Strażak, sołtys i siatkarz zbiera pieniądze na protezę bioniczną

Ma jasne marzenie: chce mieć protezę i zatańczyć na swoim weselu. Mimo tego że w dzieciństwie stracił lewą rękę, jest strażakiem i gra w siatkówkę. Teraz Sebastian Bartosz Lipiński chce uzbierać ponad pół miliona złotych na specjalistyczną protezę.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Sebastian Bartosz Lipiński Facebook / facebook.com/piatkadlastrazaka / Na zdjęciu: Sebastian Bartosz Lipiński

Sebastian Lipiński stracił rękę, gdy był półtorarocznym dzieckiem. Bawił się na podwórku. Wystarczyła chwila nieuwagi - włożył rękę w mechanizm silnika ciągnika rolniczego. Lekarze robili wszystko, by uratować lewą górną kończynę. Od tego wypadku minęło już 20 lat. Bartek - bo tak do niego zwracają się znajomi, nie rozpamiętuje tej sytuacji. Żyje pełnią życia. Spełnia marzenia. - Gdybym teraz stracił rękę, byłbym kaleką. Ale ja się już nauczyłem z tym żyć, teraz w żadnym stopniu nie uważam się za takiego - mówi nam.

Jest strażakiem, siatkarzem, sołtysem rodzinnej wsi Brzóze. Ukończył studia pedagogiczne o specjalizacji resocjalizacja. Ma prawo jazdy i uwielbia jeździć samochodem. Pracuje jako ochroniarz, wcześniej był zatrudniony w administracji biurowej. Ma przed sobą kolejne marzenia - w tym to najważniejsze. Na swoim weselu chce z przyszłą żoną Magdaleną zatańczyć i mieć już wtedy specjalistyczną protezę bioniczną. Termin? 9 października 2021 roku. Koszt? Co najmniej 400 tysięcy złotych, ale potrzebne jest więcej. 150 tysięcy kosztować będzie rehabilitacja. - Na razie są to tylko marzenia, ale chcę je spełnić - dodaje Lipiński.

Jednej rzeczy nie potrafi Ma dopiero 22 lata, a już dla wielu osób z okolic jest wzorem do naśladowania. Gdy się rozmawia z Sebastianem, czuje się, że to człowiek pełen pasji. Uwielbia wyzwania i robi wszystko, by im sprostać. - Jestem w stanie zrobić wszystko. Śmieję się, bo jedynej rzeczy, której nie potrafię, to klaskać. Nie mam takiej fizycznej możliwości, ale próbuję się uczyć. Zawiązanie buta nie sprawia mi problemu - stwierdził. ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Skrajne oceny występów Piotra Zielińskiego. "Wymagamy od niego więcej"

Sam remontuje dom. Może oczywiście liczyć na pomoc rodziców, ale największą satysfakcję sprawia mu, jak udowodni, że mimo braku jednej ręki potrafi coś zrobić. Nie narzeka, zaraża pozytywną energią. - Jestem osobą, która nigdy w życiu od nikogo nie prosiła łaski. Owszem, pomocy potrzebowałem, ale nigdy jej nie chciałem, bo uważałem, że sobie poradzę. Taka moja męska duma - dodaje.

Zobacz także: Tauron AZS Częstochowa nie ucieka od długów. Kamil Filipski: Uczciwość wymaga tego, by wyjść z problemów

Tak wychowali go rodzice. Wiedzieli, że muszą dbać o to, by syn wyrósł na samodzielnego mężczyznę. By nie poddawał się po najmniejszych przeciwnościach. - Widziałem nie raz jak się gryźli sami ze sobą, żeby pomóc mi zawiązać buta. Chciałem wszystko robić sam

Syrena impulsem do życia

Lipiński mieszka w małej wsi, gdzie nie ma zbyt wielu atrakcji. Takich wsi jak Brzóze jest w Polsce setki. Młodzi nie mają tam zbyt wielkiego wyboru. Wielu - niestety - ucieka w nałogi. Ale można też zapisać się do Ochotniczej Straży Pożarnej. W Brzózach mają jedną z najprężniej działających w okolicy Mińska Mazowieckiego. 22-latek jest zastępcą prezesa jednostki.

Żałuje, że nie może brać udziału w akcjach ratowniczo-gaśniczych. - Syrena dla mnie jest impulsem do życia. W siatkówce mogłem sobie poradzić. Ludzie zastanawiali się, jak ja gram, a jednak dałem sobie radę. Nie było przeciwwskazań do działań sportowych. Pod względem strażackim one są, bo nie przejdę badań lekarskich. Żaden lekarz nie dopuści mnie do działań ratowniczo-gaśniczych - mówi.

Działalność w straży pożarnej sprawia Lipińskiemu wiele radości. W ten sposób może pomagać dzieciom z rodzinnej miejscowości. Dla nich jest wzorem do naśladowania. Uczy pierwszej pomocy. - Zgłaszały się do mnie matki, prosiły, bym im coś przetłumaczył. Oni mieli zapał do straży pożarnej i mówiłem, że albo będą się uczyli, albo nie będą mogli jeździć na zawody. Dzieciaki pokończyły szkołę, chodzą do techników czy zawodówek. Oni by zostali w gimnazjum, nie potrafiliby nic, a podciągnęli się. Wyszedłem z tym, by wyciągnąć ich z bagna. Jestem z tego dumny - dodaje.

Środkowy z jedną ręką

Inną z pasji Lipińskiego jest siatkówka. Został prezesem klubu OSP Burza Brzóze, który rywalizuje w amatorskiej lidze powiatowej. Znów zaczął wszystko organizować. Pokazał swoje zdolności przywódcze, ale nie zamierzał tylko zarządzać klubem. Sam wychodzi na boisko i regularnie gra. Jest środkowym. I mimo swojej niepełnosprawności gra jak równy z równym z rywalami.

- Ćwiczyłem sporo, by nauczyć się przyjmować piłkę. Tak, by nie leciała po ścianach, a tam, gdzie sobie zażyczę. Doszedłem do takiej swojej wewnętrznej perfekcji - powiedział. Rywale nie traktują go inaczej niż pozostałych zawodników.

- Na początku nigdy nie zwracałem na to uwagi. Raczej nikt nie spodziewa się osoby z jedną ręką po drugiej stronie siatki. Bardziej rywali irytuje to wtedy, gdy zablokuję ich podczas ataku. Z drugiej strony to bardzo motywujące dla mojej drużyny. To taka nasza tajna broń - powiedział 22-latek, który zazwyczaj gra jako środkowy.

Zobacz także: PGE Skra Bełchatów uciekła spod topora, czyli lekcja o tym, jak uwierzyć w filozofię trenera

Niemożliwe nie istnieje

Jego forma jest imponująca. Bez problemów robi pompki czy podciąga się na drążku. - Nigdy nie przerażałem się przeciwnościami losu, tylko mknąłem do przodu. Podołałem temu, reszta przyszła sama - mówi Lipiński. Został dwukrotnym triumfatorem turnieju wiedzy o pożarnictwie, gdzie jednym z zadań było jak najszybsze rozwinięcie i zwinięcie węża strażackiego. Oczywiście zgodnie z kanonami sztuki strażackiej. Uczynił to bez jednej ręki.

Pytany o to, jak sobie z tym radzi, odpowiada: - Troszeczkę ćwiczeń, samozaparcie i wszystko da się zrobić. Wszystko robię własnymi siłami, by sobie uświadomić, że jednak nie jestem osobą niepełnosprawną. Pan mi mówi, że nie może sobie wyobrazić, jak rozwijałem odcinek węża strażackiego. To była moja wrodzona zawziętość. "Kto jak nie ja?" "Ja sobie nie dam rady?" - mówi.

- Uwielbiam wyzwania. Chcę udowodnić swoją pełnosprawność. Najbardziej irytuje, gdy ktoś traktuje mnie z politowaniem. Nie uważam siebie za osobę niepełnosprawną. Stała się krzywda, ale poradziłem sobie - podkreśla z dumą.

Bezduszny ZUS

Zbiórka to także efekt bezduszności Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Lipiński zgłosił się z wnioskiem o rentę, ale lekarz orzecznik uznał, że ta mu się nie należy. - Na pierwszej komisji wniosek został odrzucony. Moja niepełnosprawność nie uprawniała do renty socjalnej. Odwoływałem się, ale nic się nie zmieniło. Odebrałem to tak, jakby ręka miała mi odrosnąć. Sąd powiedział, że moje warunki kompensacyjne są na tyle dobre, że w przyszłości będę mógł podjąć pracę.

ZUS pomocy odmówił, ale znajomi nie zawiedli. To właśnie koleżanka Sebastiana na portalu zrzutka.pl założyła zbiórkę. - Pokazał nam, że nie jest ważne, co masz, czym dysponujesz. Ważne, kim jesteś i kim możesz zostać. Liczy się nastawienie. To między innymi jemu zawdzięczamy rozwój społeczno-kulturowy naszej miejscowości - przekazała organizatorka zbiórki na portalu zrzutka.pl, Agnieszka Rogala.

Zobacz także: Klub z Zawiercia czeka na nową halę. Kibice skandują, władze miasta milczą

Teraz znajomi chcą się odwdzięczyć Lipińskiemu. Proteza bioniczna umożliwiłaby mu samodzielne wykonywanie różnych codziennych czynności, które wymagają użycia obu dłoni. - Apel o pomoc wystawiła znajoma. Ja tego bym nie zrobił. Uwielbiałem pomagać, a nie lubię jej sam otrzymywać. Dlatego jestem sołtysem, wiceprezesem jednostki i klub sportowego - mówi. Miejmy jednak nadzieję, że Lipiński na sobie przekona się, że dobro powraca.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×