W piątek reprezentanci Polski zainkasowali komplet punktów, pokonując w czterech setach Australijczyków. Skala trudności następnego dnia wzrosła, choć nie aż tak bardzo, jak można by było się tego spodziewać. Wszystko za sprawą tego, że siatkarze z USA mają zapewniony udział w turnieju finałowym Ligi Narodów. Przez to trener John Speraw stopniowo będzie wprowadzać swoich najlepszych zawodników.
Premierowy występ nie udał się Amerykanom, przegrali z Brazylijczykami 0:3, choć w każdym secie realnie zagrażali przeciwnikom. Ponieważ w składzie było kilku debiutantów, zabrakło im doświadczenia, a Taylor Sander nie pomagał.
Czytaj też:
-> Liga Narodów: Irańczycy z kolejnym kompletem punktów. Pierwszy triumf Włochów
-> Liga Narodów. Lincoln Williams: sezon w Polsce był trudny, ale niczego nie żałuję
Obie ekipy wystąpiły w nieco innych składach niż w piątek. Ubiegłoroczna taktyka Vitala Heynena i rotowanie zawodnikami tak, żeby rywale nie wiedzieli na kogo się przygotować, zrobiła furorę w tegorocznej edycji Ligi Narodów.
ZOBACZ WIDEO: Finał Ligi Mistrzów. Liverpool - Tottenham. Komu kibicują reprezentanci Polski? Sympatie podzielone
Biało-Czerwoni sprawiali wrażenie zaskoczonych. Grający na prawym skrzydle Bartłomiej Bołądź prawie nie dostawał piłek, mocno eksploatowani byli za to Michał Kubiak i Aleksander Śliwka, co absolutnie nie przekładało się ani na skuteczność, ani na wynik. Kawika Shoji nie miał za to problemu z dogrywaniem odpowiednich piłek do kolegów, co szybko przełożyło się na rezultat, choć i u niego była tendencja prowadzenia gry przez lewe skrzydło.
Amerykanie zwyciężyli w pierwszej partii do 17, prezentując się przyzwoicie na tle słabo dysponowanych Polaków. Po zmianie stron w polu zagrywki pojawił się Michał Kubiak i dzięki sprytnym serwisom Biało-Czerwoni zbudowali sobie przewagę. Przy prowadzeniu 9:6 trener przeprowadził podwójną zmianę. Fabian Drzyzga i Dawid Konarski zostali już na stałe na parkiecie. Mimo bezpiecznej, jak mogłoby się wydawać, różnicy punktowej, Polacy nie wykorzystali trzech setboli i rozpoczęła się gra na przewagi. Było mnóstwo emocji, ale i happy end po piekielnie długim secie. Obie drużyny zdobyły w nim w sumie 66 punktów!
Trzecia partia od samego początku była bardzo wyrównana. Po stronie USA grę prowadzili Torey Defalco oraz Kyle Russell, który kilka sezonów temu reprezentował barwy MKS-u Będzin. Po jednej z akcji żółtą kartkę zobaczył Vital Heynen, zbyt żywiołowo reagując na to, co się działo na parkiecie.
Zepsute zagrywki w końcówce nie okazały się sprzymierzeńcem Biało-Czerwonych i ostatecznie niewykorzystane okazje się zemściły. Tym razem Amerykanie wyszli z opresji i znów wyszli na prowadzenie w meczu.
Drużyna Johna Sperowa poszła za ciosem i błyskawicznie zbudowała sobie przewagę. Momentami oczy krwawiły, serce bolało, ale kibice byli cały czas z siatkarzami. W końcu złapali wiatr w żagle odrobili straty. Grę ciągnął Aleksander Śliwka, który po czterech setach miał wykonanych już 39 ataków.
Polacy doprowadzili do tie-breaka, a ten był kwintesencją całego spotkania. Błędy przeplatane lepszymi akcjami i wojna nerwów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze dla zespołu Heynena. Po morderczej walce i trwającym 2 godziny i 47 minut pojedynku Biało-Czerwoni wyszarpali zwycięstwo.
USA - Polska 2:3 (25:17, 32:34, 28:26, 23:25, 9:15)
Polska: Łomacz, Bołądź, Kochanowski, Bieniek, Śliwka, Kubiak, Wojtaszek (libero) oraz Drzyzga, Konarski, Nowakowski, Szalpuk.
USA: K. Shoji, Stahl, Defalco, Muagututia, Smith, Russell, E. Shoji (libero) oraz Ma'a, Ensing, Tuaniga.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)