Dwa złote medale mistrzostw Europy, srebro Igrzysk Europejskich, trzykrotnie wygrana Liga Mistrzyń, tytuły mistrzyni Polski, Włoch, Turcji, Chin i Azerbejdżanu. Do tego jeszcze występ na igrzyskach olimpijskich (Pekin 2008), klubowe mistrzostwo świata i Azji. Więcej nie będzie. W czwartek Katarzyna Skowrońska-Dolata, jedna z największych postaci polskiej siatkówki ostatnich 20 lat, prawie 300-krotna reprezentantka kraju, ogłosiła zakończenie sportowej kariery w wieku 36 lat.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Podobno była pani we środę na koncercie Metalliki na Stadionie Narodowym?
Katarzyna Skowrońska-Dolata (była reprezentantka Polski w siatkówce, dwukrotna mistrzyni Europy): Pewnie. Kocham muzykę. Czasami cisza jest dobra, ale przez większość czasu muzyka wygrywa. A Metalliki słuchałam już jako dziecko, jak mogłabym przegapić ich koncert? Poszłam z przyjemnością. Stałam na płycie, bo tam najlepiej odbiera się takie koncerty. A że było ciemno, nikt mnie nie rozpoznał. Wszyscy skupili się na Kirku Hammecie. Koncert był świetny.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski jeszcze lepszy niż w poprzednim sezonie? "Gnabry i Coman mogą mu w tym pomóc"
Czyli dała sobie pani prezent w przeddzień ogłoszenia, że kończy karierę?
Nosiłam się z zamiarem zakończenia kariery już dosyć długo. Myślałam, że zrobię to po sezonie spędzonym w Bergamo, jednak wtedy przytrafiła mi się ciężka kontuzja. Obawiałam się, że już nie wrócę, ale też walczyłam o ten powrót, bo nie chciałam, żeby moja historia tak się skończyła. Udało mi się wrócić, spełnić jeszcze kilka sportowych marzeń, trafiła się bardzo ciekawa oferta z Brazylii. A dlaczego teraz? Siatkówka jest całym moim życiem i ogromną pasją. Wciąż mi się nie znudziła i bardzo się z tego cieszę. Kończę karierę w momencie, w którym nadal kocham ten sport, w którym nadal lubię związany z nią model życia. Nie wiem, ile lat musiałabym jeszcze czekać, żeby to się zmieniło, żeby pasja zamieniła się w rutynę, pracę. Może nigdy by to nie nastąpiło i mogłabym ciągnąć karierę w nieskończoność.
Zatem dlaczego jej pani nie ciągnie?
Chciałam odejść w dobrym dla siebie momencie. Żeby nikt nie mówił: "To już nie ta sama zawodniczka", "Jest cieniem samego siebie", "Kiedyś miło było patrzeć, jak gra, teraz jest połową samej siebie sprzed lat". Nie chciałam tej kariery przeciągać, grać dalej tylko dlatego, że przez ostatnie 20 lat robiłam tylko to. Czuję się spełniona pod każdym względem. Jasne, można było wygrać więcej, tylko ja jedna wiem, ile było w moim sportowym życiu porażek.
Czytaj także:
- ME 2009: Brąz polskich siatkarek, który smakował jak złoto. "Pokazałyśmy, że niemożliwe nie istnieje"
Teraz jest ten dobry moment?
Jestem po bardzo udanym sezonie w lidze brazylijskiej. Nie chciałam ryzykować, że każdy kolejny sezon byłby słabszy albo że coś znowu by mi się przytrafiło. Przyznaję - zachowałam się egoistycznie, bo chcę pamiętać siebie jako siatkarkę taką, jaką byłam w tym ostatnim sezonie w Hinode Barueri. Chcę pamiętać, że kiedy schodziłam ze sceny, byłam dobra. Zdecydowałam sama i jestem z siebie dumna.
Także z tego, że nie dała się pani ciężkiej kontuzji? Powrót po zerwaniu więzadła krzyżowego przedniego w styczniu 2017 roku wcale nie musiał się udać.
Walka z zerwanym więzadłem w moim wieku, już po trzydziestce, była naprawdę dużym wyzwaniem. Jestem dumna, że tę walkę wygrałam. Że wróciłam do sportu i byłam w stanie znów grać na najlepszym poziomie.
Pani zejście z siatkarskiej sceny przypomina mi koniec kariery Adama Małysza. On też bardzo chciał odejść, będąc na szczycie. I zrobił to po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw świata w Oslo w 2011 roku.
I pamiętam, że też wiele osób zaskoczył. Od kiedy jestem w Polsce, zbieram się, żeby napisać jakąś wiadomość i podziękować za karierę wszystkim, którym się te podziękowania należą. Jeszcze do tego nie dojrzałam, łatwiej jest mi mówić o swojej decyzji w wywiadach. Nie planuję jednak żadnego ostatniego meczu czy benefisu.
Jeden z brazylijskich dziennikarzy napisał w trakcie sezonu ligowego, że jest pani "królową Brazylii". Jak pani koleżanki czy trener Ze Roberto zareagowali na abdykację?
Trener już od dawna wiedział, co postanowiłam, że to mój ostatni sezon. Próbował to zmienić, ale jestem uparta. Pieniądze, sportowe ambicje nie miały znaczenia, bo miałam już plan. Nie było łatwo go zrealizować i wytrwać w postanowieniu, bo po sezonie pojawiło się wiele świetnych ofert. Wahałam się, zastanawiałam, ale decyzji nie zmieniłam. Moim bliskim było wręcz trudno w to uwierzyć, uważali, że w końcu dam się komuś namówić i jeszcze trochę pogram.
Są w pani karierze jakieś momenty, które szczególnie pani pamięta?
Zarówno te cudowne wspomnienia, jak i te gorzkie, trudne zrobiły ze mnie bogatą w doświadczenia osobę. A tych wszystkich sukcesów, złotych medali, zwycięstw, nie da się porównać i uszeregować w kolejności.
Czytaj także:
- Ruszają ME siatkarek 2019. Polki zaczną meczem ze Słowenią
Jest jakiś mecz, który najczęściej się pani śni?
Nigdy nie pamiętam snów, a bardzo bym chciała. Jeśli trafię kiedyś na człowieka, który pomoże mi to zmienić, będę mu bardzo wdzięczna.
Odczuwa pani niedosyt, że największe sukcesy reprezentacyjne osiągnęła na początku kariery? Po mistrzostwie Europy wywalczonym w 2005 roku z dużych rzeczy był już chyba tylko awans na igrzyska olimpijskie w Pekinie.
Ale to nie znaczy, że w tych kolejnych latach, nie korzystałam z gry w drużynie narodowej, nie zdobywałam nowych doświadczeń. Złote medale zdobyłam jako młoda dziewczyna, jako dorosła zawodniczka świetnie rozwijała się moja kariera klubowa. Grałem w najlepszych drużynach w Europie i na świecie.
W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" powiedziała pani, że fajnie byłoby spędzić jeszcze rok grając w Japonii, oglądać z bliska przygotowania do igrzysk w Tokio i same igrzyska. A nie myślała pani o tym, żeby na tych igrzyskach zagrać?
Reprezentacyjny etap mojej kariery zamknęłam już dawno. Moja pozycja jest teraz dobrze obsadzona. Malwina Smarzek gra naprawdę świetnie, stanowi o sile zespołu trenera Jacka Nawrockiego.
Co będzie pani robiła w czasie mistrzostw Europy siatkarek, które właśnie się w Polsce zaczynają?
Przede wszystkim kibicować naszym dziewczynom! No i pewnie spotkam dużo osób, z którymi od dawna chciałabym porozmawiać od serca.
Zapytałem, bo byłem ciekaw, czy zobaczymy panią jako ekspertkę w którejś telewizji. W czasie kwalifikacji olimpijskich odwiedzała pani studio Polsatu Sport i była bardzo chwalona za fachowość.
Jeszcze nie wiem. Na razie nic nikomu nie potwierdzałam. Na tę chwilę kariera telewizyjna nie mieści się w moich planach.
Zazdrości pani obecnym reprezentantkom Polski, że zagrają w mistrzostwach Europy przed własną publicznością?
Zazdrość i nienawiść to brzydkie uczucia i się ich wystrzegam. Chyba że taka pozytywna zazdrość. Ale takiej też we mnie nie ma. Mam tak bogate doświadczenie reprezentacyjne, tyle wspomnień związanych z występami w Biało-Czerwonych barwach, że nie patrzę na mecze kadry jak zwykły kibic. Gdy słyszę "Mazurka Dąbrowskiego", oczy się błyszczą.
Widzi pani jakieś podobieństwa pomiędzy obecną kadrą a "Złotkami"? Malwina Smarzek-Godek może być nową Małgorzatą Glinką?
Ten zespół zrobił w ostatnich latach spore postępy. Ostatnia Liga Narodów dała nam dużo fajnych emocji. Szkoda że nie udało się wywalczyć olimpijskiej kwalifikacji. Mam cichą nadzieję na medal mistrzostw Europy, ale to trudny turniej. Szczytem marzeń jest natomiast wygrana w styczniowych kwalifikacjach do igrzysk i wyjazd do Tokio.
Wasze triumfy są trochę takim siatkarskim meczem na Wembley.
Właśnie tak! Teraz dziewczyny mają wielką szansę napisać własną historię. Oby stały się nowymi idolkami.
Smarzek-Godek już trochę taką bohaterką jest. W tym sezonie wyrównała pani rekord punktów zdobytych w jednym meczu reprezentacji - 41.
Nawet nie wiedziałam. Wiem jednak, że ma wszystkie cechy, żeby zostać fenomenalną siatkarką.
A czy trener Jacek Nawrocki przypomina w czymś świętej pamięci Andrzeja Niemczyka?
Nie. Ale trener Niemczyk ma bardzo dobry warsztat, jest od niego bardziej stonowany, dużo spokojniejszy. Pod tym względem jest dla niego wręcz postacią kontrastową.
Ale tak jak on potrafił podnieść poziom naszej kadry.
Pracowałam z trenerem Nawrockim dwa sezony. Miał plan, ale po nieudanych kwalifikacjach do igrzysk w Rio trzon zespołu, który budował, zrezygnował z występów w reprezentacji. Trener poszedł wtedy zupełnie innym torem, dostał duży kredyt zaufania. I to zaufanie jest według mnie bardzo ważne, bo wcześniej w tej kadrze zdarzało się, że ktoś tracił pracę po jednym nieudanym turnieju.
W ostatnich latach była pani obieżyświatem - Włochy, Turcja, Azerbejdżan, Chiny, Brazylia. Teraz zamieszka pani w rodzinnej Warszawie?
Myślę, że tak. Choć bardzo kocham podróże.
Ma pani jakieś konkretne pomysły na siebie? A może już pani wie, czym się zajmie?
Od kiedy ogłosiłam zakończenie kariery, telefon praktycznie nie przestaje dzwonić. Pojawiają się fajny propozycje, jednak chcę skupić się na sobie i spełnić marzenia, na które do tej pory nie miałam czasu. Chcę iść na studia, jakieś kreatywne, które nauczą mnie lepiej robić coś, co do tej pory robiłam z pasji. Może praca z młodzieżą, może jeszcze coś innego, ale raczej poza sportem.
Te studia to raczej Akademia Wychowania Fizycznego, czy Akademia Sztuk
Pięknych?
AWF nie. Absolutnie nic związanego ze sportem. Ale nie wiem jeszcze w jakim trybie i na jakiej uczelni. Bardzo chcę zapełnić puste miejsce, które zostanie w moim życiu po siatkówce.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)
Życie jest piękne , a pani również, , życze pani dużo zdrowia i dzieci i by córki były tak urodziwe Czytaj całość
Powodzenia na nowej drodze życia :)