Głos, którego nie zapomnimy. Wspomnienie Miguela Falaski

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Miguel Falasca
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Miguel Falasca

Wiadomość o śmierci Miguela Falaski spadła jak grom z jasnego nieba. Kto by się spodziewał, że w wieku 46 lat nagle odejdzie człowiek, który jeszcze nie tak dawno był sportowcem? Siatkarska rodzina jest w szoku.

Miguel Falasca do Polski trafił w 2008 roku, podpisując kontrakt z PGE Skrą Bełchatów. Wcześniej święcił triumfy w Portol Drac Palma de Mallorca, co teraz jest trudne do wyobrażenia, również na europejskich parkietach.

Nie od dziś wiadomo, że rozgrywający, będący reżyserem gry zespołu, jest równie ważny, co ofensywni zawodnicy. Miguel Falasca robił to znakomicie. Szybko zgrał się z Mariuszem Wlazłym i pozostałymi zawodnikami, przez co za jego czasów PGE Skra Bełchatów święciła największe triumfy. Po odejściu z polskiego klubu rozegrał jeszcze sezon w Uralu Ufa, zdobywając wicemistrzostwo Rosji, co było historycznym wyczynem dla rosyjskiej drużyny.

Skupmy się jednak na tym, co wydarzyło się później. Konrad Piechocki nie czekał aż Miguel Falasca nauczy się fachu u boku kogoś doświadczonego, ale od razu po zakończeniu kariery zawodniczej, zaproponował mu pracę na stanowisku trenera. Teraz wydaje się to normalne, w końcu tą samą drogą poszedł Polski Związek Piłki Siatkowej zatrudniając Stephane'a Antigę.

Prezes PGE Skry decyzję motywował tym, że były zawodnik żyje siatkówką, poświęca się jej w pełni. Trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę, choć początkowo wydawało się to wręcz nierealne. Bełchatowskie środowisko, zarówno kibice jak i dziennikarze, po absolutnie nieudanym sezonie zakończonym na piątym miejscu, byli sceptycznie nastawieni.

Czytaj także: Marcin Możdżonek i Konrad Piechocki wspominają zmarłego Miguela Angela Falascę

Nie potrafiliśmy sobie zobrazować tego, że zawodnik, którego niedawno widzieliśmy w stroju meczowym, nagle wskoczy w dres i zza linii bocznej będzie przekazywał uwagi swoim kolegom. Z większością z nich znał się jeszcze z parkietu.

Być może nawet to okazało się kluczowe, bo Falasca nie musiał nikogo do siebie przekonywać, a zaufanie przychodziło z każdym treningiem. Nie było problemu z granicą pomiędzy kolegą a trenerem. Maszyna funkcjonowała znakomicie.

Śledząc pracę Falaski, mając z nim styczność kilka razy w miesiącu, podobnie jak ze Stephane'em Antigą, choć wtedy w roli siatkarza, byłam nieco mniej sceptyczna w kwestii zatrudnienia Francuza na stanowisku trenera reprezentacji Polski. Jak się okazało - słusznie.

Swoją drogą, co nie jest tajemnicą, panowie bardzo się przyjaźnili. Po wywalczeniu tytułu mistrzostw świata, Miguel Falasca był pierwszą osobą, do której Stephane Antiga podszedł, by świętować sukces. Był to jeden z piękniejszych obrazków tego wieczoru.

Miguel Falasca był zawsze wdzięcznym rozmówcą. Jego charakterystyczna barwa głosu, a do tego akcent, który był mieszanką kilku języków sprawiały, że trudno było go pomylić z kimś innym.

Cenili go sobie wszyscy. Cierpliwie odpowiadał na absolutnie wszystkie pytania. Był spokojny, ale potrafił też walczyć o swoją drużynę, kiedy ta została niesprawiedliwie potraktowana przez sędziego.

Pożegnanie z PGE Skrą łatwe nie było, bo rozstania w trakcie sezonu nigdy takie nie są. Falasca wyjechał do Włoch, po pracy z męskim zespołem z Monzy podjął nowe wyzwanie. Podpisał kontrakt z żeńską drużyną z tego samego miasta. Pod jego skrzydłami miała grać Katarzyna Skorupa.

Śmierć Miguela Falaski jest ogromnym ciosem dla siatkarskiego świata. Nigdy nie jest się gotowym na czyjeś odejście, a już na pewno nie wtedy, gdy ktoś jest w wieku, kiedy wydaje się mieć całe życie przed sobą.

Żegnaj trenerze.

Czytaj także: Miguel Angel Falasca nie żyje. Doznał ataku serca

Komentarze (0)