- Miałem okazję zobaczyć kilka dni temu PGE Skrę Bełchatów w zdecydowanie lepszej formie niż wcześniej i na pewno nie można jej lekceważyć. To jest wciąż aktualny mistrz kraju, który przechodził w tym sezonie przez wiele złego, ale kiedy nadchodzą najważniejsze momenty rozgrywek, oni wydają się na nie gotowi - powiedział Oskar Kaczmarczyk w rozmowie z naszym portalem. I były asystent trenera w reprezentacji Polski nie jest odosobniony w swojej opinii, choć w grudniu byłoby to nie do pomyślenia.
Bez not za styl
Po mistrzowskim sezonie nie było drastycznych zmian w szeregach bełchatowskiej drużyny, a przynajmniej nie takich, by zespół musiał zmienić aspiracje. Mimo to ekipa pod wodzą Roberto Piazzy nie zachwycała i nie przekonywała. Choć wygrywała, to oglądanie ich spotkań było wątpliwą przyjemnością.
Czytaj też: Milad Ebadipour zostaje w PGE Skrze Bełchatów. Przedłużył kontrakt aż o trzy lata
Niedługo po Klubowych Mistrzostwach Świata pół składu posypało się zdrowotnie. Mariusz Wlazły walczył z barkiem, wypadli także Artur Szalpuk, Milad Ebadipour, David Fiel, a od początku sezonu niedostępny był Patryk Czarnowski. Co jakiś czas trener Piazza musiał radzić sobie bez Jakuba Kochanowskiego, który ma problemy z plecami.
ZOBACZ WIDEO Znakomite nastroje przed spotkaniem z Austrią. "Jerzy Brzęczek nie może tego zepsuć"
Chociaż zmiennicy radzili sobie coraz lepiej, ogrywając się z Grzegorzem Łomaczem, nie wystarczało to na rywali w PlusLidze i szóstka zaczynała odpływać. Pojawiała się realna wizja przedwczesnego zakończenia sezonu, pierwszego od lat braku awansu z grupy w Lidze Mistrzów.
Bez nerwowych ruchów
Co zrobił Konrad Piechocki? Nic. Oczywiście, prezes miał swoje problemy, zupełnie nie związane z zespołem, tylko z najcenniejszą rzeczą, czyli zdrowiem, ale władze PGE Skry mogły reagować.
Roberto Piazza miał zaufanie władz, ale też zawodników. - Odnajdujemy się w tym wszystkim. Drużyna się nie poddała, trener się nie poddał. To on nas nastawia, że póki jest wszystko otwarte, to bardzo mocno w nas wierzy. To, co ja mówię, to są praktycznie jego słowa - tłumaczył Karol Kłos.
Powolny, ale stopniowy powrót do zdrowia kolejnych zawodników sprawił, że PGE Skra wyszła z opresji. Potrzebowała sporo szczęścia w Lidze Mistrzów, ale w PlusLidze sama zapewniła sobie "szóstkę".
Czytaj też: Roberto Piazza odpowiada krytykom. "Może dla kogoś brak podstawowych skrzydłowych jest czymś normalnym"
Bez wskazywania winnych?
Kto ponosi winę za kontuzje w zespole? Rzadko się zdarza, by tak wielu zawodników w jednym momencie było wykluczonych z gry, o ile nie chodzi o jakieś zatrucie czy epidemię grypy. Tymczasem urazy były dość podobne do siebie, tak przynajmniej wynikało z dostępnych informacji.
Do sztabu szkoleniowego PGE Skry Bełchatów dołączył Eduardo Romero, trener przygotowania fizycznego. Współpracujący również z reprezentacją Polski kobiet, a w przeszłości pracujący we Włoszech, w Turcji, a także w kadrach Iranu czy Finlandii. Jarosław Bińczyk na łamach sport.pl na początku marca napisał, że kontrakt z nim nie zostanie przedłużony.
Żaden z trenerów od przygotowania fizycznego, z którymi udało mi się porozmawiać o sytuacji zdrowotnej w PGE Skrze, nie był w stanie z całą pewnością (na podstawie posiadanych informacji) stwierdzić, że winę za urazy w zespole ponosi właśnie Romero. Jeżeli jednak są one powtarzalne, to musi coś w tym być.
Dobrą informacją dla drużyny i kibiców jest to, że mimo przeciwności losu gra PGE Skry wygląda coraz lepiej. Może wyniki w dalszej części sezonu sprawią, że dawne problemy i kontuzje odejdą w zapomnienie. Najważniejszą rzeczą okazała się wiara w słowa trenera, mimo kolejnych przeciwności. - Ufam moim zawodnikom. I ufałem im od początku meczu, tak samo jak od początku sezonu. Mamy tylko jedną szansę, by znów znaleźć się tam, gdzie byliśmy rok temu. Musimy być razem. To konieczny warunek - mówił Piazza.