[b]
Z Gdańska - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Selekcjoner "Trójkolorowych" podkreśla, że w sytuacji, w której postawiono jego zespół, niemożliwym jest odpowiednie przygotowanie zespołu. Francuscy siatkarze zaczną walkę o bilety do Tokio w piątek o godzinie 20:30 meczem ze Słowenią. Z wymagającym rywalem, którego raczej nie pokonają w trzech szybkich setach. W najlepszym wypadku spotkanie zakończy się około godziny 22, w najgorszym ostatnia piłka może dotknąć boiska po 23.
Niezależnie od rozstrzygnięcia drużyna Tilliego będzie miała bardzo mało czasu na odpoczynek i przygotowanie się do starcia z Polską, które zdaniem niemal wszystkich ekspertów już teraz zadecyduje o tym, kto zapewni sobie występ w japońskich igrzyskach. Mecz Francuzów z Biało-Czerwonymi rozpocznie się w sobotę już o godzinie 15. Z kolei w niedzielę nasi najgroźniejsi rywale w walce o awans na IO zaczną swoje spotkanie jeszcze wcześniej, bo w samo południe.
- Gdyby trzeba było rozgrywać czwarty mecz, to pewnie rozpoczął by się o dziewiątej rano - ironizował kapitan francuskiej kadry Benjamin Toniutti. Trener Tillie nazwał terminarz niesportowym i zaapelował do sportowego sumienia Polaków mówiąc, że nie potrzebujemy takich sztuczek, żeby zdobyć przepustkę na igrzyska. - Spójrzcie na wszystkie turnieje kwalifikacyjne, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Tylko tutaj jest taki problem, ma go tylko reprezentacja Francji - wskazywał.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Kwalifikacje do igrzysk. Jacek Kasprzyk: Trener Vital Heynen ma cały czas nasze pełne zaufanie
Zdaniem Tillie'ego międzynarodowa federacja siatkarska powinna mieć większą kontrolę nad tym, jak gospodarze turniejów kwalifikacyjnych ustawiają układ gier. Ten gdański, choć bardzo niekorzystny dla Francuzów, jest zgodny z przepisami FIVB, co podkreślał w przeddzień turnieju Vital Heynen.
- Polska federacja wydała dużo pieniędzy, żeby móc zorganizować turniej u siebie. To chyba logiczne, że skoro gramy u siebie, to mamy najkorzystniejszy plan meczów. Gdyby tak nie było, należałoby zadać sobie pytanie, po co płacić sporą sumę za prawo do organizacji kwalifikacji - skomentował narzekania francuskich gości belgijski selekcjoner Biało-Czerwonych.
On ma akurat pełen komfort pracy, bo terminarz został ułożony tak, jak sobie tego życzył. W piątek o 17:30 Polacy zagrają z najsłabszą w stawce Tunezją, która nie powinna ich zmęczyć przed najważniejszym dniem turnieju. W sobotę o 15 wspomniany już mecz z Francją, a na koniec w niedzielę, także o 15, potyczka ze Słowenią.
- Jasne, mamy trochę lepszy układ gier niż Francuzi, ale mi wydaje się to zupełnie normalne. Gdybym był trenerem innej drużyny, pewnie też bym narzekał. Tak to już jest, grasz na wyjeździe - narzekasz, grasz u siebie - mówisz, że to normalna sprawa - tłumaczył Heynen.
Wtórował mu kapitan jego drużyny Michał Kubiak, który stwierdził, że skoro Polski Związek Piłki Siatkowej słono zapłacił za prawo do organizacji turnieju kwalifikacyjnego (pół miliona dolarów), to ma prawo zorganizować go tak, by nasza reprezentacja znalazła się w możliwie najkorzystniejszej sytuacji.
- Światowa federacja na to przyzwala, więc nie widzę powodu, dla którego to miałoby być podważane. Jako gospodarz mamy prawo zorganizować ten turniej tak, żeby przede wszystkim nam było wygodnie - powiedział mistrz świata z 2014 i 2018 roku. - Myślę, że gdyby to Francuzi organizowali ten turniej, ustawialiby go pod siebie. Zawsze ktoś będzie narzekał - dodał.
Zarówno Heynen, jak i Kubiak przytaczali ubiegłoroczne mistrzostwa świata, gdy współgospodarze imprezy, Bułgarzy, na koniec pierwszej rundy turnieju ustawili Polakom dwa najtrudniejsze mecze - z Iranem i ze swoją drużyną. Sami w dzień spotkania Polska - Iran wyznaczyli sobie dzień przerwy, licząc na to, że podmęczeni przez Irańczyków Biało-Czerwoni będą dla ich ekipy łatwiejszym przeciwnikiem.
Gdy przed starciem z Bułgarami zapytaliśmy o ten wybieg naszego reprezentanta Artura Szalpuka, ten odparł, że gospodarzom należą się za to wyrazy uznania, a gdyby turniej odbywał się w Polsce, na pewno postąpilibyśmy podobnie. Niespełna rok po tamtych wydarzeniach wiemy już, że Szalpuk miał absolutną rację.
Dodajmy, że "chytry plan" Bułgarów nie powiódł się - Polacy pokonali wówczas ich zespół 3:1. Chytry polski plan też wcale nie musi przynieść Biało-Czerwonym korzyści. Nikogo nie trzeba przekonywać, że w sporcie złość i chęć odegrania się za kłody rzucane pod nogi to potężna broń.
To nie pierwszy raz, gdy zagraniczni goście mają pretensje do polskich organizatorów ważnych siatkarskich imprez. W 2014 roku oburzali się Brazylijczycy, którym obiecano, że całe mistrzostwa świata będą grać w Katowicach, a potem na trzecią fazę turnieju kazano przenieść się do Łodzi.
Tym razem ze swojego układu gier niezadowoleni są nie tylko Francuzi, ale i Słoweńcy, którzy w piątek zagrają z "Trójkolorowymi" o 20:30, w sobotę z Tunezją o 18:30 (być może później, jeśli mecz Polska - Francja będzie trwał długo), a w niedzielę z Polską o 15. Jednak oni nabrali wody w usta. Zarówno kapitan drużyny Tine Urnaut, jak i trener Alberto Giuliani poprosili dziennikarzy, by nie zadawać im pytań o terminarz.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)