce sezonu nieco mniejszym składem - tłumaczył podstawowy gracz klubu z Będzina.

Ostatniej drużynie w tabeli PlusLigi został do rozegrania tylko jeden mecz, wyjazdowe starcie z Treflem Gdańsk zaplanowane na sobotę 23 marca. Siatkarze MKS-u odczuwają ciężar wcześniejszych, licznych porażek, ale mimo wszystko liczą na pozytywny akcent kończący tegoroczne rozgrywki.

- My już tak walczymy od dawna i gramy przede wszystkim dla siebie i dla naszych kibiców. Przegrywamy kolejne mecze, ale mimo to wychodzimy na boisko pełni motywacji, wierząc, że w końcu się uda. Kiedy przegrywa się jedną, drugą końcówkę seta, to wiadomo, że odbudowanie się jest trudne. I ciężko jest w takich chwilach nastawić się w głowach na wysokie cele, czyli w naszym przypadku wygranie spotkania za trzy punkty - przyznał szczerze były gracz klubów z Radomia i Bielska-Białej.

Tuomas Sammelvuo: Znajomość języka obcego jest oznaką szacunku dla kraju, w którym pracujesz

Komentarze (0)